The Beast. King of Spades - Witkoria Stępnik - ebook + audiobook

The Beast. King of Spades ebook i audiobook

Witkoria Stępnik

3,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Chłopak, którego wszyscy nazywają Bestią, obrał ją sobie za cel.
Wrócił, ale nikt nie wiedział nic o jego przeszłości i pochodzeniu. Nikt nie znał jego prawdziwego imienia.
Szesnastoletnia Vivienne Logan zdecydowanie nie jest przeciętną licealistką. Mając ojca policjanta i matkę prawniczkę, dziewczyna czuje, że zawsze będzie postrzegana przez pryzmat tego, czym zawodowo zajmują się jej rodzice.
Gdy do miasta wraca chłopak, który przez kilka lat był postrachem mieszkańców, nawet Vivi wie, że powinna trzymać się od niego z daleka. Gość jest niebezpieczny i przez ten czas, kiedy go nie było, wiele się nie zmieniło. Zresztą nie bez powodu nazywają go Bestią.
Jednak dziewczyna, choćby chciała, nie ma wyboru i musi go poznać. Jej brat jest uwikłany w szemrane sprawy, więc Vivienne siłą rzeczy również staje na drodze Bestii. A chłopak z jakiegoś nieznanego jej powodu, obrał ją sobie za cel.                                                                                                                                                                                                                           Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 447

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 34 min

Oceny
3,4 (116 ocen)
47
14
20
13
22
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lezak_2006

Nie polecam

Okładka - sztos. Reszta zasługuje na stos.
130
malachowskala

Nie polecam

bardzo ładna i pomysłowa okładka. poza tym to wszystko, co dobrego mogę powiedzieć o tej ksiazce. bardzo źle się to czyta. Dialogi są prymitywne, bardzo dużo niepotrzebnych wulgaryzmów, bohaterka jest narcystyczna i toksyczna, jak zwykle otoczona przez całą grupę wielbiących ja przyjaciół, wymuszona na siłę w merykanizacja historii jest wprost niesmaczna. Naprawdę nie polecam, literatura mocno dla nastoletnich buntowniczek, które bawi wyzywanie się ze swoimi "przyjaciółmi". To kolejna pozycja, po której tracę szacunek do tego wydawnictwa.
maniowanie

Nie polecam

Niestety, w moim odczuciu coś tutaj bardzo poszło nie tak. Rozumiem, że bohaterami książki są młodzi ludzie, ale dialogi są szokująco słabe - wyzywanie, wulgaryzmy, brak logiki. Nie mogłam polubić żadnego z bohaterów, fabuła również nie do przejścia. Nie polecam.
70
Ruddaa
(edytowany)

Nie polecam

Jeso 🤦‍♀️🤦‍♀️🤦‍♀️🤦‍♀️ Nie, nie i jeszcze raz NIE!!!! Wydawnicze dno roku 2022!!! Kolejne zresztą od Wydawnictwa Niezwykłe. Jak widać dla nich wystraczy tylko liczba wyświetleń na wattpadzie do wydania książki. Poziom literacki nie ma dla nich żadnego znaczenia. Wydadzą najgorszego gniota byle wyświetlenia się zgadzały 🤦‍♀️ Dramat i zero szacunku dla czytelników
60
magdaczyta01

Nie polecam

Jestem rozczarowana tą książką. Miałam ogromne oczekiwania względem niej.
60

Popularność



Podobne


Copyright ©

Wiktoria Stępnik

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Anna Adamczyk

Korekta:

Alicja Szalska-Radomska

Karolina Piekarska

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-324-9

1. „Bestia wróciła do swojej pieczary”

Hampton, Wirginia

– Vivienne! – usłyszałam krótki krzyk nad uchem, który całkowicie zbudził mnie ze słodkiego snu.

– Nie śpię – burknęłam, jednak nie ruszyłam się z miejsca nawet o centymetr.

– Po co mi były te dzieci? – Cichy głos mojej rodzicielki rozniósł się po pokoju. – Trzeba cię zacząć budzić szklanką wody, tak jak brata.

Nie chciałam dłużej wyprowadzać jej z równowagi, więc usiadłam na brzegu łóżka, próbując dojść do stanu trzeźwego myślenia.

– Za pół godziny zaczynają się lekcje – oznajmiła ze stoickim spokojem i opuściła pomieszczenie.

Jeszcze przez kilka sekund obserwowałam drzwi, aż dotarło do mnie, co właściwie powiedziała. Zerwałam się z miejsca, ściągając z wieszaka świeżo wyprane ubrania. Skakałam po całym pokoju, gdy próbowałam wcisnąć na siebie spodnie i bluzę. Na makijaż już nawet nie było czasu. Z impetem wybiegłam z pokoju i zeszłam po schodach, gdzie siedzieli moi rodzice i brat. Kiedy zobaczyłam Willa, roześmiałam się głośno. O to mamie chodziło z tą szklanką.

– Poranna kąpiel zaliczona? – palnęłam w jego stronę i usiadłam na swoim miejscu przy stole. Jego włosy były mokre i opadały mu na pół twarzy.

– Chcesz iść na piechotę do szkoły? – obrzucił mnie śmiercionośnym spojrzeniem.

– Mam dosyć budzenia was z rana. Skoro budziki nie wystarczają, to trzeba w końcu sięgnąć po „radykalne środki”. – Mama westchnęła i spojrzała na zegarek. – Idźcie już.

Chwyciłam tost do ręki, a Will potargał swoje „świeżo umyte” włosy. Czułam mordercze spojrzenie na plecach, kiedy kierowałam się w stronę naszego samochodu stojącego na podjeździe.

„Naszego”, który aktualnie należał tylko do tego gnojka, ale mama obiecała mi, że gdy już zrobię prawo jazdy, to będzie wspólny.

Dzieliły nas dwa lata. Ja chodziłam do drugiej, a on do czwartej klasy liceum. Niestety liczyłam się z tym, że gdy skończy się ostatni rok, wyjedzie na studia, a samochód będę mogła oglądać jedynie na jego Instagramie, gdzie chwali się nim niemal po każdej wizycie w myjni.

Usiadłam na przednim fotelu. Zaraz po mnie do samochodu wsiadł również mój brat. Oczywiście przejrzał się ze dwadzieścia razy w lusterku, zanim w ogóle odpalił volvo, po czym wyjechaliśmy z podjazdu.

– Pasy – rzucił w moją stronę.

– Ale ty dziś milutki – westchnęłam, wykonując rozkaz.

– Mam butelkę wody w bagażniku. Zaraz możesz się poczuć tak jak ja.

– To tylko włosy. – Wywróciłam oczami.

– Jakbym ci tak chlusnął w tapetę, to byś mi żyć nie dała przez najbliższy rok.

– To dwie różne sprawy. – Uśmiechnęłam się pod nosem.

Choć z pozoru może się tak nie wydawać, to ja i Will całe życie dogadywaliśmy się dobrze. Może nie byliśmy przykładnym rodzeństwem, w którym brat bronił mnie przed każdym i stawał za mną murem, ale jeśli chodziło o krycie się nawzajem przed rodzicami, to nie mieliśmy sobie równych.

Nasi rodzice byli naczelnymi strażnikami zasad. Mama prawniczka, ojciec policjant. I o ile ta pierwsza była dla nas w miarę łagodna, tak z drugim nie dało się pogadać. Dosłownie. Potrafił nie odzywać się całymi dniami do nikogo, a gdy tylko coś przeskrobaliśmy, to gadał jak za czterech, obwiniając o wszystko pracę. Od dwóch lat starał się o awans, ale wciąż jedyne, co robił, to spisywanie przestępców, z których większość to była młodzież z wandalskimi lub narkotykowymi zapędami. Pewnie dlatego tak nas pilnował. Nie chciał się wstydzić za własne dzieci.

– Jesteśmy. – Will zajechał na parking szkolny. – Wychodź pierwsza, żeby nikt mnie z tobą nie zobaczył.

– Prędzej ja powinnam wstydzić się ciebie, frajerze – burknęłam w jego stronę. – Masz kłaki jak maltańczyk. Tylko ci kucyka zrobić.

Wyszłam z samochodu i trzasnęłam drzwiami, choć wiedziałam, że tego mi nie wybaczy. Jeszcze ani razu w szkole się do siebie nie odezwaliśmy. Każde z nas miało swoje życie. Pamiętam, jak raz w pierwszej klasie zemdlałam na WF-ie, a on musiał zrezygnować z lekcji i odwieźć mnie do domu. Nie odzywał się do mnie cały tydzień. Nawet jeśli ktoś zdawał sobie sprawę, że jesteśmy rodzeństwem, to nie chcieliśmy, aby ktokolwiek kojarzył nas ze sobą.

Weszłam do szkoły i rozejrzałam się po korytarzu. Za chwilę miały rozpocząć się lekcje, więc szybko podbiegłam do swojej szafki i wyjęłam z niej wszystko, czego potrzebowałam. Nagle widok moich zeszytów został przysłonięty przez czyjeś dłonie, które uniemożliwiły mi dalsze pakowanie.

– Kto to? – usłyszałam głos.

– Na pewno nie Alice – westchnęłam, a następnie zdjęłam ręce z oczu i odwróciłam się przodem do dziewczyny.

– Przykro mi, to ja – zaśmiała się blondynka o długich, kręconych włosach, którą oczywiście była moja najlepsza przyjaciółka.

– Tryskasz energią. Czyżbyś związała się z trzydziestym chłopakiem z tej szkoły?

– Zazdrościsz, bo twoja jedyna przyjemność, to, jak zgaduję, kłótnia z Willem w aucie. – Wywróciła oczami.

– Skąd wiesz?

– Widziałam jego włosy – zaśmiała się. – Zawsze jest zły, kiedy ma oklapniętą fryzurę. Wygląda wtedy jak skrzyżowanie emo z menelem.

– Czyli tak jak zawsze. – Położyłam plecak pod salą i usiadłam obok niego.

– W całym moim szesnastoletnim życiu nie widziałam takiego poruszenia jak dzisiaj. A uwierz, sprzedawanie tostów na długiej przerwie, to najlepsze, co może spotkać cię w szkole. – Dosiadła się do mnie.

– Co się stało?

– Nie wiem. Nie zdążyłam jeszcze podsłuchać.

Alice zawsze była na bieżąco ze wszystkimi szkolnymi ploteczkami. Przyjaźniłyśmy się od roku, chociaż nasze osobowości kompletnie do siebie nie pasowały. Jej było wszędzie pełno. Każdego musiała obdarzyć rozmową, uśmiechem, miała też duże powodzenie u płci przeciwnej. Ponadto po prostu zachowywała się jak chodzący wulkan energetyczny, który na każdego chciałby zwymiotować tęczą. A obok byłam ja, ta nudna i stonowana.

Oprócz nas w ekipie nieudaczników znajdowali się też Patrick i Kevin. Pierwszy był latynoskim futbolistą z zamiłowaniem do matematyki, a drugi – chemikiem, który cały dzień przesiadywał w laboratorium. Jednak w połączeniu z Alice tworzyli mieszankę plotkarską nie do zniesienia.

– Nie słyszałaś, Evans?! Wieści są konkretne. Cała szkoła trzęsie gaciami – zaśmiał się Patrick i usiadł z Kevinem koło nas na ziemi.

– Czyli? – rzuciłam obojętnie w ich stronę.

– Bestia wróciła do swojej pieczary – szepnął Kevin w naszą stronę.

– To jakiś tajny szyfr oznaczający, że dzisiaj będzie kartkówka? – Spojrzałam na niego z poirytowaniem.

– Żartujesz sobie z nas, Logan? – Zawsze wołali do mnie i Alice po nazwisku.

– Chyba wy ze mnie, jeśli naprawdę ma być kartkówka. – Heroicznie zaczęłam przeglądać zeszyt do biologii, która miała być za chwilę.

– Ty jesteś taka tępa czy tylko udajesz? – Chłopaki patrzyły na mnie z niedowierzaniem.

– Evans się trzęsie, chyba coś o tym wie. – Po słowach Kevina wszyscy spojrzeliśmy na Alice.

– Wcale nie… – mruknęła. – Żartujecie, prawda?

W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje, a my weszliśmy do sali. Pan Kramer oczywiście zaczął rozdawać karteczki na dzień dobry.

Wielkie dzięki, chłopaki.

Spojrzałam na nich gniewnie, a oni wyglądali na nieźle zdziwionych. Chyba każdy załapał tę aluzję, tylko nie ja. To dlatego Alice tak się trzęsła? Nienawidziła biologii, podczas gdy ja byłam z niej całkiem niezła. Akurat ostatnio mieliśmy temat o roślinach nago- i okrytonasiennych. Pytania pana Kramera nigdy nie były zbyt wygórowane. Można się było spodziewać, że poda trzy punkty. W pierwszym trzeba będzie omówić budowę, w drugim funkcje, a jako trzecie da otwarte pytanie jak: „Teraz napiszcie to, co najlepiej umiecie”. Tak też było i tym razem.

Oczywiście siedząca obok mnie Alice nie potrafiła nic napisać o swoich roślinach okrytonasiennych, podczas gdy mi trafiły się nagie. Nic więc dziwnego, że po skończeniu swojej kartkówki, zaczęłam wypełniać jej, zanim jeszcze zdążyła się podpisać.

Kramer był starym człowiekiem. Albo naprawdę był taki niezdolny do pracy, aby wychodzić podczas kartkówki na korytarz, przez co każdy zaczynał ściągać, albo po prostu słabo udawał, że o niczym nie wie. Takiego samego rodzaju pisma na dwóch pracach oczywiście też nie rozpoznawał. Zwykle Alice ratowała się ściągami, ale naprawdę musiało być z nią źle, skoro tym razem tylko siedziała niemrawo.

Gdy nauczyciel wyszedł z klasy, starałam się jak najszybciej wypełnić jej kartkę, aby uratować ją od szmaty, ale ona nawet nie zareagowała. Skończyłam dopiero w momencie, w którym usłyszałam otwieranie drzwi. Jak zwykle nic niepodejrzewający pan Kramer zebrał karteczki i usiadł klasycznie przy biurku, popisując się umiejętnością włączenia rzutnika.

Spojrzałam na przyjaciółkę. Jej twarz była blada i nadal się nie ruszała. Drgnęła dopiero, gdy złapałam ją za dłoń, a potem pokiwała głową, że wszystko gra.

Już na przerwie wytłumaczyła się, że po prostu źle się poczuła, a dodatkowo kartkówka ją zamroczyła. Resztę dnia spędziłam z innymi znajomymi, gdyż z Alice nie miałam już dziś więcej wspólnych zajęć. Co jakiś czas przyjmowałam mordercze spojrzenia mojego brata, kiedy tylko koło mnie przechodził i widział, że naśmiewam się z jego grzywki. Poważnie wystarczyłaby odrobina żelu i byłby uratowany, ale co ja tam wiedziałam. Na długiej przerwie dostałam SMS-a.

Szofer: Co tam?

Ja: Gorzej być nie może.

Szofer: Wyrywam cię po szkole na pizzę.

Ja: Proszę, proszę. Czyżbyś dostał wypłatę za nastawianie anteny babci?

Szofer: Mów mi elektroniku.

Ja: Przyjedź pod szkołę o 14:20.

„Szofer” był moim najlepszym przyjacielem. Tak naprawdę nazywał się Connor. Był trzy lata starszy i został ogłoszony „moim drugim typem, który wozi mi dupę”. Przyjaźniliśmy się od niedawna, ponieważ jak stwierdził „parę lat temu byłam dla niego niedojrzała”. Dopiero teraz zasłużyłam na jego uwagę, a raczej to stało się rok temu, kiedy w końcu zerwał z dziewczyną i mogliśmy się widywać. W przeszłości nasze mamy się kumplowały, a on przychodził do mojego brata, aby z nim pograć na komputerze. Ja jednak byłam wtedy wyrzucana za drzwi, po samym wejściu do pokoju Willa. Po latach ich relacja nieco osłabła, więc mogłam wkroczyć ja wraz ze swoim chytrym planem, jak przeciągnąć Connora na swoją stronę.

Chłopak od roku stanowi nieodłączną część mojego życia. Wszędzie, gdzie znajduję się ja, tam też i on. Jest takim moim drugim, lepszym starszym bratem.

Po lekcjach na korytarzu złapałam jeszcze Alice i próbowałam ją wypytać, dlaczego tak bardzo zbladła. Jednak ona usilnie zapewniała, że źle się czuje. Nie drążyłam już tematu. Udałam się na parking przed szkołę. W szeregu aut zauważyłam srebrnego forda, za którego kółkiem siedział Connor. Uśmiechnęłam się pod nosem, tak by tego nie dostrzegł i weszłam do auta.

– Siema, elektroniku – zwróciłam się do niego tak, jak napisał wcześniej.

– Widzę, że się słuchasz, to dobrze – zaśmiał się pod nosem i zaczął wycofywać z parkingu szkolnego.

– Co masz dziś dobrego dla mnie? – Otworzyłam schowek.

Zawsze, gdy go otwierałam, znajdowały się w nim słodycze. Wyjadałam je, a Connor ciągle dokupywał nowe. To auto było dla mnie jak drugi dom. Zawsze mogłam w nim nakruszyć, nabłocić, a on nigdy na mnie nie krzyczał. Na dodatek miałam tutaj swoją playlistę, którą zawsze włączałam, gdy gdzieś jechaliśmy. Aż sama nie wiedziałam, co w tym układzie było lepsze, samochód czy Connor.

Zauważyłam na dnie schowka owocowego lizaka. Od razu odwinęłam papierek i opierając się wygodnie na siedzeniu, zaczęłam szukać piosenek.

– Tylko lizak? Mało dzisiaj – mruknęłam ze śmiechem.

– Pewnie wszystko wyjadła ta poprzednia, która ze mną jechała. – Trącił mnie w ramię.

– Nie ma żadnej poprzedniej ani następnej. Przykro mi, ale w twoim życiu jestem tylko ja.

– I vice versa. – Wywrócił oczami. – Znalazłabyś sobie nowego chłopa od wożenia dupy.

– Załamałbyś się, gdybyś stracił tę pracę – zaśmiałam się.

– Zacznijmy od tego, że nikt poza mną z tobą nie wytrzymuje dłużej niż godzinę. A i mi czasami zdarzy się liczyć w myślach do dziesięciu.

– Ten facet będzie miał nerwy ze stali – potwierdziłam, bo w sumie nie było sensu zaprzeczać.

Connor przesadzał, ale to tylko dlatego, że czuł, że bez niego bym sobie nie poradziła. Może to egoistyczne, jednak czasem zrzucałam ciężar mojej sztucznej osobowości na niego. Zauważałam wtedy, że dba o mnie, i byłam pewna, że zostanie w moim życiu już na zawsze. Nie miałam chłopaka i tak było mi dobrze. Jedna osoba potrafiła mi zastąpić każdego. Czasami nakrzyczy jak ojciec, obroni jak brat lub wysłucha jak przyjaciel.

Spojrzałam na niego z uśmiechem i przyłożyłam polizanego lizaka do jego warg, aby spróbował. Niedługo później znaleźliśmy się pod naszą ulubioną pizzerią. Connor zaparkował, a ja wysiadłam, zostawiając wszystko w środku. Poczekałam, aż zamknie samochód, a później udaliśmy się do lokalu. Zajęliśmy nasz ulubiony stolik przy oknie i udawaliśmy, że czytamy menu.

– Jak było w szkole? – zaczął.

– „Bestia wróciła do swojej pieczary”. – Wywróciłam oczami, a on zadławił się sokiem, który wniósł z zewnątrz, bo nigdy nie lubił płacić za picie i wolał robić wiochę.

– Skąd to wiesz?! – wrzasnął, jednak zaraz się opanował.

– Bo miałam dziś kartkówkę z roślin nagonasiennych? – Spojrzałam na niego podejrzanie.

– Jesteś popierdolona. – Nagle zaczął obracać się w każdą stronę, jakby miał owsiki w dupie.

– Dlaczego cały dzień mnie wyzywacie? – zaczęłam, ale sekundę później otrzymałam SMS-a.

Ten zza ściany: Gdzie ty, kurwa, jesteś? Czekam od piętnastu minut na parkingu.

Ups. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam.

Ja: Zapomniałam ci powiedzieć, że pojechałam z Connorem :)

Ten zza ściany: Zapomniałem ci powiedzieć, że gdy wrócisz, to twoje kosmetyki zostaną wypierdolone na ogródek :)

– Z czego się śmiejesz? – Przyjaciel przerwał mi konwersację.

– Zapomniałam powiedzieć Willowi, że jadę z tobą. – Nie przestawałam się śmiać.

– Cieszę się, że nie jestem twoim bratem. – Uśmiechnął się pod nosem.

– Zazdrościsz mu. – Obrzuciłam go śmiercionośnym spojrzeniem.

Chwilę porozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, dopóki kelnerka nie przyniosła naszej pizzy. Nie lubiłam jadać w szkole, ale za to zawsze po południu byłam zdumiewająco głodna. Od paru minut Connor wyglądał na dziwnie zmieszanego. Na kilometr potrafiłam zauważyć, że coś jest z nim nie tak, zachowywał się tak samo, jak Alice rano. Na początku tryskali energią, a po chwili ich humor całkowicie się zmienił. Nie rozumiałam, o co chodziło. Patrzyłam chwilę na niego i próbowałam go wyczuć. W końcu podniósł wzrok na mnie.

– Co jest? – zapytał.

– To ty mi powiedz – westchnęłam, dając mu chwilę.

– Nic złego.

– Jasne… – Kontynuowałam jedzenie. – Zobaczymy.

Jeśli Connor nie chciał powiedzieć, co go trapi, to musiało być coś poważnego. Po zjedzeniu pizzy natychmiast go stamtąd wyrwałam i udaliśmy się z powrotem do samochodu. Usiadłam na swoim miejscu i zabrałam mu kluczyki w momencie, w którym chciał odpalić samochód.

– No i co ty robisz, śledziu? – Spojrzał na mnie bezradnie.

– Tu możesz gadać, co ci jest? – Zagryzłam wargę, zaciskając w pięści kluczyki.

– Odpuścisz, jeśli powiem ci, że lepiej, żebyś nie wiedziała? – spytał głupio, chociaż znał odpowiedź.

– Connor… – przedłużyłam.

– Bestia wróciła do swojej pieczary, tak? To nie jest żadna pierdolona metafora – uniósł głos.

– Co? – szepnęłam zdziwiona.

– To, co słyszysz. Kto ci to powiedział?

– Patrick i Kevin. – Poczułam się dziwnie zmieszana.

– Słuchaj mnie uważnie. – Położył mi rękę na ramieniu. – Bestia to nie żadna kartkówka z biologii, tylko pseudonim. Pewien typek wrócił do miasta i błagam cię, trzymaj się od tej sprawy z daleka. I tak już połowa mieszkańców dostaje gęsiej skórki, jak przypomni sobie, co wyprawiał w Hampton.

– Jest niebezpieczny? – spytałam, a Connor jedynie się zaśmiał.

– Nazwa nic ci nie mówi? – Wyrwał mi kluczyki z ręki.

Nie chciałam dłużej drążyć tematu, bo widziałam, że był naprawdęzdenerwowany. Dawno go takiego nie widziałam. To ten moment, w którym był dla mnie ojcem. Nie rozumiałam jedynie, dlaczego wywoływało to taką sensację wśród ludzi. Przecież tyle niebezpiecznych osób chodziło po tym mieście. Pewnie dlatego tak szybko olałam tę sprawę, a mój przyjaciel zdawał się wrócić do dawnego humoru, chociaż nie wiedziałam, co tak naprawdę kryło się pod jego maską.

Miasto było całkiem spore. Jakie były szanse, że w ogóle będzie mi przeszkadzać istnienie losowej osoby wśród prawiestu pięćdziesięciu tysięcy innych mieszkańców? Wydawało mi się, że to jedynie bajka, aby przestraszyć dzieci i rodziny. Z myśli wyrwał mnie dopiero znak wjazdu na moją dzielnicę. Connor zawsze zostawiał mnie przed nią, bo twierdził, że spod domu ciężko mu wycofać.

– Uważaj na siebie, grzybie.

– Dlaczego „grzybie”? – Spojrzałam na niego spod byka.

– Bo jesteś jebanym pasożytem. – Przytulił mnie mocno do siebie.

– Mam nadzieje, że nie do zobaczenia, frajerze. – Zarzuciłam plecak na ramię i wyszłam z samochodu, po czym mocno trzasnęłam drzwiami, aby się zdenerwował.

Szłam pustą drogą obok domów. Myślałam o tym, czy moje kosmetyki leżą właśnie porozwalane po ogródku. Gdy przeszłam obok domu mojej sąsiadki, to usłyszałam dziwne szmery i tupot stóp. Stanęłam obok krzaków i wyjrzałam zza nich na mój dom. Wszędzie panowała ciemność, a jedyne źródło światła pochodziło z pokoju mojego brata. Zauważyłam, jak ubrani na czarno kolesie chodzą po posesji i skradając się, wynoszą rzeczy z naszego ganku i trawnika, a dwóch z nich stoi przy zamku i próbuje wytrychem włamać się do środka. O ironio.

Oddech momentalnie mi przyspieszył. Moje dłonie drżałyi bałam się wykonać jakikolwiek ruch. Ze łzami w oczach wybrałam numer do mojego brata i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Stwierdziłam, że będzie to najbezpieczniejsza z opcji.

– Czego chcesz? – warknął.

– Will… – szepnęłam. – Wyjrzyj szybko przez okno, błagam cię! Okradają nas! – Zagryzłam wargę i usłyszałam trzask fotela, a chwilę później zobaczyłam brata w oknie.

– O kurw…

– Co tu robisz? – usłyszałam za sobą głos mężczyzny.

Natychmiast się rozłączyłam i włożyłam telefon do kieszeni. Zagryzłam policzek od środka, popatrzyłam na niego, nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Pójdziesz ze mną.

Mężczyzna złapał mnie mocno za rękę i zaczął ciągnąć. Nie wiedziałam, czy stawiać opór, aby nie zrobił mi krzywdy. Widziałam, że Will patrzy na mnie przez okno, ale pokręciłam przecząco głową, licząc, że mnie posłucha i nic nie zrobi. Facet zaciągnął mnie na drugi koniec ulicy, gdzie z daleka od wszystkiego stało czarne audi.

O samochód opierał się jakiś chłopak, palący papierosa. Wyglądał na około cztery lata starszego ode mnie. Na obu jego dłoniach znajdowały się kastety. Podniósł wzrok na mnie i gościa, który nie puszczał mojego nadgarstka. Poczułam, jak przechodzi mnie dreszcz, a przed oczami miałam wizję, że zaraz dostanę w ryj i będzie po mnie. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy stanęliśmy trzy metry od siebie.

Poważnie przyglądaliśmy się sobie, jakbyśmy analizowali się nawzajem. Trwało to może z minutę. Potem po prostu szyderczo mnie wyśmiał.

– To jest to zagrożenie, o którym mówiłeś, Felix? – Spoglądał na nas z niedowierzaniem. – Przecież to tylko jakieś dziecko.

– Zadzwoniła po kogoś z domu. Wszyscy ewakuowaliśmy się z tym, co mamy. – Na jego słowa znów przełknęłam głośno ślinę.

– Załatwię to bez wsparcia. Zostaw mi ją.

Felix odszedł, zostawiając mnie z mężczyzną, który stał przy audi. Stwierdziłam, że muszę przyjąć swoją bojową postawę, aby pokazać mu, że się nie boję, chociaż w duszy moczyłam spodnie. Chłopak na pierwszy rzut oka miałładną twarz, jednak po chwili dostrzegłam szramy jak po rozcięciu. Z kącika jego ust leciała jeszcze krew, jakby był świeżo po pobiciu albo po bliskim spotkaniu z huśtawką. Stawiałam raczej na to pierwsze z uwagi na jego kastety.

– Mam nadzieję, że wsiądziesz do samochodu z własnej woli. Nie chce mi się cię ciągnąć, a uwierz, że i tak nie masz wyboru. Możesz to zrobić po dobroci lub nie – zaczął.

Nie odpowiedziałam nic, tylko podeszłam do audi i usiadłam na przednim fotelu. Pachniało w nim wanilią. Oparłam się o fotel, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

– Jeśli chcesz mnie wziąć dla okupu, to nie licz, że ktoś zapłaci – mruknęłam.

– Nie dziwię się – warknął i wyjechał z piskiem opon z osiedla.

Nie odzywałam się ani słowem, ale prędkość, z jaką jechał, trochę, a nawet, kurwa, bardzo mnie niepokoiła. Nie wiedziałam kompletnie, gdzie jedziemy, a Pan Oprawca nie chciał mi łaskawie powiedzieć. Zatrzymaliśmy się dopiero przy porcie. Nocą niestety był pusty. W głowie odmówiłam już z milion modlitw o to, abym jakimś cudem przeżyła. Ledwo tamowałam łzy, które napływały mi do oczu co jebaną sekundę.

– Łatwiej było sprzedać moje organy. – Wzruszyłam ramionami, zastanawiając się, czy mnie dziś utopi, czy nie.

– Wysiadaj – warknął na mnie znowu, a następnie opuścił samochód i poszedł w stronę bagażnika.

Zrobiłam, jak kazał, i niepewnie podeszłam w jego stronę. Chłopak zamknął klapę, a ja dostrzegłam znak, który widniał na jej tyle. Przedstawiał cztery pazury. Dosłownie sekundę później zostałam rzucona na audi tak, że znajdowałam się przodem do mężczyzny. Złapał mnie za nadgarstki i patrzył na mnie zdenerwowanym wzrokiem.

– Teraz radzę ci odpowiedzieć na wszystkie moje pytania – zaakcentował.

– Najpierw ty na jedno moje… – szepnęłam. – Ty jesteś Bestia, prawda?

Wyglądał, jakby zawiesił się na chwilę, a później tylko zaśmiał się w odpowiedzi.

– Ploty już chodzą, nawet małolaty wiedzą? – szepnął jakby sam do siebie. To mi wystarczyło, nie mając już wątpliwości, z kim mam do czynienia, zapytałam, by jak najszybciej mieć to za sobą.

– Co chcesz wiedzieć?

– Imię i nazwisko, co tam robiłaś i do kogo dzwoniłaś?

– Vivienne Logan, mieszkam tam i zadzwoniłam do brata.

– Twój brat…

– Nie ma z tym nic wspólnego – zaprzeczyłam od razu.

– Zadzwoniłaś do niego, więc ma. – Przytwierdził mnie mocniej do karoserii.

– Nie zadzwonił na policję. Przysięgam.

– Tylko tak mówisz, mała szmato. – Przyłożył mi kastet do twarzy.

– Sprawdź to, jak chcesz. Znam swojego chujowego brata na wylot – warknęłam.

– Jeśli się okaże, że jednak go nie znasz, to ty i on będziecie mieć przejebane do końca swoich dni.

Bestia odszedł i zaczął do kogoś dzwonić. Modliłam się tylko, aby się okazało, że faktycznie czytamy sobie w myślach. Will nigdy nie zadzwoniłby na policję, ze względu na naszego ojca policjanta. Niestety, ale nasza głowa rodziny za bardzo dbała, aby nasz dom był nienaganny w oczach innych. Chciał dostać się na wydział detektywistyczny, więc najlepiej, jakby sam rozwiązał sprawę zniknięcia wyposażenia z naszego ogródka i ganku.

Po chwili wrócił i skierował się w moją stronę.

– Miałaś rację.

– Wiem – szepnęłam.

– Masz szczęście, teraz wypierdalaj. – Skierował się do samochodu.

– Przywiozłeś mnie na drugi koniec miasta i nawet mnie nie odwieziesz? – Spojrzałam na niego z poirytowaniem. – Przypomnę ci, że to ty mi zarąbałeś pół ogrodu.

– Nie, nie mam czasu. Ciesz się, że nie skończyłaś w wodzie. – Wsiadł do audi i po chwili odpalił silnik.

Zajebiście. Skończyłam sama. Wkurwiona, zła, a od zimnej bryzy miałam gęsią skórkę. Zagryzłam wargę i wybrałam numer do mojego brata.

– Vivi? Nic ci nie jest? – zaczął chaotycznie.

– Nie, tylko ten chuj wywiózł mnie do portu – warknęłam.

– Kto to był?

– Bestia – mruknęłam jak gdyby nigdy nic.

– Kurwa mać! Ty na pewno żyjesz?! – zaczął krzyczeć.

– Tak, kurwa, żyję. Możesz po mnie przyjechać z łaski swojej?

– Tak, zaraz będę. – Rozłączył się.

Czy tylko ja na tym świecie nie wiedziałam, kim był Bestia? Rodziców, jak widać, nie było w domu. To będą mieć fajną niespodziankę, gdy wrócą, zastaną pusty ogród. Jęknęłam i usiadłam na ławce przy porcie. Momentalnie zaczęłam płakać, bo emocji było za dużo na raz. Wszyscy tak dziwnie na niego reagowali. Connor kazał mi o nim zapomnieć, a tu proszę, natknęłam się na niego tego samego dnia, gdy wracałam do cholernego domu. Jednak szanse na spotkanie postrachu Hampton były całkiem spore.

Dwadzieścia minut później przyjechał po mnie Will. Zeszłam z ławki i weszłam do ciepłego samochodu. Brat spojrzał na mnie tak, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno jestem cała.

– Możemy już jechać? – mruknęłam.

– To on ci to zrobił? – Odsunął rękaw i wskazał na moje posiniaczone nadgarstki.

– On albo jego wspólnik – westchnęłam.

– Rodzice powinni już być. Jak coś, to wersja jest taka, że pojechałem po ciebie, bo byłaś na mieście, a włamali się do nas podczas naszej nieobecności – wyjaśnił, a ja tylko przytaknęłam.

Nie musieliśmy sobie z Willem nawet tłumaczyć, dlaczego nie chcieliśmy być zamieszani w tę sprawę. Przez całą drogę znów się do siebie nie odzywaliśmy. Widziałam, że odetchnął z ulgą, gdy upewnił się, że jestem cała. Po powrocie do domu zobaczyliśmy rodziców na ganku. Wyszliśmy z samochodu. Dookoła wszystko było już obklejone taśmą służącą do pobierania odcisków palców. Niepewnie skierowaliśmy się w ich stronę.

– Co tu się stało? – sprytnie zaczęłam.

– Gdzie wy byliście?! – Mama wyglądała na nieźle przerażoną.

– Na mieście. – Will sprostował.

– Okradziono nas – westchnął ojciec.

– Wezwiemy policję? – spytałam.

– Tata chce to załatwić na własną rękę. Z ogródka wszystko zniknęło. Zostały tylko kosmetyki porozrzucane po trawniku. – Wszyscy skierowaliśmy wzrok na Willa.

– Ostrzegałem cię, szympansie – mruknął do mnie.

– Osobiście przypilnuję, abyś jutro ranoteż dostał wodą, capie! – wrzasnęłam na niego.

– Zamek jest popsuty, ktoś włożył wytrych. Wejdźcie tylnymi drzwiami. – Mama skierowała nas na tył ogrodu, a ja w międzyczasie pozbierałam z ziemi co moje.

– Wyszło w porządku – mruknął.

– Zobaczymy, co powiesz, jak twoje perfumy wylądują w kiblu – warknęłam.

– Vivi… ani słowa nikomu o NIM.

– Wiem – szepnęłam i poszłam do siebie.

Zawsze musiałam znajdować się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie. Gdybym wróciła później lub wcześniej, albo w ogóle, to nie doszłoby do tej konfrontacji. Może wtedy wszystko, co wydarzyłoby się w przyszłości, byłoby piękne i proste. Jednak ten jeden szczegół wywołał prawdziwą burzę. Ta sytuacja sprawiła, że nic już nigdy nie było takie samo.

2. Powiedziałeś, że siedzimy w tym razem

Po wczorajszej akcji nie mogłam się otrząsnąć. Cały czas miałam wizje tego dziwnego chłopaka przed oczami. Tak wiele pytań nasuwało mi się do głowy, przede wszystkim skąd znał go Connor, a co ważniejsze… Alice. Nie wiedziałam, że wszyscy tutaj go kojarzą oprócz mnie. A to tym bardziej sprawiło, że chciałam porozmawiać o tym z moimi bliskimi. Dzisiejszej nocy nie mogłam zasnąć, więc mama nie miała problemu z budzeniem mnie rano. Czułam się, jakby ktoś przyłożył mi młotkiem i sprawił, że moje oczy stały się ciężkie.

Szykowanie rano nie szło mi najlepiej. Ledwo stałam na nogach, kołysząc się przy tym w prawo i w lewo. Ubrania założyłam tyłem do przodu. Mocno zakryłam wszystkie sińce pod oczami, które nie wyglądały zbyt dobrze. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę łazienki. Tuż przed wejściem spotkała mnie niemiła niespodzianka, ponieważ drzwi były zamknięte od środka.

– Wiem, że tam jesteś, dzbanie. – Oparłam się o drzwi ze zmęczenia.

– Skoro wiesz, to gratuluję. Spierdalaj – usłyszałam po drugiej stronie.

– Możesz wyjść? Muszę siusiu – westchnęłam.

– Układam włosy.

Po tym stwierdzeniu już wiedziałam, że nie ma co walczyć. Gdy Will odwalał jakieś wywijasy na swojej głowie, lepiej było nie wchodzić mu w drogę, inaczej przez cały dzień był marudny, jak wczoraj. Zeszłam na dół z chęcią udania się do mniejszej toalety, ale była już okupowana przez moją mamę. Zauważyłam, że tato siedzi przy stole i pije większą kawę niż zazwyczaj, a to źle wróżyło. Pewnie tak jak ja nie mógł spać. Był jak zwykle ubrany w mundur policjanta. Usiadłam obok, ale standardowo się nie odzywał. Chwyciłam za tosty, które leżały na talerzu.

W sumie to dobrze, że siedzieliśmy w milczeniu, bo gdyby miał wypytywać mnie o tę sprawę, to nie potrafiłabym nic powiedzieć. To stróż prawa, on pewnie czuł kłamstwo na kilometr. Kiedyś się tak go nie bałam. Wszystko się zmieniło, kiedy zaczął starać się o awans. Z kochanego ojczulka zmienił się w lokatora, któremu nikt nie chciał wchodzić w drogę.

Pięć minut później na dół zszedł Will, za co byłam mu wdzięczna, bo uratował mnie od tej niezręcznej ciszy. Akurat zapinał swoje guziki od jasnej koszuli, w której niestety, kurwa, wyglądał dobrze, ale nigdy nie chciałam mu tego przyznać. Nie wiem, co by się musiało stać, abym obdarowała go komplementem.

– Gotowa? – rzucił niedbale w moją stronę.

– Jeszcze tylko skoczę do łazienki. – Wstałam z krzesła i ruszyłam szybko na górę.

Po chwili wsiadłam do naszego samochodu, w którym już znajdował się Will. Z daleka wyczuwałam, że był spięty po wczorajszej akcji, i tylko czekał, aby się odezwać do mnie na osobności.

– Pamiętasz, że masz nikomu nic nie mówić? – zwrócił się w moją stronę.

– Powtórz mi to jeszcze dziesiąty raz. – Wywróciłam oczami i zaczęłam szukać gum w małej kieszonce.

– Vivi, kurwa, mówię serio. A jeśli tylko pojawi się jeszcze raz, masz go odesłać do mnie. – Will zmarszczył czoło i przyszykował się do jazdy. – Pasy.

Nawet się nie odezwałam, tylko wykonałam polecenie. Cieszyłam się, że nie jestem w tym sama, aczkolwiek Will ma hopla na punkcie sekretów. Potrafi się mnie wypytywać nawet parę razy dziennie, czy nic nie wygadałam, a jak się pokłócimy, to i paręnaście. Chcąc nie chcąc, był dobrym bratem i miałam w nim oparcie.

Po dziesięciu minutach dotarliśmy do szkoły, a gdy Will zaparkował, rozeszliśmy się w swoje strony. Wiedziałam, że muszę znaleźć Alice i spytać ją, skąd zna Bestię. Weszłam do budynku i od razu zaczęłam się rozglądać po wszystkich uczniach stojących przy szafkach, potem sprawdziłam w toalecie dla dziewczyn i na korytarzu. Znalazłam ją dopiero pod salą, parę minut przed dzwonkiem. Dzisiaj już wyglądała o wiele lepiej niż wczoraj, ale coś czułam, że zaraz się to zmieni.

– Musimy pogadać. – Złapałam ją za nadgarstek i zaczęłam ciągnąć na koniec korytarza.

– O co ci chodzi? – Spojrzała na mnie podejrzanie, a ja nie byłam pewna, czy gra, czy nie.

– Powiem to bez owijania w bawełnę… skąd znasz Bestię? – Spojrzałam jej głęboko w oczy.

Wzrok Alice z zaniepokojonego zmienił się w przerażony. Przez chwilę milczała, a ja próbowałam wybadać, co to oznacza. Zbladła, aż musiała podeprzeć się ściany. Chyba nie wiedziała, co mi odpowiedzieć.

– To stary kumpel mojego brata – westchnęła.

– Adama?! – powiedziałam dość głośno. – Kumpel?! Ta patologia?

– Tak. Kolegowali się dawno temu.

Widziałam, że Alice bolały jej własne słowa, ale w sumie były bardzo prawdopodobne. Adam wyglądał jak typ spod ciemnej gwiazdy i odkąd ich rodzice się rozwiedli, często wpadał w kłopoty. Nic dziwnego, że ten pseudonim wywoływał w niej tak okropne wspomnienia.

Jej brat był trzy lata starszy od nas i rok temu skończył to liceum… cudem. Wpadł w naprawdę spore problemy z prawem. Jednak, ilekroć przychodziłam do nich do domu, to wydawał się spokojny, a przynajmniej nie taki zły jak Bestia, o którym ponoć mówiło całe miasto.

– To tylko kwestia czasu, aż Adam się dowie… – westchnęła i spojrzała na mnie smutno.

– To on nie wie?

– Ostatnio nie wychodził z domu. Jednak boję się, że znów będzie chciał zostać jego pachołkiem…

– Pachołkiem? – Spojrzałam na nią podejrzanie.

– To nie była zwykła relacja koleżeńska. On usługiwał Bestii. Brał udział w różnych akcjach, a gdy ich złapali, to brał całą winę na siebie. Gdyby nie kaucja, którą wpłacili moi rodzice, to w życiu nie wyszedłby za to, co zrobili.

– Rozumiem…

– Dlatego tak się martwię. A ty skąd wiesz o Bestii?

– Od Connora. Nic wielkiego.

Nie chciałam na razie tłumaczyć Alice wczorajszej sytuacji. Przede wszystkim dlatego, że nadal sama się z nią nie oswoiłam, ale też z powodu obietnicy złożonej Willowi. Miałam nadzieję, że natknęłam się na tego dziwnego chłopaka po raz pierwszy i ostatni. Po tym, co powiedziała mi przyjaciółka, byłam jeszcze bardziej pewna, że nie należy wchodzić mu w drogę.

Zaczęły się pierwsze zajęcia dzisiaj. Właśnie siedziałam w ławce i próbowałam nie usnąć, gdy nauczycielka, tłumaczyła jakieś dziwne wzory chemiczne. Siedziałam obok Kevina, który powiadomił mnie o powrocie Bestii. Wyglądał jak zaczarowany. On kochał chemię. Ja tylko spoglądałam na niego, nieco się dziwiąc, że ta baba go jeszcze nie uśpiła. Za nami siedziała Alice, która leżała nieprzytomna już od połowy lekcji. Czułam, że zaraz do niej dołączę.

– Kto dokończy tę reakcję? – Pani Bingle rozejrzała się po klasie, a wszyscy natychmiast znów powrócili do pozycji siedzącej. – Sanders? – zwróciła się w stronę Kevina, który siedział koło mnie.

On wstał, a ja poczułam ulgę. Doskonale wiedziała, że tylko on uważa na chemii, podczas gdy reszta klasy buja w obłokach. Patrzyłam z uwagą, jak Kevin zaczyna bazgrać na tablicy coś, co miało być ponoć podobne do cyferek. Gdy wrócił do ławki, ponownie wyłączyłam się do końca lekcji.

– Matko, pierwsza lekcja z nią to jakiś koszmar, potem jestem śpiąca cały dzień. – Alice przeciągnęła się porządnie.

– Nie mów tak głośno, jeszcze kogoś urazisz. – Kiwnęłam głową na Kevina.

– Wy nie rozumiecie idei tego wspaniałego przedmiotu! – Machnął na nas ręką i poszedł w swoją stronę.

– Co tam u Connora? – Razem z Alice usiadłyśmy na korytarzu.

– Naprawił ostatnio antenę u babci… – Przerwałam i zamyśliłam się.

– Czyli nic specjalnego – zaśmiała się.

– Ostatnio czuję, jakbyśmy się od siebie oddalili – mruknęłam pod nosem.

Kiedyś wychodziliśmy ze sobą znacznie częściej, zwłaszcza w wakacje. To ja pocieszałam go po Rachel, jego byłej. Ona po prostu zostawiła go dla innego. Nie przejmowała się, co u niego słychać, czy poradził sobie z tym wszystkim. To ja wypełniłam cały czas, który z nią spędzał, aby nie czuł się samotny.

– Może ma dziewczynę?

– Śmiesznajesteś. On w życiu nikogo nie będzie miał – sprostowałam chamsko.

– Nie doceniasz go.

– Nie o to chodzi. – Zanim zdążyłam się wytłumaczyć, przerwała mi.

– Po prostu boisz się, że go stracisz.

– Jeśli będzie się zachowywać tak jak przy tamtej wywłoce, to na pewno – warknęłam.

Lekcje mijały mi dziś bardzo wolno, ale byłam przeszczęśliwa, kiedy w końcu mogłam wrócić do domu i niczym się nie przejmować. Will musiał zostać dłużej w szkole, więc zaczęłam dobijać się do Connora, aby podrzucił mnie na moje osiedle. Na szczęście zgodził się po mnie przyjechać. Usiadłam na ławce i zaczęłam kopać kamyczek pod swoimi nogami. Wstałam dopiero po piętnastu minutach, kiedy zobaczyłam, że na parking wjeżdża mój ukochany ford fiesta. Założyłam plecak na ramię i weszłam do środka, rzucając wszystko na tylne siedzenie. Nachyliłam się nad skrzynią biegów, aby przytulić przyjaciela.

– Jaka ulga, że byłeś w pobliżu. Wiesz, że mam daleko do domu – westchnęłam.

– Może czas zrobić prawo jazdy? – mruknął z uśmiechem.

– No i co wtedy miałbyś do roboty? – Uniosłam brew i spojrzałam na niego.

– Zająłbym się jakąś inną – zażartował.

– Żebym ja ci tak kiedyś nie powiedziała – mruknęłam.

– Prędzej ja znajdę dziewczynę niż ty chłopaka.

Connor dodał gazu, a ja zaczęłam szukać słodyczy w schowku, tak jak zawsze. Tym razem znalazłam paczkę otwartych chipsów. Wyciągnęłam opakowanie i oparłam się wygodnie.

– Dlaczego twierdzisz, że znajdziesz kogoś szybciej ode mnie? – zaczęłam.

– No spójrz na siebie… nie wychodzisz na imprezy, obżerasz się chipsami z samochodu, tak naprawdę nie masz za dużo znajomych i praktycznie nigdzie nie wychodzisz, a na dodatek jesteś bardzo opryskliwa i trudno z tobą wytrzymać.

– A, zapomniałam, że ty oczywiście jesteś, kurwa, inny – mruknęłam, wkładając chipsa do ust.

– Mam samochód, pracę. Tyle już wystarczy, aby jakakolwiek na mnie poleciała – zaśmiał się.

– Najpierw będzie miała do czynienia ze mną.

– Dobra, to jednak nigdy nikogo nie znajdę – westchnął, a ja się zaśmiałam.

– Ja tylko dbam, aby ta dziewczyna była jak najlepsza, gdy już się łaskawie pojawi.

– Miło by było, jakby teraz pojawiła się jakakolwiek.

– Już ci nie wystarczam? – Trąciłam go w ramię.

– Żeby mi wystarczać, musiałabyś teraz klęknąć pod fotelem – zaśmiał się.

– Kurwa, jesteś obleśny! – Przywaliłam mu z łokcia tak mocno, że kierownica przechyliła się nieco w lewo.

– Tak, zabij nas.

– Z chęcią zabiję ciebie, jak jeszcze raz rzucisz w moją stronę coś tak ordynarnego!

Nim się zorientowałam, dojechaliśmy na moje osiedle. Pożegnałam się z Connorem i wyszłam z samochodu. Przez tę rozmowę miałam odruchy wymiotne. Zauważyłam, że na werandzie ojciec znowu szuka śladów włamania. Bez słowa skierowałam się do tylnych drzwi. Przypomniała mi się sytuacja z wczoraj. Miałam nadzieję, że wszystko będzie już w porządku i to był tylko jednorazowy incydent. W kuchni stała moja mama. Chyba dopiero zaczęła gotować obiad. Kończyła pracę tylko trochę szybciej niż ja lekcje.

– Jedzenie będzie za godzinę. – Spojrzała na mnie podczas krojenia warzyw.

– W porządku – mruknęłam.

– A gdzie Will? – Na chwilę się zatrzymała.

– Napisał mi, że ma jeszcze lekcje.

– Z tego, co wiem, to powinien skończyć tak jak ty. Z kim przyjechałaś?

– Z Connorem. – Zagryzłam wargę.

Dlaczego Will mi powiedział, że ma więcej lekcji? Umówił się z kimś i nie chciał mnie wcześniej odwozić? Moi rodzice pozwalali mu jeździć cały czas, pod warunkiem, że będzie mnie zabierał do szkoły i odbierał z niej. Swoje plany zajęć zawsze staraliśmy się ułożyć tak, żeby kończyć o tej samej godzinie, więc nie było z tym problemu. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, ale nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.

Will z założonym kapturem wszedł do domu i zaczął szybko maszerować w stronę schodów. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo dosłownie sekundę później odezwała się moja mama.

– Stój! – Sprawiła, że zatrzymał się jak zaklęty, ale nadal stał tyłem do niej. – Odwróć się i zdejmij kaptur!

Bardzo powoli odwrócił się w naszą stronę i ściągnął z głowy kawałek materiału. Niemal jęknęłam. Twarz mojego brata była kompletnie zdewastowana. Miał siniaki na obu powiekach, a z nosa, ust i brwi leciała mu krew. Spojrzałam na kamienną twarz mamy, która chyba również nie mogła w to uwierzyć. Obie byłyśmy w ciężkim szoku.

– Co to ma być?! – Podeszła do niego i zaczęła oglądać z bliska jego twarz.

– Nic mi nie jest. – Próbował się od niej odsunąć, ale na próżno.

– Czy ciebie kompletnie powaliło?! Kiedy twój ojciec to zobaczy, oszaleje. Z kim się lałeś?!

– Z kolegą. Odbiłem mu dziewczynę, a ten się lekko zirytował. – Pociągnął nosem.

– Czyś ty zdurniał?! – Była tak wkurzona, że z jej uszu aż kipiało. – Natychmiast idź to przemyj wodą utlenioną. Nie wiem, co powiesz ojcu, ale powodzenia. – Puściła go i zdenerwowana wróciła do gotowania obiadu.

Will poszedł na górę, a ja zaczęłam wszystko analizować w swojej głowie. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Przez dobre dziesięć minut siedziałam jak zaczarowana i słuchałam, jak Janette Logan klnie pod nosem. Mój brat nigdy nie dałby się pobić jakiemuś koledze. To musiało mieć głębszy sens, a ja chyba wiedziałam, o co chodzi. To dlatego powiedział, że mnie nie odwiezie, okropny!

Wstałam natychmiast z krzesła i pobiegłam do pokoju Willa. Wparowałam tam bez pukania. Chłopak siedział na łóżku i klikał coś na telefonie. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na niego z okropnym żalem i jednocześnie zdenerwowaniem.

– Czego chcesz, cepie? – mruknął do mnie, jak gdyby nigdy nic.

– Powiedziałeś, że siedzimy w tym razem, więc dlaczego ukrywasz przede mną tak istotne fakty, jak to, że cię, kurwa, pobił?! – Usiadłam obok niego na łóżku, ale czułam, że zaraz go rozszarpię.

– To nie jest twoja sprawa.

– Właśnie, że moja! To ode mnie wszystko się zaczęło. Dlaczego nic mi nie chcesz powiedzieć?

– Tak będzie lepiej dla ciebie. Sam to załatwię.

– Nie będziesz załatwiał moich spraw. Albo ty mi powiesz, albo sama go znajdę.

– Jesteś pojebana, choć myślałem, że trochę mniej – westchnął.

– Will… albo powiesz mi w tym momencie, co się stało, albo koniec ukrywania wszystkiego przed rodzicami. – Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Głupia… po prostu znalazł mnie w szkole, po nazwisku. Dowiedział się, że nasz ojciec to policjant, dlatego pomyślał, że zgłosiliśmy tę sprawę. Jestem starszy, potraktował mnie pewnie poważniej niż ciebie. Próbowałem mu wyjaśnić, że ojciec sam zajmuje się tą sprawą, ale nic nie znajdzie, jednak, jak widać, nie podziałało – westchnął.

– Myślisz, że to nie koniec? – Otarłam małą łzę z policzka.

– Nie, ale póki możesz, nie wtrącaj się w to. Lepiej, żebym ja z nim rozmawiał niż ty.

– Tylko że w tym momencie dajesz obijać się za mnie!

– To sprawa naszej rodziny, nie tylko twoja. Trzeba to w końcu rozwiązać.

– Pozwalanie, aby dawał ci w mordę, nie jest rozwiązaniem. – Wstałam i wyszłam zdenerwowana.

Świat sypał się na moich oczach przez tego przeklętego człowieka. Nie mogłam tego tak zostawić. Chociażbym miała poświęcić wszystko, to musiałam obronić moją rodzinę. Trafił na zły dom… dom Loganów.

3. Muszę cię zmartwić, jestem kompletnie nudna i przeciętna

Od wczoraj nie odzywałam się do Willa. W samochodzie nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, a cały dzień w szkole byłam nieobecna duchem. Zarobiłam za to jedynkę z angielskiego. Po prostu zajebiście. Nie miałam kompletnie ochoty z nikim rozmawiać. Cały czas obawiałam się, że bratu może stać się krzywda. Gdy wchodziliśmy do szkoły, to koledzy od razu rzucili się na niego i zaczęli wypytywać, co się stało, jednak on nie chciał im odpowiedzieć i odtrącił ich od siebie.

Na przerwie obiadowej wraz z przyjaciółmi siedziałam przy stoliku na podwórku. Od zapachu w stołówce chciało mi się wymiotować. Zajęcie miejsca przy dziedzińcu nie było łatwe, ale na szczęście byłam dosłownie mistrzynią w przepychaniu się. Zawsze potrafiłam sobie poradzić, jeśli chodziło o miejsce w autobusie albo z tyłu sali. Gorzej było z Alice, Kevinem i Patrickiem, którzy nigdy się nie śpieszyli, ponieważ wiedzieli, że i tak ja zajmę im stolik. Denerwowało mnie to trochę, bo zawsze się ze mnie naśmiewali, chociaż mogli usadzić swoje dupy w fajnym miejscu, nie wysilając się przy tym.

– Jaka? – Alice spojrzała na moją sałatkę.

– Owocowa. – Zaczęłam nabijać banany na widelec.

– Zamień się, proszę. – Obie spojrzałyśmy na jej marne, zimne grzanki.

– Chuja – mruknęłam i z uśmiechem dalej się zajadałam.

– Ale z ciebie wredna szuja – wtrącił Kevin.

– Kurwa, zróbcie sobie. Pewnie mama wam robi śniadania do szkoły, a wy i tak narzekacie, że niedobre. – Odłożyłam na chwilę posiłek.

– Dlaczego twój brat jest cały poobijany? – Patrick całkowicie zmienił temat na niezbyt wygodny dla mnie.

– Pobił się z kolegą o jakąś dziewczynę. – Wzruszyłam ramionami, nie chciałam mówić im prawdy.

– Idiota – mruknęła Alice.

– Słyszałem to. – Odwróciliśmy się, a tuż za moimi plecami stał Will.

Domyśliłam się, że pewnie chodzi o Bestię. Inaczej załatwiłby tę sprawę przez SMS-a. Zaczęłam się mu przyglądać i czekałam na jego ruch.

– Mam do ciebie sprawę. – Skinął, abym wstała, a ja to zrobiłam.

– O co chodzi? – spytałam, kiedy stanęliśmy pod drzewem parę metrów dalej.

– Nie będę w stanie dziś cię odwieźć – zaczął, poprawiając okulary przeciwsłoneczne, które założył, aby nikt więcej nie widział jego opuchniętych oczu.

– Zwariowałeś chyba. Masz wracać ze mną do domu i bez dyskusji! – Trąciłam go w ramię i spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.

– Muszę to załatwić, Vivi. – Westchnął głęboko. – Raz na zawsze pozbędziemy się tego skurwysyna z Hampton.

– Zachowujesz się jak dzieciak, który chce zgrywać bohatera! Nie dasz mu rady i dobrze o tym wiesz, więc po co próbujesz?! – zaczęłam krzyczeć, a on przyłożył mi dłoń do ust.

– Powaliło cię?! – wrzasnął na mnie. – Odpuść lepiej, bo i tak nic nie zmienisz. Daj mi działać i nie wtrącaj się w to. – Odszedł zdenerwowany.

Wróciłam do moich znajomych, którzy patrzyli na mnie przerażonym wzrokiem. Usiadłam z powrotem na swoim miejscu. Nie mogłam nawet się ruszyć. Byłam bezradna. Kompletnie bezsilna. Mój brat całkowicie postradał zmysły i nie dało się go powstrzymać. Zagryzałam wargę, bo czułam, że zaraz się rozpłaczę, a nie chciałam dać tego po sobie poznać, chociaż moja mina pewnie mówiła sama za siebie.

– Vivi, Vivi, co jest?! – Patrick zaczął potrząsać moim ramieniem.

– Wszystko gra. – Czułam, jak mój głos się załamuje.

– Jesteś strasznie blada. – Alice przybliżyła się i obróciła moją twarz w swoją stronę.

– Jest w porządku. Dziś nie mam podwózki i tyle – mruknęłam cicho.

– Może napisz do Connora.

– Chyba wolę się przejść – westchnęłam i spojrzałam na swój talerz. – Kto wpierdzielił moją sałatkę?!

Wszyscy oczywiście siedzieli cicho.

***

Po lekcjach zaczęłam kierować się w stronę domu. Mieszkałam jakieś osiem kilometrów od mojej szkoły, a na moje cholerne osiedle nie jeździły żadne autobusy. Wlokłam się powoli, myśląc o Willu, o tym, co powiem mamie, gdy zapyta, dlaczego wracałam sama, i o tym, w jakim stanie będzie mój brat, o ile w ogóle wróci do domu. Czułam się zmęczona po całym dniu, a na dodatek musiałam aż tyle przejść. Niby mogłam po prostu poprosić Connora, ale chciałam pobyć sama i pomyśleć w spokoju. Trudno mi było udawać, że o niczym nie wiem. Czułam, że zaraz pęknę, jeśli nie powiem komuś, co się stało.

Prawie dwie godziny później byłam w domu. Nie czułam nóg. Weszłam do środka już przednimi drzwiami, w których został wymieniony zamek. Skierowałam się od razu w stronę kuchni, w której stała mama.

– Czy ty znowu wracałaś sama? – Rodzicielka od razu mnie zaczepiła.

– Tak – westchnęłam.

– Szłaś na nogach?

– Tak.

– Connor nie mógł cię odwieźć?

– Wolałam wracać sama, to coś złego? – Rzuciłam plecak na podłogę i usiadłam do obiadu.

– Tak, Vivienne. Mieszkamy osiem kilometrów od twojej szkoły, nie po to daję Willowi samochód, abyś szła na piechotę. Płacę za paliwo, a on robi, co chce. Zgadzał się na ten układ od samego początku, więc niech się dostosowuje.

– Raz mi nie zaszkodzi.

– Jak on się zachowuje w szkole? – Mama patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby zaraz miała dosłownie wystrzelić laserami z oczu.

– Nie wiem, nie gadamy. Chyba normalnie. – Starałam się nie wzbudzać żadnych podejrzeń.

– Porozmawiam z nim, jak wróci.

Byłam wdzięczna ponad wszystko, że w końcu mi odpuściła, bo naprawdę kompletnie nie wiedziałam, jak ukrywać przed nią prawdę. Ulżyło mi, gdy wieczorem Will wrócił bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Dostał niezły opierdziel od mamy, czego bardzo mu współczułam. Nie chciał ze mną niestety rozmawiać o spotkaniu z Bestią. A przecież miał mówić mi wszystko…