Widoki wymazy - Kacper Bartczak - ebook

Widoki wymazy ebook

Bartczak Kacper

0,0
29,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Co widać, kiedy nic nie widać? Jaki mamy klimat, kiedy zimno i ciepło smakują inaczej niż kiedyś? Skąd to dziwne przeczucie, że klimat wziął się z nas, i jaka jest polityka naszych obrazów? Wiersze i prozy w najnowszym tomie Kacpra Bartczaka sklejają widoki z tu i teraz, by uzyskać przetarcia na przyszłość. Teksty pomieszczone w książce korespondują ze sobą, z głosami innych autorów, a przy tym badają możliwość ruchu w środowisku, które stało się zbyt lepkie i wiążące ruch. Tutaj pisanie jest stanem energetycznym zdającym sprawę z własnego bilansu cieplnego i rodzi głos, który odnajduje się w podwyższonej wymienności z otoczeniem. Utwory dotykają wielu aspektów naszego współczesnego wycieńczenia i wyjałowienia – psychicznego, politycznego, poznawczego – ale ziemie jałowe Bartczaka odkrywają własną wartość liryczną i w niej uczą się odzyskiwać życiodajne płyny.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB

Liczba stron: 31

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tranzyt

w trasie ja w transie

horyzont na remanent

nosiło mnie byłem mu

nośny witraż bitumiczny

chrzęścił w zębach

chorał pneumatyczny

ja nośnik permanent

na napęd dżdżysty

mazidło z komina w horyzont

majak perspektyw na styk

budów jako wszczep tkwię

pneumatyk notoryczny

zjechałem kafar świata

na jaki wizaż pejzażysty

stać nasz moment obrotowy

pluty mazisty

niech wybory będą

powabne wewnętrzne

niech wygra kto śmielej

suchym ostem chrzęści

.

Wymazy z krajobrazów

1.

ambient niesie

w krainie zbożowej

łany kładzie

ludzkie składniowe

krajobraz teraz

ma wtopę w śpiewie

krajobraz wad zaraz

od powietrza

śpiewa

ja zalany śpiewem

wzięty na pytanko

o sens mowy

jak wymaz

2.

obracałem się w świetle

z kraju sondażowym

miałem cofkę

nawrót zwrot

pejzażowy trans

misyjny

a pusty byłem miotny

zdymisjonowany

migałem przelotnie

sobie a muzeom

mózgowym

zalany w miętowym świetle

ze wskazaniem

na toksynę

w podróżach mało

miasteczkowy

wskazany

w świetle gotowy

na nic

3.

ja na majakach

polega

organizuje na bazie

mączki ze spalarni

osad alergiczny

krzyżykowy

gramatyka polityka

przyrostki kichnięć

ambient z ambony

w polu opornik

stadny legionowy

4.

ja sztuczny niepodatny

nic mnie

szczepi

5.

polega na nawozie

żeby rosło

na mgiełce w oczach

widok się klei

wymaz

ambient niesiony

z radia zabitego

dechami z gwoździami

w głowie

widok wtopiony do głowy

kakofon uniesień

wy odporności stadne

ja wymaz

.

Mieszanka widokowa

paliwa i wirusy

w powietrzu w szarościach

domki gniecie w czasie

mieszanka tej wartości

kompas białkowy

śpiewa mi w głowie

mknę chyży widmowy

jakbym informował

biel cynkową kobalt

kadm gęsty w czaszy

dawne miejsca twarze

mielą się w czasie

sejsmika wspomnień

spakowanych magnetycznie

oddech je notuje

w mgnieniu bitumicznym

spasuję z powietrzem

zdjęcia w szarościach gęstych

wszystko spamiętam zarażony

miłością zdjęty

.

Krajobraz falowy, sfałdowane pola, widok w sumie zwarty, bruzdy i pagórki, zboża wzeszłe, niby pada, ale sucho, wszystko w mocno nasyconej barwie. Hockney? Ale nie ten kalifornijski. Albo Thiebaud? Ale poza okresem ciasteczkowym. Później, któregoś dnia dla odmiany łagodniej, mgliście i w zatarciu, na miętowo. Wymazany de Kooning? Raczej zamazany Richter. Teraz w powietrzu przetarcia i z nich kaskadowe nakładki z przeźroczami z miejsc. I teraz w tym trzeba będzie. Te miejsca, sytuacje – czym były? Magazyny to były, układy napięciowe. Jeśli uczestniczymy w przestrzeni, to przecież czegoś w niej pragniemy, sam ruch powinien być formą pragnienia, a jednocześnie zapisu. To się musi odkładać. Wszystko jaskrawe, mija, ale się zaokrągla, tuli, nie ponagla, nie znika, tylko przechodzi. Te miętowe, cytrynowe zlewki światła też były fajne, choć trochę dawały narkotycznie. Tasowanie pamiętne, ale nie pamiętliwe, nic się nie mści. Jadę, jedziemy, włożyłem w to pieniądze, czas, lekarstwa, maseczki, tonę w toni przygotowań, to zdanie trochę tanie, ale już następny zakręt, jakieś jeziorko, maszt, bruzdy, nic nie widać, skupiam się na drodze. Niech będzie, że to są pasma, albo zakresy, nadane jakoś wcześniej, które sobie wcześniej nadaliśmy, więc teraz krajobraz syty, wyraźnie zatarty, dobrze odrealniony, bez żadnego realnego, samo wyobrażeniowe mi siedzi, nic tu nie puszcza, tu bym nie przeciekał. Odnawiałbym magazyn, byłbym czystym odnawianiem, poza fetyszem sensu i znaczenia. Myśl o domu zlewa się w jedno z myślą o zostawieniu wszystkiego samopas, bez żalu, niedosytu, poza ideą spełniania się, realizowania, już samo niebo byłoby ciągle ponawianą stratą, niebo jako dobra strata, przyjaźniejsze teraz, stratosfera wraca. Magazyn czysty, przepływowy i pusty. Właściwie nie ma magazynu, bardziej port, śluza, urządzenie do przepływu, filtracji. Później było jakieś śmierdzące miasteczko, brudnawe, z kebabem, centrum kultury, uprawianą tożsamością kulturową, flagami, gromadką lumpeksów, i ono też miało swoje miejsce, jakiś smak, może smaczek. Miałem je pominąć? Pewnie, że weszło. Tym bardziej, że ten sklepik z klamotami, a w nim nieaktualna mapa kraju, pożółkła, przetłuszczona, podeszła sepią, bladą zielenią, przetarta. Biorę ją. Zatem dalej. Żebym to ja, żeby ja, synchron ja.

.

Ekranik pamięciowy

jest szósta rano spóźniony

jem piszę smsy znam ludzi

którzy dziś będą chcieli

coś mi zrobić widziałem cię

w telefonie po obwodzie raz

ale nie widzę cię dwa

razy w ekraniku tak samo

widmowym nic dwa razy

jasne ale w czasie oddychania

przyszło mi do głowy

z głową to zrobić nie iść

do tych ludzi nie tykać

czułych ekranów wyjść

w wiersz bez opieki