Święta Rita. Patronka spraw trudnych i beznadziejnych - Małgorzata Bilska - ebook

Święta Rita. Patronka spraw trudnych i beznadziejnych ebook

Małgorzata Bilska

4,8

Opis

Była żoną, matką, wdową i... zakonnicą.
Rita - kobieta zawsze wierna miłości i walcząca o pojednanie zwaśnionych rodzin. Dziś pociąga zwyczajnością życia oraz niezłomnością w znoszeniu trudów i cierpienia.

W książce znajdziemy świadectwa ludzi, którzy niekoniecznie doświadczyli spektakularnych cudów, a raczej realnej opieki św. Rity: odzyskali zdrowie, otrzymali wsparcie finansowe czy pomoc w znalezieniu dziewczyny. Właśnie ich historie sprawiają, że Święta staje się coraz bardziej znana.

Oto widzimy kruche ciało kobiety niewielkiej wzrostem, lecz wielkiej świętością; która żyła w pokorze, lecz której heroiczne życie chrześcijańskie jest dziś znane na całym świecie. 
Jan Paweł II

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 201

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (5 ocen)
4
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

„Pan Bóg w pobożności średniowiecznej był jak szczyt góry: wszyscy wiedzieli, że istnieje, ale był niewidoczny, bo zawsze spowijały go chmury. Ta «chmura» to święci. Konkretna, nie abstrakcyjna. I nie wymagająca jakiegoś przebijania się poza ludzkie pojęcia”1 – te słowa biskupa Grzegorza Rysia można też odnieść do współczesności.

Inaczej niż ludzie żyjący w średniowieczu postrzegamy niebo. Gdyż na naszym są nie tylko chmury, lecz także samoloty, promy kosmiczne, satelity. Postęp techniczny stwarza iluzję panowania nad siłami natury, zbliża nas do gwiazd, lecz do Boga – ani o krok. Bóg wciąż przekracza ludzkie pojmowanie, nie daje się zamknąć w żadnych znanych kategoriach. Pozostaje Tajemnicą – pomimo aktu Wcielenia. Relacja z Nim jest możliwa tylko dzięki Jego woli. Bez świętych, którzy byli takimi samymi ludźmi jak my, nie mielibyśmy wzorca, jak ją budować. Są niczym czytelne drogowskazy, które wyznaczają szlak.

W porównaniu ze średniowieczem (które wydało wielu wspaniałych świętych) przestajemy dziś rozumieć, czym jest wytrwałe pielgrzymowanie do celu, ofiarna miłość, wewnętrzna walka, duchowa dojrzałość. Brakuje nam mistrzów i autorytetów życiowych, którym możemy zaufać. Tym cenniejsze jest pojawienie się i rozwój w Polsce kultu świętej, która, choć żyła w czasach średniowiecza, ma coś do powiedzenia również dzisiaj.

Święta Rita przez niemal połowę życia była zwyczajną, świecką kobietą, dzięki czemu rozumie codzienne radości i troski. Po stracie męża i synów, pokonując przeciwności – jak się wtedy wydawało – nie do pokonania, wstąpiła do zakonu, przywdziewając habit augustianki. Stawiła czoło rodowej vendetcie, tradycji, władzy, a nawet woli przełożonej zgromadzenia. Jako jedyna spośród świętych Kościoła miała stygmat ciernia, umiejscowiony właśnie na czole. Wyróżnia ją więcej rzeczy. Giną one jednak w schematycznych utworach hagiografów czy pobożnych legendach.

Jest znana na całym świecie. Szacuje się, że w samych Włoszech „znajduje się co najmniej trzysta kościołów i kaplic pod wezwaniem świętej Rity. Wśród nich jest mniej więcej pięćdziesiąt parafii i około dziesięciu sanktuariów. Niezliczone są ponadto, zawsze ozdabiane kwiatami i światłami, wizerunki Świętej, które można oglądać w najróżniejszych świątyniach”2. Najbardziej znane sanktuarium, centrum kultu, znajduje się w Cascii. Rita spoczywa tam w szklanej trumnie, dzięki czemu widać jej zachowane od rozkładu ciało. Miliony pielgrzymów modlą się o wstawiennictwo Świętej „od spraw trudnych i po ludzku beznadziejnych” (tytuł ten nadali jej podobno Hiszpanie). Bywa również nazywana „możną wspomożycielką w udzielaniu przebaczenia winowajcom”, gdyż niesie przebaczenie i pokój. Słynie ze skuteczności orędownictwa.

W Polsce nie ma ani jednej parafii pod jej wezwaniem. Obszar „spraw beznadziejnych” zagospodarował już św. Juda Tadeusz, apostoł. Nie wiadomo, kto i kiedy obdarował go tym zaszczytnym tytułem. Jest patronem kilkudziesięciu parafii, samodzielnie lub ze św. Szymonem. Obaj są głównymi patronami diecezji siedleckiej. Święty Juda Tadeusz szczególną cześć odbiera w warszawskim kościele Księży Misjonarzy pw. Świętego Krzyża. Nowenna do św. Judy Tadeusza jest powszechnie znana. Dlaczego nie znamy nowenny do św. Rity?

Jedną z głównych przyczyn stanowi fakt, że polska prowincja Zgromadzenia Augustianów, którzy ją popularyzują, dwa razy uległa kasacie. Zakon wrócił do kraju na dobre dopiero w 1989 roku. W parafii pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Krakowie, który należy do augustianów, stoi piękna figura św. Rity. Od kilku lat, dwudziestego drugie dnia każdego miesiąca, na nabożeństwie ku czci Świętej gromadzi się tu nawet do dwóch tysięcy osób. Jeszcze więcej przychodzi w dniu wspomnienia św. Rity – 22 maja. Wierni nie mieszczą się w budynku, wliczając do niego krużganki łączące świątynię z klasztorem. Kościół nieformalnie pełni rolę „polskiego sanktuarium” św. Rity.

Promieniowanie krakowskiego ośrodka widać przede wszystkim w Polsce południowej. Fenomenem można nazwać szybki, oddolny rozwój kultu, nie zawsze zależny od augustianów, których jest jeszcze niewielu. Pojawiają się fundacje, jednostki harcerskie, grupy modlitewne i inne dzieła pod patronatem Świętej. Jej popularność rośnie w takim tempie, że prowadzi to do nadużyć, którym sprzyja zwłaszcza komunikowanie się w przestrzeni wirtualnej. Na internetowych serwisach aukcyjnych, na przykład www.allegro.pl, rozwinął się handel dewocjonaliami, a nawet – jak twierdzi Joanna Podgórska3 – relikwiami św. Rity. Jeszcze bardziej niepokojącym zjawiskiem jest działalność Fundacji Biskupa Hugona. Za pośrednictwem strony internetowej www.swietarita.pl oraz profilu św. Rita z Cascia na portalu społecznościowym facebook.com fundacja ta zbiera pieniądze na intencje mszy św. zbiorowych „o św. Ricie”. Takie praktyki są ostro krytykowane przez krakowską parafię św. Katarzyny Aleksandryjskiej, czyli polskie centrum kultu św. Rity, która na swoim serwisie zamieściła ostrzeżenie czerwoną czcionką:

Drodzy Czciciele św. Rity

Z przykrością informujemy, że pojawiły się strony internetowe odwołujące się do kultu św. Rity, przez które zbierane są pieniądze. Nie mamy z tym – jako Augustianie – nic wspólnego. Dlatego Polska Prowincja Zakonu Świętego Augustyna jednoznacznie odcina się od tego typu działania […]4.

Protesty augustianów, o których pisała „Gazeta Krakowska”5, na niewiele się zdały. Kuria warszawska od początku 2012 roku nie przedłużyła zgody na działalność fundacji. Założyła ją Wspólnota Świętego Brunona z Kolonii, która odwołuje się do duchowości kartuskiej – nieznanej u nas, gdyż ostatnia polska Kartuzja została skasowana na początku XIX wieku. Międzynarodowa wspólnota kartuska istnieje natomiast od XI wieku i nie ma nic wspólnego ze św. Ritą.

Internet bywa jedynym źródłem wiedzy na temat Świętej, do jakiego czciciele mają dostęp. Z drugiej strony, przekłamania niezwykle łatwo mieszają się tam z faktami. Dzięki nowym technologiom powielanie informacji, także błędnych, dokonuje się dziś błyskawicznie. Wraz z rozwojem kultu sytuacja powinna ulegać poprawie.

Celem książki było przedstawienie historii życia św. Rity, refleksja nad treścią jej przesłania, a także próba wyjaśnienia przyczyn rozkwitu kultu tej Świętej w Polsce w ostatnich latach. Książka składa się z trzech części. Pierwsza odpowiada na pytania: kim była św. Rita i czy może być wzorem w XXI wieku? Druga pokazuje trudną historię kultu w naszym kraju oraz przesłanie Świętej w kontekście aktualnych przemian zachodzących w społeczeństwie i Kościele. Ostatnia zawiera dwadzieścia pięć świadectw (w tym jedno potrójne) lokalnych „liderów kultu” i jego popularyzatorów, które są zarazem przejmującym świadectwem wiary w Boga.

Do książki dołączony został aneks z listą dwudziestu pięciu parafii, w których sprawowany jest kult św. Rity, oraz dane adresowe, które mogą być przydatne Czytelnikowi. Na końcu znajduje się wybór modlitw, które w większości przypadków pochodzą z modlitewników wydanych lokalnie dla potrzeb wiernych. Całość uzupełniają fotografie z Włoch, Francji i Polski.

Rozdział I

Życiorys św. Rity

Ośw. Ricie, patronce spraw trudnych i beznadziejnych, mówi się „święta od róż”. Kwiat, który z woli Boga zakwitł dla niej pod śniegiem w górach Umbrii, do dziś niesie nadzieję „wbrew nadziei” ludziom proszącym za jej wstawiennictwem. W dniu wspomnienia św. Rity w kalendarzu liturgicznym, 22 maja, w kościołach uroczyście święci się róże. Część z nich wierni składają potem przed wizerunkami świętej, większość – rozdają. Tak oryginalną „pocztę kwiatową”, niosącą nadzieję potrzebującym, ma tylko św. Rita. To jedna z rzeczy, które wyróżniają ją spośród innych świętych.

Róża ma kilkadziesiąt znaczeń6. W większości kultur jest symbolem głębokiej miłości i spełnienia. W starożytnej Grecji wierzono, że powstała z morskiej piany wraz z narodzinami bogini miłości Afrodyty (rzymskiej Wenus). W kręgu kultury chrześcijańskiej róża symbolizuje miłość, ale też cierpienie związane z pokonywaniem przeciwności. Według niektórych autorów róża ukazuje, jak kwiat miłości, bezinteresowności, poświęcenia i szczerych intencji wyrasta spomiędzy kolców, bez skazy czy uszczerbku. Odsyła też do wspomnień o szczęściu w raju.

Inne znaczenie przypisuje się róży w zależności od koloru. Przykładowo: czerwona odnosi się do męczeństwa Chrystusa. Czerwień to krew; piękny zapach – chwała Zmartwychwstania. Pięć płatków dzikiej róży ma oznaczać pięć Chrystusowych ran na krzyżu. Biała róża jest symbolem niewinności (w czasach, gdy żyła św. Rita, prawo do noszenia wianków z białych róż przysługiwało tylko dziewicom). Róże są atrybutem Maryi oraz między innymi: św. Teresy z Lisieux, św. Róży z Limy, św. Franciszka z Asyżu, św. Elżbiety Węgierskiej, św. Juana Diego, bł. Henryka Suzo, św. Doroty. Pojawiają się w heraldyce zakonnej, na przykład w godle elżbietanek cieszyńskich czy terezjanek7.

Róża, która cudownie, wbrew naturze, zakwitła dla św. Rity w styczniu, ma jednak znaczenie nie tylko symboliczne, uniwersalne. Ściśle wiąże się z jej osobistym życiem. Spina je w klamry: od bardzo szczęśliwego, przepełnionego miłością dzieciństwa, po cierpienie związane ze stygmatem ciernia w ostatniej fazie ziemskiej wędrówki. Święta otrzymała kwiat tuż przed śmiercią. Pochodził z ogrodu jej ukochanych rodziców.

Szczęśliwe dzieciństwo

Święta przyszła na świat w 1381 roku, we włoskiej wsi Roccaporena. Imię, pod którym została zapamiętana, jest zdrobniałą formą od Margherita (Małgorzata, z gr. margarites – „perła”). Świętych Małgorzat jest kilka, na przykład św. Małgorzata z Kortony czy św. Małgorzata Maria Alacoque. Święta Rita jest tylko jedna. Od kilkuset lat wierni zwracają się do niej tak czule, jak rodzice i bliscy, gdy była mała: Małgosiu. Choć pewnie nie wszyscy mają tego świadomość.

Według części autorów w naszym kraju należy używać spolszczonego imienia „Ryta”. Nie jest to trafny pomysł co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, Rity nie są nam całkiem obce. Znana sztuka Willy Russella Edukacja Rity, jak również nakręcony na jej podstawie przez Lewisa Gilberta (1983 rok) i obsypany nagrodami film pod tym samym tytułem, upowszechniły w Polsce imię w oryginalnym brzmieniu. Rita jest kluczową postacią także w innej sztuce – Ślub doskonały Robina Hawdona, od grudnia 2012 roku wystawianej w jednym z teatrów w Warszawie. Wiele osób pamięta być może film Sprawa Gorgonowej w reżyserii Janusza Majewskiego (1977 rok). Tytułowa postać – Rita, tj. Emilia Margerita Gorgon, była bohaterką najsłynniejszego procesu poszlakowego w Polsce w okresie międzywojennym.

Jej „sława” jest jednak niczym w porównaniu z inną Małgosią, jedną z największych gwiazd światowego kina – Ritą Hayworth (1918-1987). Ta Amerykanka pochodzenia hiszpańsko-irlandzko-angielskiego w rzeczywistości nazywała się Margarita Carmen Cansino (włoska wersja imienia Małgorzata brzmi Margherita, hiszpańska – Margarita) i była jedną z najlepiej zarabiających aktorek w historii Hollywood. Uwielbiały ją tłumy wielbicieli. Była również tancerką.

Dobrej tradycji nie warto na siłę zmieniać. Po drugie, czy bliscy mogliby zwracać się do słodkiej, niewielkiej wzrostem (ok. 150 cm) jedynaczki suchym i twardym: Ryto?

Rodzice Rity nazywali się Antonio i Amata (z domu Ferii) Lotti. Długo czekali na narodziny dziecka. W tamtych czasach z powodu niewiedzy winą za bezdzietność obarczano najczęściej matkę. Amata musiała więc odczuwać bezsilność, doświadczać trudnych do zniesienia upokorzeń. Na szczęście miała mądrego, całym sercem oddanego jej męża. Gdy po latach zgodnej, małżeńskiej modlitwy Lottim urodziła się zdrowa córeczka, nie było na ziemi szczęśliwszej pary. Rita od początku jawi się jako ta, która niesie nadzieję wbrew ludzkim rachubom…

Rodzina mieszkała w Roccaporenie, wiosce położonej wśród malowniczych wzgórz Umbrii (707 m n.p.m.), w centralnej części Włoch. Wszyscy się tam znali. Sąsiedzi gratulowali małżonkom cudu narodzin i cieszyli się wraz z nimi. Antonio i Amata mieli swoje lata. Byli zasłużonymi dla lokalnej społeczności mediatorami, skutecznymi rozjemcami. Dokładna data narodzin Rity nie jest znana. Wiemy natomiast, że dziewczynkę włączono do wspólnoty Kościoła w kolegiacie pw. św. Marii w Cascii – miejscowości położonej pięć kilometrów od Roccaporeny, na uczęszczanym szlaku handlowym. Był to najbliższy kościół, w którym udzielano chrztów.

Według legendy Rita już w niemowlęctwie była napełniona łaską. Dowodzi tego opowieść o pszczołach. Pewnego upalnego popołudnia, niedługo po chrzcinach, Amata wystawiła kołyskę ze śpiącym maleństwem na dwór. Rodzice zajęci pracą w polu (a może w ogrodzie) chcieli ją mieć na oku. Umknęło ich uwadze, że przyleciało kilka pszczół, które zaczęły krążyć nad dziewczynką. Ujrzał je sąsiad, który przypadkiem wracał z pola, gdyż musiał opatrzyć skaleczoną nożem dłoń. Zaczął szybko odganiać owady, lecz te – ku jego zdziwieniu – wchodziły do oczu i ust Rity, nie robiąc jej krzywdy! Wreszcie się udało. Odleciały. Dziecko spokojnie spało, jakby nic się nie stało… Sąsiad chciał odejść. Nagle okazało się, że jego dłoń jest zdrowa. Po odpędzeniu nią pszczół rana zniknęła.

Legenda powstała zapewne już po śmierci Rity. Zanim jednak sława dziewczyny z Umbrii rozejdzie się po świecie, uzdrowieni zaczną dawać świadectwo, a ludzie nazwą ją patronką od spraw trudnych i po ludzku beznadziejnych, upłynie sporo czasu. Na razie Rita rosła, otoczona troską rodziny oraz okolicznych mieszkańców.

Nie zachowały się niestety wiarygodne informacje na temat wykształcenia Amaty i Antonia. Dbali jednak o rozwój jedynaczki. Według znawcy tematu Michaela di Gregorio OSA: „Gdy Rita osiągnęła odpowiedni wiek, rodzice umożliwili jej zdobycie wykształcenia, prawdopodobnie poprzez wynajęcie prywatnego nauczyciela […]. Wiemy, że Rita na pewno nauczyła się czytać i pisać, czego nie można było powiedzieć o wielu dziewczętach i chłopcach, którzy byli jej towarzyszami zabaw”8. Jest to cenna uwaga, gdyż obala mit rzekomego analfabetyzmu świętej. Niektórzy autorzy twierdzą, że była analfabetką, która umiała wykonywać tylko proste prace, modlić się, pościć i cierpieć. Nic bardziej mylnego. Wpływ na takie poglądy mogą mieć błędne wyobrażenia na temat średniowiecza, a zwłaszcza sytuacji kobiet w XIV wieku. Wbrew pozorom pod wieloma względami nie była to epoka mroczna czy prymitywna.

Cascia była w tym czasie dużym, nieźle prosperującym ośrodkiem handlowym. Rozwojowi miasta sprzyjało dogodne położenie na szlaku handlowym między Florencją a Neapolem. W tym kontekście istotna wydaje się uwaga francuskiej mediewistki Régine Pernoud w książce Kobieta w czasach katedr: „Jeszcze w połowie XIV stulecia – co odnotowuje dokładnie kronika Villaniego9 – uczęszczało do licznych szkółek we Florencji, około 1338 roku, co drugie dziecko, chłopiec lub dziewczynka”10. Wykształcenie dziewczynki nie było więc w tamtym czasie czymś nadzwyczajnym. Kultura Florencji promieniowała daleko, między innymi dzięki kupcom przejeżdżającym przez Cascię. Według Pernoud średniowiecze dawało kobietom w chrześcijańskiej Europie wiele praw, które utraciły w późniejszych stuleciach, w tym na przykład prawo do zdobycia wykształcenia. Wykluczanie dziewcząt z procesu edukacji zaczęło się wraz z powstawaniem i rozwojem świeckich uniwersytetów.

Wpływy Florencji dostrzega też Paola Giovetti w książce Rita z Cascii. Święta od spraw niemożliwych11. Autorka pisze w niej między innymi o przyjaźni między miastami, ich przymierzu politycznym zawartym w 1375 roku przeciwko Rzymowi oraz o „bardzo wyraźnym wpływie kultury” Florencji na mieszkańców Cascii.

Rodzice Rity starali się najlepiej, jak potrafili, przygotować córkę do czekających ją wyzwań. Stawali się coraz starsi, a Rita była ich jedynym dzieckiem. Gdyby coś im się stało, zostałaby sama, bez oparcia i środków do życia. Zapewnienie jej bezpiecznej przyszłości było dla nich priorytetem. Ona z kolei odsuwała od siebie myśl, że kiedyś ich straci. Czuła się kochana, akceptowana i szczęśliwa. Od rodziców nauczyła się cierpliwości, pracowitości, odpowiedzialności, siły charakteru, szacunku dla słabszych, modlitwy, a przede wszystkim zaufania do Boga. Była skromna, a zarazem wytrwała i odważna. Pomagała im w codziennej pracy. Wraz z nimi angażowała się w życie społeczności. Nie umiała przejść obojętnie obok nikogo, kto potrzebował pomocy, niezależnie od stanu czy zawartości sakiewki. Co nie znaczy, że była ideałem bez wad, czarą wypełnioną słodyczą i dobrocią.

Wielokrotnie przyglądała się procesom mediacji w celu pogodzenia zwaśnionych sąsiadów czy pojednania wrogów. Chłonęła w domu klimat miłości, radości, pokoju i dialogu, wbrew toczącym się wokół walkom, krwawym samosądom i używaniu siły do rozwiązywania problemów. Miało to wielki wpływ na kształtowanie jej charakteru.

Trudne decyzje

Już wkrótce musiała stawić czoło pierwszym, poważnym rozterkom. Według przekazów ustnych, od wczesnych lat czuła powołanie do życia zakonnego. Rodzice mieli jednak inne plany. Sytuacja wokół była bardzo niestabilna, więc trudno im się dziwić.

Był to trudny czas w historii Kościoła. Rita urodziła się rok po śmierci św. Katarzyny ze Sieny, znanej między innymi z tego, że przekonała papieża Grzegorza XI do zakończenia niewoli awiniońskiej. Po niemal siedemdziesięciu latach, ku radości wiernych, następca św. Piotra wrócił do Rzymu. Jego autorytet był jednak mocno nadwyrężony. Rychła śmierć Grzegorza XI jeszcze pogłębiła kryzys. O prawo do sukcesji apostolskiej zaczęło walczyć dwóch papieży wybranych przez różne frakcje hierarchów. Urban VI za swoją siedzibę obrał Rzym. Klemens VII rezydował natomiast w Awinionie, podobnie jak papieże z okresu francuskiej „niewoli”. Doszło do gorszącej schizmy. W rywalizację o tiarę, czyli władzę papieską, uwikłanych było wielu kardynałów i biskupów. Zamiast dawać przykład życia Ewangelią, troszczyć się o wiernych, naśladowali styl życia feudalnych władców. Pomnażali swoje majątki, rozkoszowali się przyjemnościami, politykowali jak książęta i monarchowie. Wywoływali skandale.

Ambicje polityczne miało też zresztą Państwo Kościelne, sąsiadujące z Republiką Cascii. Przejawiały się one między innymi w wieloletnim konflikcie z cesarstwem rzymskim. Mieszkańcy Cascii i Roccaporeny próbowali odnaleźć się w ówczesnej sytuacji politycznej. Republika Cascii przyjęła na kilka lat patronat Stolicy Apostolskiej. Potem opowiedziała się jednak po stronie króla Manfreda, syna cesarza Fryderyka II, a przeciwko Państwu Kościelnemu (pod opiekę papieża wróciła dopiero w wieku XVI). W panującym zamieszaniu papieska schizma była nawet Cascianom na rękę. Gwarantowała Republice względną autonomię polityczną w stosunku do państwa, z którym graniczyła. O pokój było jednak trudno nawet wewnątrz Republiki Cascii. Często zdarzały się bandyckie rozboje i walki między rodami. Pomimo prawnego zakazu praktykowano tradycyjną vendettę. Zamęt potęgowały lokalne wojny, które toczyli między sobą władcy pobliskich księstw.

Emocje mieszkańców Cascii rozpalał zwłaszcza jeden zadawniony konflikt. Wszystkie włoskie miasta były wewnętrznie podzielone między stronnictwo Gwelfów – popierające Państwo Kościelne – i Gibelinów, którzy trzymali z cesarstwem. Podziały te były na tyle trwałe, że widać je nawet w heraldyce. Rody i niektóre miasta należące do partii Gibelinów umieszczały w głowicy tarczy herbowej czarnego cesarskiego orła, dwu- lub jednogłowego, w złotym polu. Gwelfowie mieli czerwony kołnierz turniejowy nad trzema złotymi liliami, wszystko w błękitnym polu głowicy. Bliska Republice Cascii Florencja była „gniazdem” propapieskich Gwelfów, natomiast Spoleto, stolica diecezji12, w obrębie której Cascia leżała, wspierało Gibelinów. Rita i mieszkańcy jej wsi żyli więc pomiędzy młotem a kowadłem. Planując przyszłość dziecka, trzeba było uwzględnić wszystkie te okoliczności.

Rita od dawna odczuwała pragnienie wstąpienia do zakonu, lecz była to trudna decyzja. Dużo się modliła, zawierzając swą drogę Bogu. Podobno w szukaniu powołania wspierał ją duchowo pustelnik Hugolin, z którym się zaprzyjaźniła (nie należy go mylić z bł. Hugolinem z Magalotti OFS, także pustelnikiem). Pobożność młodej panny budziła zdumienie i w legendach przetrwała do dziś. Pewien hotel w Roccaporenie tak reklamuje okolicę turystom i pielgrzymom zmierzającym do sanktuarium w Cascii: „Nad miastem góruje 120-metrowe wzgórze Skała św. Rity (Scoglio di Santa Rita). Na jego szczycie święta oddawała się modlitwie, o czym świadczą pozostawione tam ślady odbitych łokci i kolan”. To tylko legenda, lecz możemy wyobrazić sobie Ritę, która zatopiona w rozmowie z Bogiem klęczy na wzgórzu, aby być trochę bliżej nieba…

W jej epoce dziewczynka mogła wstąpić do klasztoru już w wieku dziesięciu lat. Niemal równie wcześnie zakładano wtedy rodziny. Rząd Cascii ustalił minimalny wiek do zawarcia małżeństwa: dwanaście lat dla kobiet, czternaście lat dla mężczyzn. Rita znała codzienność zakonu, gdyż w klasztorze św. Marii Magdaleny w Cascii często odwiedzała kuzynkę. Postanowiła, że tak jak ona zostanie augustianką. Bliskość klasztoru miała znaczenie ze względu na możliwość utrzymywania kontaktów z rodzicami.

Ci jednak wybrali córce inną drogę. Na pewno również modlili się o światło od Boga, rozważali różne opcje. Wreszcie postanowili: Rita powinna wyjść za mąż. Wybór ułatwił im fakt, że znalazł się dobry kandydat. O rękę Rity poprosił niejaki Paolo Mancini. Nie chcieli jej zmuszać. Byli krytycznie nastawieni do pomysłu życia w klasztorze, ale to jej zostawili ostateczną decyzję.

A w zasadzie dwie decyzje. Jedną o wyborze powołania do życia w rodzinie. Drugą – o przyjęciu oświadczyn Paola. Długo się wahała. Poszła po radę do przyjaciela pustelnika, pytała o zdanie kierownika duchowego… Bardzo kochała matkę i ojca. Jedynakom trudno jest „osierocić” rodziców, choćby dla samego Boga. Współcześni seniorzy mają renty i emerytury, bezpłatną służbę zdrowia, opiekę socjalną; mogą liczyć na pomoc różnych instytucji czy organizacji pozarządowych. W tamtej epoce opieka nad osobami starszymi spoczywała wyłącznie na członkach rodziny. Rita była dla swoich rodziców jedynym oparciem. Za nic miała zagrożenie wojnami i troskę o siebie. Bała się natomiast o rodziców.

Decyzja, którą podjęła, nie wynikała z uległości i posłuszeństwa, jak sugerują niektórzy. Była owocem dojrzałości, co wystawia jej znakomite świadectwo w tak młodym wieku. Mając czternaście lat, Rita Lotti wyszła za Paola di Ferdinando (syna Ferdynanda) Manciniego z Roccaporeny. Zgodnie ze zwyczajem dziewczyna przez dwa lata po ślubie pozostała z rodzicami. Z mężem zamieszkała w 1397 roku, niedaleko domu rodziców.

Posłuszeństwo w takim przypadku nie jest warunkiem świętości – to mit. Wspomniana św. Katarzyna ze Sieny w wieku siedmiu lat ślubowała Bogu dziewictwo. Pragnęła pójść do zakonu, ale jej rodzice powiedzieli stanowcze „nie”. Przyszła święta, ba – doktor Kościoła, patronka Europy, zbuntowała się wtedy przeciw władzy rodzicielskiej. Dopiero po dłuższym czasie uzyskała zgodę matki i ojca. Poddali się. Katarzyna została świętą i najsłynniejszą dominikańską tercjarką. Wbrew woli rodziców postąpiła także św. Róża z Limy. Została pierwszą świętą w Ameryce i patronką tego kontynentu (a także – kwiaciarek i ogrodników).

Rita była jedynaczką. Katarzyna ze Sieny przedostatnim, dwudziestym czwartym dzieckiem w rodzinie. Różne są drogi do Boga. Każdy święty jest inny, wezwany po imieniu. Musi odnaleźć indywidualne, tylko do niego skierowane wezwanie Pójdź za Mną! (J 21, 19).

Życie rodzinne

Rita czerpała wzorce z domu pełnego miłości, a także z Ewangelii. Paolo nie był, niestety, człowiekiem szczególnie wierzącym. Co do tego biografowie są zgodni. Jego środowisko przesycone było inną mentalnością. Pochodził z rodziny mieszczańskiej. Ówczesny model „macho” był mu o wiele bliższy niż postawa świętych mężczyzn. Oboje bardzo się więc różnili. Mężczyzna był wtedy głową rodziny, bezdyskusyjnym autorytetem – jego etos, zwyczaje i przekonania miały stawać się w domu normą. Zapewne tak by się stało, gdyby nie silny charakter małżonki. Czyż mogła wyrzec się siebie?

Paolo Mancini był nieco szorstki, wprost nie potrafił okazywać uczuć. Pracował jako strażnik w jednej z wież, która stała między Cascią a Roccaporeną. Konflikty rozstrzygał siłą i mieczem. Według podań ludowych wcześniej brał udział w wojennych wyprawach. Przyszłą żonę miał poznać po powrocie z jednej z nich. Kiedy wyjeżdżał, była zapewne dzieckiem, więc nie zwracał na nią uwagi. Dla młodych mężczyzn wyprawy stanowiły szansę na zdobycie uznania i przeżycie przygody. Najprawdopodobniej miał powiązania z antypapieską frakcją Gibelinów. Czy było tak już wtedy, gdy młodzi się pobierali – nie wiemy, ale fakt ten zaważył na życiu całej rodziny.

Niedługo po rozpoczęciu przez Ritę i Paola wspólnego życia na świat przyszły dzieci. Mieli dwóch synów. I znów: legenda głosi, że byli bliźniętami. Jest to fakt mało wiarygodny – zbyt łatwo wpisuje się w model hagiografii przesyconej nadnaturalnymi zdarzeniami. Narodziny bliźniąt są rzadkością. Sześć wieków temu były owiane wielką tajemnicą. Ludzie nie znali przyczyn tego zjawiska. Bliźniactwo chłopców byłoby kolejnym dowodem świętości kobiety „naznaczonej” przez Boga. Nie ma dowodów na to, że chłopcy byli w tym samym wieku. Znamy natomiast ich imiona: Giacomo Antonio i Paolo Maria.

Tata musiał pękać z dumy, patrząc, jak rosną następcy, spadkobiercy nazwiska i kontynuatorzy rodu. Marzył o dniu, w którym przekaże im miecz, nauczy ich walczyć. Wpajał im zasady żołnierskiego honoru. Rita, delikatnie mówiąc, nie była tym zachwycona. Wolała, by wybrali drogę zgody i pokoju, jak ona i jej rodzice.

Na temat charakteru Paola krążą budzące grozę opowieści, które aż do drugiej połowy XX wieku fałszowały obraz faktycznych relacji między małżonkami. Według legendy i niektórych hagiografów był on człowiekiem gwałtownym, brutalem i hulaką, który znęcał się nad żoną o nieziemskiej wręcz cierpliwości. Niedawno runęły fundamenty, na których ta historia się opierała. Autorzy żywotów św. Rity korzystali ze specyficznego źródła. Kluczowym dokumentem były obrazy i napisy umieszczone przez nieznanego artystę wkrótce po śmierci świętej na jej trumnie. Było to kilkadziesiąt lat po śmierci Paola. Drewniana trumna z ciałem Rity przez kilkaset lat była wystawiona na katafalku w zakonnej kaplicy. Ogromne rzesze ludzi modliły się przy niej, oddawały cześć, próbowały dotknąć. Pomieszczenie było oświetlone świecami i pochodniami. Pod wpływem dymu z kopcących świec niektóre napisy na trumnie uległy pozornie drobnemu zniekształceniu. Słowa maritu feroce – „gwałtowny mąż” już w czasie beatyfikacji Rity (a nawet wcześniej) odnoszono do Paola. Dopiero niedawno zabytkową trumnę-relikwiarz poddano fachowej, gruntownej renowacji. Ku zdumieniu historyków sztuki pod warstwą dymnego brudu ukazał się inny napis: tantu feroce, czyli „wielce gwałtowny”. Jeden wyraz zmienił sens przekazu. Z kontekstu jednoznacznie bowiem wynika, że nie chodzi o męża, a o gwałtowne cierpienia spowodowane przez stygmat ciernia.

Zanim odczytano autentyczną intencję autora, ludowa wyobraźnia stworzyła wizerunek żony zalanej łzami, cierpiącej na skutek brutalnej przemocy, bez słowa skargi. Do dziś można spotkać osoby, które wśród głównych cech świętej podają jej zgodę na dźwiganie krzyża w pełnym przemocy małżeństwie!

Życie codzienne Rity – żony i matki – wypełniały obowiązki domowe, troska o męża i dzieci. Pomagała rodzicom i potrzebującym, gorąco się modliła. Nie lubiła siedzieć bezczynnie. Nawet wtedy, gdy chłopcy stali się bardziej samodzielni, czas wypełniony miała zajęciami. Paolo nie był tak okrutnym tyranem, jak w legendzie, lecz do sporów, jak to bywa w wielu małżeństwach, dochodziło. Małżonkowie cenili inne wartości, odmiennie widzieli przyszłość dzieci. Konflikty wyprowadzały Paola z równowagi, gdyż nie tolerował sprzeciwu.

Rita była stanowcza, a gdy trzeba – wyrozumiała i łagodna. Powoli przynosiło to efekty. Serce gwałtownika topniało. Od dziecka nie wolno mu było okazywać słabości, wzruszać się cierpieniem. Życie to walka: kto przegrywa lub ustępuje, nic nie jest wart. Przy Ricie Paolo uczył się hamować gniew, powściągać namiętności. Córkę dyskretnie wspierali mieszkający w pobliżu rodzice. Wybierając jej męża, musieli w nim dostrzec potencjał dobra, duszę chrześcijanina. Nie pozwoliliby zrobić jej krzywdy. Byli wyczuleni na kwestie przemocy, mediując między mieszkańcami okolicy – a ci doskonale się wszyscy znali. Czy w małej miejscowości można coś ukryć przed sąsiadami?

Poważnym zmartwieniem Rity było wychowanie synów. Czy uda się zaszczepić im ufność do Boga, który jest Miłością? Przekonać do naśladowania Chrystusa, wbrew stylowi życia ojca, złym przykładom niektórych katolików, w tym księży? Część pobratymców Paola, zagorzałych Gibelinów, kierowała pod adresem Kościoła wyłącznie krytyczne i ostre słowa. Widziała, z jakim błyskiem w oczach chłopcy słuchają opowiadań taty i kuzynów o wojennych wyprawach, bitwach, wygranych pojedynkach. Dopóki byli mali, rady matki przyjmowali bez zastrzeżeń. Jej słowo się liczyło. Z czasem coraz bardziej wchodzili w orbitę wpływów Paola i jego rodziny, a ci mieli wobec Giacoma Antonia i Paola Marii własne, ambitne plany. Chłopcy nosili przecież ich rodowe nazwisko – Mancini.

Błędne koło vendetty

Wszystkie plany, nadzieje i marzenia runęły w gruzy jednego wieczoru. Nikt się tego nie spodziewał. Chłopcy po pracowitym dniu – pomagali w gospodarstwie – poszli spać. Rita czekała na męża i coraz bardziej się niepokoiła. Paolo dawno powinien już wrócić z pracy. Kolacja wystygła, gasły światła w oknach pobliskich domów. Gdy miał się spóźnić, zawsze ją uprzedzał. Postanowiła wyjść mu naprzeciw. Dla bezpieczeństwa poprosiła o towarzystwo sąsiadów, zanim i oni udadzą się na spoczynek.

Zobaczyła go nagle, gdy dochodzili do wieży. Krzyknęła. Paolo leżał na ziemi cały we krwi. Rana kłuta w klatce piersiowej okazała się śmiertelna. Nie wiemy, czy zdążyli się pożegnać. Przekaz ustny podaje, że przed śmiercią wyjawił jej imię swojego zabójcy. To była najgorsza noc w jej życiu. Zawalił się jej świat. Jak ma powiedzieć Giacomowi i Paolowi juniorowi, że ojciec nie wróci?

Biografowie twierdzą, że Paolo Mancini zginął z rąk Gwelfów, z powodu uświęconej długą tradycją, choć sprzecznej z prawem, rodowej zemsty zwanej vendettą. Być może dosięgła go za to, co uczynił dużo wcześniej. Paolo, dzięki wpływowi żony, naprawdę się zmienił. Od pewnego czasu unikał dawnych kompanów, zwrócił się ku Bogu. Wszedł na właściwą drogę. Paradoksalnie, właśnie wtedy zginął. Nie tak łatwo wyplątać się z politycznych, a tym bardziej „mafijnych” układów, gdy raz się w nie wejdzie.

Opłakując męża, Rita pytała Boga o sens tego, co ją i dzieci spotkało. Jeśli zabójcami rzeczywiście byli zwolennicy papiestwa, jak wytłumaczy synom, że Chrystus nie odpłacał złem za zło, że nienawiść jest grzechem? Teraz na nich spadał obowiązek vendetty. Jeśli nie pomszczą ojca, wszyscy uznają ich za tchórzy. Rodzina Paola pałała chęcią krwawego odwetu. Tylko zemsta mogła im przywrócić honor, była oczywista. Jej błędne koło toczyło się od pokoleń.

Wbrew tradycji i presji otoczenia Rita Mancini, młoda wdowa (miała trzydzieści dwa lata), wybaczyła zabójcom. Kochała męża z całego serca i cierpiała bardziej niż ktokolwiek z jego rodziny. Ból rozdzierał jej duszę, łzy nie przestawały płynąć. Znała tyle kobiet w żałobie, nawet młodszych od siebie. Niosła im pomoc, gdy dzieci chorowały lub groził im głód. Teraz sama poznała ten ból. Mimo to w głowie kołatały jej słowa Jezusa wypowiedziane na krzyżu: Nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 32). Znów chodziła samotnie modlić się na wzgórze.

Święta Rita fascynuje tym, że jako osoba świecka, prosta i zwyczajna świetnie pojęła, czym jest chrześcijańska dojrzałość w ekstremalnym cierpieniu. Jej przykład pokazuje, że świętość jest możliwa w każdym miejscu i czasie, wbrew nieprzychylnym warunkom. Na radykalne zło umiała odpowiedzieć radykalną miłością. Przebaczenie w takiej sytuacji oznacza poradzenie sobie z trudnymi emocjami: poczuciem krzywdy, rozpaczą, bólem, złością. Miłość do nieprzyjaciół wyzwala. Człowiek przezwycięża własne ograniczenia, przekracza swoje „ja”. To nie było łatwe, ale chciała być wzorem dla synów. Miała też wewnętrzną potrzebę stawania w prawdzie wobec ofiary Chrystusa.

Bała się, jak zapewni dzieciom utrzymanie, jak poradzi sobie z gospodarstwem. Czy potrafi wychować synów? Stopniowo traciła z nimi kontakt. Słuchając tego, co mówią, patrząc na ich nastoletnie, kipiące od gniewu twarze, miała coraz gorsze przeczucia. Jej wybaczenie uznali niemal za zdradę pamięci o ojcu. Mimo szacunku dla kochanej mamy nie chcieli zrozumieć, a tym bardziej naśladować jej postawy. Powielali schematy myślowe rodziny Paola, a jej mądrzy, doświadczeni rodzice już nie żyli. Czuła się bezradna i osamotniona. Czyżby vendetta miała jej zabrać i dzieci? W pewnej chwili zaczęła się modlić: „Panie, ratuj ich dusze! Jeśli mają stać się mordercami, iść drogą nienawiści, to lepiej zabierz ich z tego świata! Zanim będzie za późno”. To najbardziej dramatyczna modlitwa, jaką człowiek może skierować do Boga.

Synowie Rity nikogo nie zabili. Zmarli nagle, mniej więcej rok po śmierci ojca. Prawdopodobnie padli ofiarą zarazy, która stanowiła jedną z najczęstszych przyczyn zgonów w tych czasach. Ich śmierć znajduje potwierdzenie w zachowanych dokumentach źródłowych; treść modlitwy Rity przechowała jedynie tradycja ustna. Nasuwa się sensowne pytanie: Czy dobra matka może prosić o śmierć dla dzieci, aby ratować ich zagrożone potępieniem dusze?

Wątek ten budzi opór wśród niektórych osób, nawet wierzących. Dlatego warto wtrącić dygresję. Dla chrześcijan śmierć nie oznacza końca, lecz początek. W historii Kościoła były kobiety, które powołanie macierzyńskie rozumiały tak jak Rita – w kontekście życia wiecznego. Czuły się odpowiedzialne nie tylko za szczęście doczesne swoich dzieci, lecz także za ich zbawienie. Z tej perspektywy cierpienie nie jest najgorszym złem. Gorsze byłoby zatracenie duszy na wieki, rezygnacja z udziału w życiu Boga. Kim były te matki?

Sto lat wcześniej w tej samej części Włoch, czyli Umbrii, mieszkała bł. Aniela z Foligno (1248-1309). Zanim została mistyczką, była żoną kochającego męża i matką kilku synów. W pewnej chwili życie pełne rozrywek, bogactwa i luksusu uznała za płytkie. Czegoś jej brakowało. Zaczęła szukać innej miłości. Boga. I wtedy, w ciągu kilku miesięcy, straciła wszystkich najbliższych: mąż, synowie i matka zmarli na skutek epidemii. Aniela nie złorzeczyła Stwórcy, nie popadła w rozpacz. Nawróciła się i wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka. Cierpienie po śmierci rodziny odczytała jako spełnienie przez Boga jej pragnienia wyrzeczenia się wszystkiego i wszystkich, oderwania od więzów ze światem. We Wspomnieniach spisanych przez jej spowiednika zawarła myśl: „Znalazłam pociechę w ich śmierci, czułam, że w przyszłości Bóg odda mi te łaski”. Czy to znaczy, że nie miała uczuć? Ależ skąd!

Wiele ją łączy ze św. Ritą. Podobnie jak ona po otrzymaniu stygmatu, przez wiele lat żywiła się wyłącznie Eucharystią. Ciała obu mistyczek nie uległy po śmierci rozkładowi. Bł. Aniela z Foligno, w uznaniu jej głębokiej wiary i mądrości, otrzymała tytuł „mistrzyni teologów”.

Równie heroiczna w zawierzeniu Bogu była bł. Maria Quattrocchi, żona bł. Luigiego Quattrocchiego. Jan Paweł II beatyfikował ich wspólnie jako pierwszą w historii Kościoła parę małżeńską. Maria żyła całkiem niedawno, w latach 1884-1965. Pochodziła z Florencji, z książęcej rodziny. Była bardzo dobrze wykształcona; pisała książki, publikowała w prasie katolickiej. Państwo Quattrocchi byli pionierami katolickiego ruchu skautowskiego. Mieli czworo dzieci. Jeden z synów został księdzem, drugi syn i córka wstąpili do zakonów.

W listach do synów Maria pisała: „Wolałabym was widzieć martwymi niż niewiernymi Bogu”. Modliła się: „Boże mój, raczej go (syna) zabierz, niżby miał Cię zdradzić”13. Czy takie właśnie słowa padły wcześniej z ust Rity? Nigdy już się tego nie dowiemy. Po ludzku rzecz biorąc, jak każda matka na pewno miała nadzieję na ich nawrócenie.

Miłość macierzyńska nawet w świecie pogańskim (oraz neopogańskim, postchrześcijańskim) była uważana za uczucie wyjątkowo silne. Matka jest złączona z dzieckiem więzami biologicznymi, długo przed jego narodzinami. Ojciec musi się miłości do dziecka uczyć w innym tempie (co nie znaczy, że wszystkie matki są „z natury” odpowiedzialne, a ojcowie nie – z tym bywa różnie). Żadna miłość nie jest jednak tylko uczuciem. Jest postawą woli. W świetle relacji z Bogiem nabiera wymiaru przekraczającego czas, wiecznego i eschatologicznego. Jest nadzieją na szczęście obcowania z Bogiem – Miłością bez ograniczeń.

Dariusz Piórkowski SJ w artykule Popatrz na życie od końca pisze o wielkich świętych, którzy posiedli zdolność rozumienia wiecznej miłości w Bogu:

„Któż z nas odważyłby się życzyć swoim rodzicom śmierci, by jak najszybciej cieszyli się szczęściem nieba? Byli tacy, co się odważyli. W Dziejach duszy św. Teresa z Lisieux przywołuje fragment listu swojej mamy, zaskoczonej dziwnym zachowaniem córki: «Mała to niezrównany figlarz, okazuje mi serdeczność, życząc śmierci: ‘Ach, tak bardzo bym chciała byś umarła, biedna moja Mamo!’… woła. Skarcona, odpiera: ‘Chcę przecież, byś poszła do Nieba, bo mówisz, że trzeba umrzeć, aby tam pójść’».

Teresa w swojej dziecięcej szczerości wyraża sprawę fundamentalną: chrześcijanin powinien na swoje życie patrzeć z perspektywy końca. A koniec to nie śmierć, która jest tylko przejściem, lecz początek nowości, przekraczającej najśmielsze ludzkie oczekiwania. Koniec to nasze zmartwychwstanie, a więc niebo.

Także św. Augustyn uznał, że nie godzi się lamentować nad śmiercią własnej matki, bo «tak się zazwyczaj opłakuje śmierć uważaną za nieszczęście albo za całkowite unicestwienie. Ona zaś nie umierała nieszczęśliwie ani nie osuwała się w nicość»”14.

Św. Augustyn był niezwykle ważną postacią w rozwoju duchowym Rity. Czy znała jego słowa? Z pewnością lamentowała nad śmiercią synów. Odchodziła od zmysłów jak każdy rodzic. Wiara, że Bóg daje nowe życie i są już u Niego bezpieczni, nie likwiduje wewnętrznej pustki, tępego, rozdzierającego bólu, gdy dzieci nie można przytulić. Coś na zawsze się skończyło. Została sama. Tylko ona, wspomnienia, milczące ściany domu, w którym jej synowie przyszli na świat, pytania o sens życia. I Bóg.

Walka o habit

Rita miała trzech świętych, których od dziecka darzyła szczególnym zaufaniem. Byli to: św. Jan Chrzciciel, św. Augustyn i św. Mikołaj z Tolentino. Pierwszy był patronem kościoła w Cascii, w którym często się modliła. Drugi – założycielem zgromadzenia, do którego żeńskiej gałęzi pragnęła wstąpić jako panna. Trzecia postać, w naszym kraju mniej znana, w czasach Rity była na terenie dzisiejszych Włoch bardzo popularna. Mikołaj z Tolentino został wyniesiony na ołtarze dopiero w 1446 roku przez papieża Eugeniusza IV. Trwało to dość długo z powodu schizmy w Kościele. Nieoficjalnie był jednak czczony jako święty od dnia swojej śmierci w 1305 roku. Do grobu Mikołaja przybywali liczni pielgrzymi. Ricie był bliski nie bez powodu... Późno wymodlone dziecko, tak jak ona. Augustianin, wybitny kaznodzieja. Budzący podziw asceta. Kroniki klasztoru w Tolentino, gdzie spędził trzydzieści lat, wspominają, że po jego modlitwie nastąpił cud uzdrowienia kilku chorych.

W trudnych chwilach Rita zawsze prosiła o pomoc swoich świętych opiekunów.

Nie zachowały się przekazy o żadnej świętej kobiecie – przyjaciółce. Prawdopodobnie dlatego, że kobiet na ołtarzach było (i jest) zdecydowanie mniej niż mężczyzn15. Można jednak śmiało założyć, że wiele modlitw Rita kierowała do Maryi. Któż lepiej zrozumie cierpienie matki niż Ta, której na Golgocie w bestialski sposób odebrano jedynego Syna? Wiadomo natomiast, że wdowa Rita znowu zaczęła odwiedzać augustianki w Cascii. Coś ją tam – jeszcze mocniej niż w młodości – ciągnęło, a teraz nie miała już powodu, by się opierać. Każda wizyta w klasztorze przywracała jej tłumione przekonanie, że powinna iść drogą powołania zakonnego. Wspólnota sióstr była niczym drugi (teraz jedyny prawdziwy) dom. W pobliżu znajdowało się kilka innych żeńskich klasztorów, lecz ona nie szukała za murami ucieczki od świata. Nie było jej wszystko jedno, co wybierze. Czuła, że albo założy habit augustianki w Cascii, albo żadnego.

Przedstawiła swoją prośbę przełożonej klasztoru św. Marii Magdaleny w Cascii. Znały się od lat, lubiły. Tym większe było jej rozczarowanie, gdy przeorysza nie wyraziła na to zgody. Kiedyś rodzice, teraz ona? Czy nie ma już nikogo, kto zrozumiałby, jak bardzo chce służyć Bogu? Czy naprawdę nie ma powołania, choć czuje, że Bóg tego chce? Odmowa nie była zbyt stanowcza – a może słabo uargumentowana, więc po pewnym czasie Rita spróbowała ponownie. I znowu nic!

Tym razem była zbyt zdeterminowana, by poddać się bez walki. Rita Mancini okazała się silna i nieugięta. Pytała, przekonywała, próbowała wszystkich sposobów. Prosiła księdza o wstawiennictwo i poparcie. Nie mogła się pogodzić z wolą matki przełożonej. Ta, wzruszona postawą wdowy, w końcu się zlitowała. Wyjaśniła, o co chodzi. Kościelne procedury zabraniały przyjmować osoby uwikłane w przestępstwo lub vendettę. Niewinna kobieta znowu ucierpiała z powodu grzechów innych. Tych, którzy pogańską tradycję zemsty cenili bardziej niż prawo Boże.

I Rita powiedziała: „Dość!”. Ludziom, nie Bogu.

Matka przeorysza postawiła warunek, po ludzku niemożliwy do zrealizowania. Obie rodziny uwikłane w walki Gwelfów i Gibelinów, a przy tym w rodową vendettę, muszą wyrzec się zemsty i podpisać ugodę. Jak bardzo Rita żałowała, że w tej chwili nie ma przy niej rodziców! Znała zasady mediacji, lecz nie miała ich wieloletniego doświadczenia. Poza tym w tym przypadku nie była bezstronna. Skoro jednak nie ma wyjścia… Trzeba spróbować, to tylko następna przeszkoda do pokonania. Zaczęła działać. Przez kilka lat chodziła od domu do domu, wykazując się wielką cierpliwością. Musiała wysłuchać wielu przykrych słów z obu stron. Zaczynała już tracić nadzieję, gdy nastąpił przełom i udało się osiągnąć porozumienie. Głowy rodzin podpisały oficjalny dokument o ugodzie, wyrzekając się zemsty za doznane wzajemnie krzywdy. Dumna i szczęśliwa poszła podziękować Bogu. A potem pobiegła z wiadomością do przeoryszy.

Augustianki też miały powód do radości. Z zachowanego z tego okresu spisu zakonnic wiemy, że jedna z sióstr nosiła nazwisko Mancini, a inna takie, jak zabójca Paola. Akt pojednania był dla nich ważnym wydarzeniem, gdyż w wyniku vendetty one też traciły bliskich. Wspólnota liczyła około dziesięciu sióstr, wszystkie doskonale się znały.

Ricie pozostało dopełnić formalności. Musiała wpłacić wymaganą przepisami kwotę, tak zwane wiano, oraz przynieść zgodę na wstąpienie przez nią do zgromadzenia podpisaną przez najbliższych żyjących krewnych. Rodzina nie stawiała przeszkód. Rita wchodziła w nowy etap życia. Długo tego pragnęła.

Kładąc się spać ostatniego wieczoru w domu, zaczęła jednak czuć niepokój. Trochę podobny do tego, który dręczył ją w nocy przed ślubem. Może powołanie to tylko jej wymysł? Czy postępuje słusznie? Przełożona powinna znać wolę Bożą, a wcale jej nie zachęcała! A co, jeśli się myli? Jak spojrzy w oczy siostrom, które uległy presji jej próśb? Zaczęła ją ogarniać niemal panika. Na szczęście była tak zmęczona, że zasnęła.

Według jednej z piękniejszych legend o św. Ricie, jej uparta i skuteczna walka o habit augustianki została „przypieczętowana” cudownym wydarzeniem. W czasie snu przyszli do niej święci przyjaciele: Jan Chrzciciel, Augustyn i Mikołaj z Tolentino. Przenieśli ją z domu do klasztoru św. Marii Magdaleny, ułożyli wygodnie na prowizorycznym posłaniu – i zniknęli. Siostry, jak co dzień, wstały bardzo wcześnie. Po modlitwie jedna z nich poszła otworzyć bramę, gdy ujrzała śpiącą Ritę. Stanęła oniemiała, przecierając oczy ze zdumienia. Skąd się tu wzięła Rita Mancini? Brama była dobrze zamknięta, sama to wieczorem sprawdziła. Mur klasztorny jest wysoki, zresztą po co go forsować w nocy, skoro rano można wejść przez otwartą bramę? Na krzyk towarzyszki zbiegły się współsiostry. Rita była równie zdziwiona. Pamiętała tylko sen, z trzema świętymi w rolach głównych.

Jeśli rzeczywiście tak było (opowieść dziwnie przypomina historię św. Piotra uwolnionego z więzienia przez Anioła16), to cud rozwiał wszelkie obawy Rity. A siostrom dał świętą pewność, że Bóg błogosławi nowej augustiance.

Stygmat na czole