Psychoanaliza – ziemia obiecana? Dzieje psychoanalizy w Polsce 1900-1989. Część I. OKRES BURZY I NAPORU. Początki psychoanalizy na ziemiach polskich okresu rozbiorów 1900-1918 - prof. Paweł Dybel - ebook

Psychoanaliza – ziemia obiecana? Dzieje psychoanalizy w Polsce 1900-1989. Część I. OKRES BURZY I NAPORU. Początki psychoanalizy na ziemiach polskich okresu rozbiorów 1900-1918 ebook

Paweł Dybel

0,0

Opis

W okresie powojennym w rodzimych środowiskach naukowych utrwaliło się przekonanie, że psychoanaliza  była u nas zjawiskiem marginalnym i nigdy nie zakorzeniła się głębiej w polskim życiu umysłowym. Nikt jednak nie przeprowadził poważniejszych badań dotyczących roli, jaką psychoanalitycy z ziem polskich okresu zaborów odegrali w rodzącym się ruchu psychoanalitycznym w Wiedniu i w Zurychu, oraz tego, jak wyglądała recepcja teorii Freuda i Junga w rodzimych środowiskach inteligenckich w tym czasie.
Tymczasem rola ta była niezwykle znacząca. Takie postaci, jak Ludwik Jekels, Herman Nunberg, Eugenia Sokolnicka, Helena Deutsch, Jan Nelken, Ludwika Karpińska, Tola Rank i inni, zaliczają się dzisiaj do awangardy tego ruchu. Wielu z nich działało zarazem w polskich środowiskach lekarskich, w których zainteresowanie psychoanalizą było niezwykle żywe. Występowali oni regularnie na zjazdach, wygłaszali wykłady, publikowali w polskich czasopismach lekarskich i filozoficznych artykuły o różnych aspektach teorii psychoanalitycznych. Pojawiła się pierwsza książka o teorii Freuda autorstwa Jekelsa i kilka przekładów jego prac. Niemal wszyscy polscy psychoanalitycy tego okresu pochodzili z zasymilowanych rodzin żydowskich, silnie związanych z polską kulturą. Pozwala to autorowi tej książki rzucić nowe światło na procesy asymilacyjne wśród Żydów zamieszkujących ziemie polskie w tym czasie.

Zafascynowany psychoanalizą był również Karol Irzykowski, który napisał u nas bodaj najlepszy artykuł na jej temat w tym czasie. Był on zarazem autorem powieści Pałuba, w której można dopatrzyć się szeregu zdumiewających pokrewieństw z Objaśnianiem marzeń sennych. Teorią Freuda interesowali się również filozofowie i psycholodzy skupieni wokół Kazimierza Twardowskiego we Lwowie, zaś w redagowanym przez niego „Ruchu Filozoficznym” ukazało się szereg entuzjastycznych artykułów na jej temat. Terapii psychoanalitycznej został w 1912 roku poddany przez Karola de Beauraina Witkacy, bodaj pierwszy pisarz w literaturze światowej, który przeszedł przez to osobliwe doświadczenie.

Książka jest pierwszą próbą całościowego spojrzenia na początki ruchu psychoanalitycznego na ziemiach polskich w latach 1900–1918. Narodziny i rozwój ruchu autor ujmuje w szerszym, społeczno-kulturowym kontekście, widząc w nim jeden z najbardziej wymownych przejawów rodzących się w społecznościach Europy Środkowej tendencji modernizacyjnych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 332

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ani

Obserwując odnoszenie się tak sfer uczonych, jak i inteligentnego ogółu do ­psychoanalizy, da się zauważyć, że posiada ona o wiele więcej przeciwników i krytyków, aniżeli znawców. Nie wiele chyba dziedzin wiedzy ludzkiej napotykało się w tym stopniu na aprioryczne sądy, jak psychoanaliza Freuda – i to nawet ze strony poważnych uczonych.

Ludwik Jekels, Szkic psychoanalizy Freuda

(…) z tego, co zreferowałem, okazuje się dowodnie, że freudyzm, jakkolwiek samorodnie poczęty, wciela się jednak i wpływa do głównych nurtów nurtujących myśl współczesną. Tworzą się debaty na temat irracjonalizmu i racjonalizmu, intuicji i analizy – przybywa do nich i poniekąd może je także wyjaśnić kwestia stosunku między świadomością a nieświadomością. Dlatego freudyzm ma przyszłość przed sobą.

Karol Irzykowski, Freudyzm i freudyści

Rozdział I

TŁO HISTORYCZNE NARODZIN PSYCHOANALIZY W POLSCE

Urodziłam się w polsko-żydowskim środowisku w czasach pełnego rozkwitu procesu asymilacji. Mimo to żydowska tendencja do tworzenia wyizolowanej, zamkniętej religijnej wspólnoty wewnątrz społeczeństwa większościowego również była silna. Targana sprzecznościami, zwykle bardziej identyfikowałam się z romantyczną „cierpiącą, zniewoloną Polską” niż z żydowskimi korzeniami. Otaczający mnie zewsząd antysemityzm dodatkowo przeważał szalę. Krótko mówiąc, chciałam być Polką. Rodzący się ruch syjonistyczny nie miał na mnie w dzieciństwie większego wpływu.

Helena Deutsch, Konfrontacja z samą sobą

Podczas pobytu w Krakowie zetknąłem się z członkami Polskiej Partii Socjalistycznej i związałem się z nimi. Ja i wielu moich kolegów i przyjaciół, zarówno Żydów, jak i nie-Żydów, kierując się programem partii, podejmowaliśmy się pewnych niebezpiecznych działań. Mieliśmy nadzieję, że wraz z rozwiązaniem problemów społecznych nastąpi rozwiązanie kwestii żydowskiej. W tamtym okresie moja żydowska tożsamość była dla mnie coraz ważniejsza i całą duszą byłem po stronie walczącego narodu żydowskiego, dlatego nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że nie zaangażowałem się w ruch syjonistyczny. (…)Muszę dodać, że sam nie doświadczyłem antysemityzmu na własnej skórze, wręcz przeciwnie, zostałem zaakceptowany bez żadnych uprzedzeń przez moich kolegów nie-Żydów i miałem wśród nich wielu przyjaciół.

Herman Nunberg, Wspomnienia

Żydzi, gdziekolwiek żyją, wszędzie się w mniejszym lub większym stopniu asymilują – asymilują się oni we Francji, Niemczech, Anglii, Ameryce itd., ale nam żydom – polakom1 bynajmniej nie jest obojętne, z kim żydzi – polscy asymilują się, nam chodzi o to, aby asymilowali się z narodem polskim, czyli aby się polszczyli.

Adam Wizel, Asymilacja czy polonizacja

1. Wstęp. Kręte drogi polskiej psychoanalizy (1900–2015)

Pisać o historii psychoanalizy w Polsce to jakby przemierzać wstecz w czasie jedną z najbardziej krętych i powikłanych ścieżek naszej kulturowej tradycji. W dodatku w ostatnich dziesięcioleciach ścieżkę niemal całkowicie zapomnianą, a jeszcze w latach pięćdziesiątych ze względów ideologicznych wręcz wyklętą. Pisać o historii psychoanalizy to także śledzić równie powikłane, niekiedy wręcz tragiczne, losy tych, którzy torowali tę ścieżkę. W tym wypadku losy ludzkie splatają się nierozerwalnie z losami samej teorii i ruchu. Jako że z pewnością uprawianie psychoanalizy było u nas zrazu przedsięwzięciem dość heroicznym.

Wymownym tego świadectwem były choćby pełne goryczy słowa Ludwika Jekelsa, który w swojej wydanej w 1912 roku książce o psychoanalizie Sigmunda Freuda, pierwszej, jaka się u nas ukazała na temat tej teorii, skarżył się na powszechne niezrozumienie Freudowskich założeń, podejmując dyskusję z panującymi przesądami i fałszywymi wyobrażeniami na temat psychoanalizy:

Obserwując odnoszenie się tak sfer uczonych, jak i inteligentnego ogółu do psychoanalizy, da się zauważyć, że posiada ona o wiele więcej przeciwników i krytyków, aniżeli znawców. Nie wiele chyba dziedzin wiedzy ludzkiej napotykało się w tym stopniu na aprioryczne sądy, jak psychoanaliza Freuda – i to nawet ze strony poważnych uczonych. Boć obowiązkiem ich byłoby, stosując ową specjalną metodę, którą się Freud posługiwał, czynić doświadczenia i w ten sposób skrupulatnie badać, czy wykryte przezeń zjawiska psychiczne rzeczywiście istnieją, i czy istotnie zachodzą między nimi związki, jakich się psychoanaliza dopatruje. W miejsce tego doświadczalnego postępowania, – które w tej materii jest jedynie miarodajnym – poprzestają oni na apriorycznym „nie”, ubranym co prawda w najróżnorodniejsze szaty naukowe i argumentacje pozornie logiczne2.

Ten opór w stosunku do psychoanalizy rodzimych ludzi nauki i „inteligentnego ogółu” nie był w tym czasie niczym wyjątkowym. Jeśli jednak w Wiedniu i w kilku innych miastach Austro-Węgier istniało wystarczająco silne, zamożne i średniozamożne, środowisko mieszczańskie, którego przedstawiciele gotowi byli poddać się osobliwościom psychoanalitycznej terapii, to na ziemiach polskich3 było już o nich znacznie trudniej. Nie tylko bowiem przeciętny polski mieszczanin odnosił się do „nowinki” z Wiednia z dużą podejrzliwością, ale również w środowiskach żydowskich, w przeważającej mierze ortodoksyjnych (i ubogich), psychoanaliza nie mogła znaleźć zbyt wielu pacjentów. Była przecież tworem zasymilowanego austriackiego Żyda, który traktował ją jako nową metodę psychoterapii, mającej spełniać normy naukowości wykształcone w europejskiej nowoczesności, a w stosunku do religijnej tradycji żydowskiej zachowywał on spory krytycyzm i dystans. Na domiar złego wszelką religię traktował Freud jako iluzję, przyznając jej co najwyżej funkcję skutecznego środka wychowawczego, za pomocą którego udawało się trzymać w ryzach ludzkie popędy agresji i destrukcji.

Naturalnie ruch psychoanalityczny, przynajmniej w początkowym okresie jego istnienia, tworzyli sami Żydzi, podobnie jak Freud pochodzący ze środowisk zasymilowanych, a przy tym głównie adepci różnego rodzaju studiów medycznych4. Należy jednak pamiętać o tym, że te środowiska w Europie Środkowej i Wschodniej stanowiły na tle całej społeczności żydowskiej kultywującej religijną tradycję zdecydowaną mniejszość. Zauważalne to było szczególnie w Galicji i na pozostałych ziemiach polskich czy w Rosji. Na przełomie XIX i XX wieku oraz w latach międzywojnia procesy emancypacji i asymilacji społeczności żydowskiej na tych ziemiach – jak też w całej Europie Środkowej – dopiero się zaczynały na większą skalę.

Tak czy inaczej, owi pierwsi adepci i zwolennicy psychoanalizy byli mentalnie już bardzo silnie ukształtowani przez europejską tradycję naukową i kulturową. Podobnie jak Freud, traktowali psychoanalizę jako nowoczesną teorię naukową, której twierdzenia mają wartość uniwersalną. Zachowują więc swą ważność w odniesieniu do jednostek żyjących w każdej kulturze, wyznających każdego rodzaju religię, posiadających taką czy inną narodową lub etniczną tożsamość. Jeśli więc do teorii Freuda przylgnęła łatka, że jest nauką specyficznie „żydowską”, praktycznie oznaczało to tylko, że z racji specyfiki procesów asymilacyjnych, które w II połowie XIX wieku zaczęły się w monarchii na większą skalę, miała ona niezwykłą moc oddziaływania na młode pokolenie wyemancypowanych Żydów. Dostrzegli oni w niej życiową szansę na mocne osadzenie się w ówczesnym społeczeństwie, w którym jako efekt cywilizacyjnych procesów zaczęły szerzyć się różnego typu nerwice, z histerią na czele, pogłębiały się też frustracje. Otwierało to przed psychiatrią i różnymi formami psychoterapii szerokie perspektywy rozwojowe, zawód lekarza psychiatry zaczął zyskiwać w kręgach mieszczańskich coraz to większy autorytet. W przypadku psychoanalizy wiązały się z tym również nadzieje na głębokie przeobrażenie społeczeństwa w kierunku wykształcenia w nim postaw większej tolerancji wobec różnych form kulturowej inności, w tym naturalnie również większej otwartości na różne przejawy życia seksualnego człowieka.

Jeśli rozpatrywać teorię Freuda w kontekście ówczesnych wyobrażeń na temat nauki czy tego, co naukowe w ścisłym sensie, to bez wątpienia w wielu swych elementach odpowiadała ona tym wyobrażeniom. Nie dość tego, on sam podkreślał na każdym kroku, że psychoanaliza jest nauką o mocnych empirycznych podstawach, traktował ją zatem jako immanentną część europejskiej tradycji naukowej rodem z pozytywizmu. Przekonanie to dochodzi również wyraźnie do głosu w przytoczonej wypowiedzi Jekelsa, który naukowy „empiryzm” psychoanalizy przeciwstawia „apriorycznej” postaci argumentacji jej krytyków. W fakcie zatem, że w początkowym okresie akces do psychoanalizy zgłaszali młodzi adepci zawodów medycznych pochodzenia żydowskiego, należy przede wszystkim upatrywać efekt splotu różnego rodzaju czynników społeczno-kulturowych panujących w monarchii na przełomie XIX i XX wieku, a nie np. wymowny wyraz specyficznej mentalności twórcy ruchu, która została ukształtowana przez tysiąclecia religijnej tradycji judaizmu. Nie należy też domniemywać, że w jego teorii doszło do głosu specyficzne podejście do kwestii seksualności typowe dla Żydów.

Inna sprawa, że przeciwnicy psychoanalizy często uciekali się do tego „argumentu”, twierdząc, że jako nauka „żydowska” głosi ona absolutny amoralizm w kwestii seksualności. Jak dalece podobne sądy, o wyraźnie antysemickim wydźwięku, musiały być wówczas rozpowszechnione, świadczy wymownie ironiczna wypowiedź Karola Irzykowskiego na ten temat. W swoim eseju Freudyzm i freudyści wyśmiewa on wszystkich tych, którzy teorię Freuda utożsamiają z głoszeniem haseł „wolnej miłości” i absolutnym amoralizmem:

Dla antysemity tu nawet nasuwałyby się takie kombinacje publicystyczne, że Freud jest przecież Żydem i że akcentowanie pierwiastka seksualnego we wszystkim jest nihilizmem żydowskim, ci bowiem, którzy własnej ojczyzny nie mają, czepiają się właśnie takich kwestii beznarodowych i gwałtem ludziom narzucają5.

W dalszej części swego artykułu Irzykowski dobitnie wykazywał absurdalność tego typu rozumienia teorii Freuda.

Na tę nieufność wobec psychoanalizy nakładał się podyktowany względami obyczajowymi i religijnymi sceptycyzm wobec jej antropologicznych założeń, wyrażany głównie przez przedstawicieli Kościoła i kręgi z nim związane. Później, w latach trzydziestych, dołączyła się do tego „krytyka” rodzimych faszyzujących ugrupowań narodowych, które w psychoanalizie upatrywały mocno podejrzaną żydowską gnozę, zajmującą się brudnymi i najbardziej mrocznymi sferami ludzkiej duszy. Wymownym tego świadectwem były choćby wrogie okrzyki narodowców w trakcie kolokwium habilitacyjnego Gustawa Bychowskiego, którego podstawą była jego „bluźniercza” książka o Juliuszu Słowackim.

Ale podkreślić należy, że bardzo szybko znaleźli się też u nas żarliwi zwolennicy psychoanalizy. Byli to w pierwszym rzędzie przedstawiciele środowisk lekarskich, filozoficznych oraz literacko-artystycznych. Nie traktowali oni psychoanalizy wyłącznie jako „nowinki” z Wiednia o posmaku skandalu, ale brali ją jak najbardziej poważnie jako naukową teorię, która pozwala odsłonić nieznane do tej pory tajniki ludzkiej duszy i otwiera całkiem nowe perspektywy terapii. Uwagę zwraca szczególne zainteresowanie psychoanalizą w środowiskach lekarskich.

Później, w okresie międzywojnia do tego grona dołączą jeszcze literaturoznawcy i pedagodzy, szukając w psychoanalitycznych teo­riach Freuda, ale też i Alfreda Adlera oraz Carla Gustava Junga źródeł inspiracji w wypracowywaniu nowych koncepcji wychowania dzieci i młodzieży.

W latach wojny i okupacji wszyscy rodzimi przedstawiciele nurtu, którzy pozostali w kraju, w ogromnej większości pochodzenia żydowskiego, zostają wymordowani przez Niemców i Sowietów. Znajdują śmierć w gettach, w obozach koncentracyjnych, w sowieckich obozach jenieckich i łagrach. Kiedy zaś po wojnie Polska staje się krajem komunistycznym pod kuratelą ZSRR, psychoanaliza jako „burżuazyjna nauka” zostaje wyrugowana z programu nauczania na uniwersytetach, zaś jej prywatne praktykowanie zabronione. Ci jej zwolennicy i przedstawiciele, którzy przeżyli wojnę (można ich policzyć na palcach jednej ręki), zmuszeni są do wyrzeczenia się błędów młodości i uprawiania psychologii w stylu Iwana Pawłowa6. Jest to też dla nich praktycznie jedyna szansa na kontynuowanie pracy w zawodzie lekarskim czy naukowo-pedagogicznej na uniwersytecie.

Pierwsze próby reaktywowania psychoanalitycznej formy terapii pojawiają się u nas dopiero z końcem lat pięćdziesiątych, ale ponieważ psychoanaliza nadal obłożona jest komunistyczną klątwą, mają one wysoce konspiracyjny charakter. Z tej racji pierwsi propagatorzy tej teorii są u nas – z konieczności – w dużej mierze samoukami (Zbigniew Sokolik, Jan Malewski, Zdzisław Łapiński). Zafascynowani teorią Freuda i jego następców, próbują na własną rękę zgłębiać jej tajniki i praktykować (oczywiście w nieoficjalny sposób), po 1956 roku nawiązując kontakty z bardziej doświadczonymi kolegami z Węgier i Czechosłowacji. Mają one postać półkonspiracyjnych, prywatnych spotkań, konsultacji i superwizji.

Począwszy od końca lat sześćdziesiątych, zaczyna kształtować się u nas całkiem prężne, z czasem coraz liczniejsze – ale też i coraz bardziej zróżnicowane7 – środowisko psychoanalityczne. Tworzą je głównie absolwenci psychologii i szkół medycznych, którzy często pracując w różnego typu instytucjach państwowych, starają się stosować metodę psychoanalityczną (względnie jej elementy) w psychoterapeutycznej praktyce, ze zrozumiałych względów nie posługując się oficjalnie tą nazwą (ośrodek Rasztów). Jest też coraz więcej osób, które po odbyciu profesjonalnych szkoleń za granicą, prowadzą w kraju różnego typu psychoanalityczne formy terapii (Katarzyna Walewska, Wojciech Hańbowski, Ewa Bohomolec, Katarzyna Schier, Anna Czownicka i inni). Z końcem lat osiemdziesiątych pękają ostatnie bariery ustawione przed psychoanalizą przez system komunistyczny. Można organizować w sposób „jawny” seminaria psychoanalityczne, na uniwersytetach zaczynają być prowadzone zajęcia poświęcone psychoanalizie, organizowane są konferencje krajowe i międzynarodowe.

Prawdziwy przełom następuje jednak dopiero w 1989 roku. Polskie środowiska psychoanalityczne mogą nawiązywać niczym już nieograniczone przez względy polityczne – i ideologiczne – kontakty z przedstawicielami nurtu na Zachodzie i w innych krajach. Otwiera się perspektywa prowadzenia zarówno w instytucjach państwowych, jak i całkiem prywatnie terapii psychoanalitycznej. Wzrasta też zainteresowanie psychoanalizą w różnych odmianach w środowiskach rodzimych filozofów i humanistów, głównie wśród przedstawicieli młodszej generacji badaczy. Duży wpływ na tę zmianę miały pojawiające się po 1989 roku szerokie możliwości wyjazdu polskich naukowców na różnego rodzaju stypendia i staże na zachodnie uniwersytety i do instytucji naukowych, jak też nieograniczony dostęp do najnowszej literatury na ten temat itp. Zaczęto powoli zdawać sobie sprawę z tego, jak ogromną rolę psychoanaliza odegrała w kształtowaniu się metodycznej postaci różnych dyscyplin humanistycznych i niektórych nurtów filozoficznych (hermeneutyka, fenomenologia, strukturalizm, poststrukturalizm), stając się immanentną częścią ich najnowszej tradycji.

Wymownym tego wyrazem jest pojawienie się, gdzieś od końca lat dziewięćdziesiątych, szeregu publikacji, książek i artykułów, przede wszystkim autorstwa młodszej generacji badaczy humanistów, w których ich głównym źródłem inspiracji jest właśnie psychoanaliza (Andrzej Leder, Marek Drwięga, Jan Sowa, Szymon Wróbel, Lena Magnone i inni).

Pojawiły się też pierwsze książki psychoanalityków polskich, w których podejmują się oni na podłożu swych terapeutycznych doświadczeń formułowania bardziej ogólnych refleksji dotyczących kondycji psychicznej dzisiejszego społeczeństwa polskiego, dominujących w nim patologii i ich źródeł8. Korespondują one z opublikowanymi równolegle pracami filozofów i humanistów, którzy swoją refleksję krytyczną prowadzą, wychodząc od teoretycznego nurtu psychoanalizy, inspirując się głównie koncepcjami Freuda i Lacana (Leder, Sowa). W ten sposób zarysowują się u nas zalążki inspirowanego psychoanalizą nurtu krytycznej refleksji podejmującej tzw. „trudne” kwestie związane zarówno ze stosunkiem do historycznej przeszłości, jak i z zagrożeniami płynącymi ze strony współczesnej cywilizacji i kultury.

2. Klątwa komunizmu i spory wokół psychoanalitycznej episteme

Dzieje polskiej psychoanalizy w XX wieku to zatem dzieje tragiczne, może nawet najbardziej tragiczne w porównaniu z dziejami innych nurtów naukowych w naszym kraju. W powikłanych ścieżkach tego nurtu przegląda się, niczym w krzywym zwierciadle, tragizm naszej najnowszej historii w jej wzlotach i upadkach, z którą są one nierozerwalnie splecione. Ale też właśnie dlatego każda próba ich dokładniejszego prześledzenia jest przedsięwzięciem, które ma znaczenie szczególne. To nie tylko próba zapisania jednej z wielu białych plam na mapie naszej najnowszej kulturowej tradycji. To również rodzaj spłacania długu tym, którzy podjęli się u nas pionierskiego zadania zakorzenienia całkiem nowego sposobu myślenia o chorobach psychicznych człowieka, o jego seksualności, wychowaniu, stosunku do własnej przeszłości, indywidualnej i zbiorowej. Szło za tym wyraźne dążenie do włączenia polskiej tradycji kulturowej w zapoczątkowany z końcem XIX wieku w europejskiej nowoczesności proces głębokich przemian społecznej samowiedzy.

W książce o dziejach polskiej psychoanalizy chodzi zatem nie tylko o samą psychoanalizę. Wpisują się one w bardziej całościowy obraz polskiej kultury w XX wieku, zachodzących wjej obrębie przeobrażeń, pojawiających się nowych tendencji, prowadzonych w niej dysput, sporów, polemik o charakterze artystycznym, literackim, politycznym, światopoglądowym, religijnym. Psychoanaliza była bowiem od samego początku czymś zasadniczo więcej niż tylko formą terapii, za którą stała określona teoria ludzkiej psychiki. U jej podłoża tkwiła całkiem nowa antropologia, nowy obraz społeczeństwa przyszłości i kultury, nowe podejście do zagadnień estetycznych i sztuki. Dlatego praca o dziejach psychoanalizy w Polsce nie może pominąć faktu, że przedstawiciele nurtu byli zarazem mocno zaangażowani w walkę o przekształcenie samowiedzy polskiego społeczeństwa i nadanie narodowej kulturze nowego oblicza, zbliżającego ją do nowoczesnej tradycji zachodnioeuropejskiej. Dokonywali więc krytyki tradycyjnego patriarchalnego oblicza społeczeństwa z dominującą pozycją ojca w obrębie rodziny, zgłaszali propozycje wykształcenia nowego modelu wychowania dzieci i młodzieży, poruszali kwestie antysemityzmu i rasizmu, podejmowali „drażliwe” tematy seksualnych patologii i seksualności dzieci oraz kobiet, optowali za bardziej otwartym podejściem do mniejszości narodowych i wszelkich form kulturowej inności. Wszystko to zbliżało ich w sposób naturalny do lewej strony sceny politycznej w Polsce zaborów i międzywojnia, która zresztą po przewrocie majowym w 1925 roku została w dużym stopniu zmarginalizowana, zaś jej niektórzy przywódcy razem z grupą osób uznanych przez ówczesne władze za wrogów politycznych poddani zostali różnym formom represji (np. zamknięci w obozie w Berezie Kartuskiej).

Kluczowe znaczenie miał jednak fakt, że po wymordowaniu niemal wszystkich psychoanalityków pochodzenia żydowskiego przez Niemców i Sowietów środowisko psychoanalityczne po 1945 roku przestało u nas praktycznie istnieć. Wojnę przeżyli jedynie Roman Markuszewicz, który zmarł w 1946 roku, i Maurycy Bornsztajn (zmarł w 1952 roku). Natomiast Tadeusz Bilikiewicz wstąpił do partii i zrazu gorliwie (choć chyba niezbyt szczerze) wyznawał teorię Pawłowa w psychiatrii.

Po Zjeździe Psychiatrów Polskich w 1950 roku psychoanaliza stała się u nas oficjalnie dzieckiem wyklętym przez komunistyczne władze i ich żarliwych popleczników w psychiatrii. W dodatku niemal całkowite odcięcie w tym okresie rodzimej humanistyki i filozofii od wszystkich nowych koncepcji i nurtów, które w tych dziedzinach pojawiły się na Zachodzie, sprawiło, że nie tylko w psychologii i psychiatrii, ale również wśród humanistów i filozofów utrwaliły się u nas rozliczne przesądy na temat psychoanalizy. Propagowane były teorie marksistowsko-leninowskie, które później, począwszy od lat sześćdziesiątych, współistniały z politycznie „bezpieczniejszymi” nurtami w psychologii i psychiatrii wyrosłymi na podłożu pozytywizmu, nastawionymi empirycznie. W środowiskach humanistycznych natomiast z racji wspomnianej izolacji zapoznano różnoraki wpływ psychoanalitycznych teorii na takie dyscypliny, jak etnologia, literaturoznawstwo, nauki społeczne, nauki o kulturze, teorie sztuki, estetyka i szereg innych.

Utrwalił się wówczas pogląd, że psychoanaliza jest nurtem anachronicznym i że od czasów Freuda tak naprawdę nic się w nim istotnego nie wydarzyło. W dodatku, ponieważ nikt nie przeprowadził u nas w tym czasie poważniejszych badań nad dziejami ruchu i jego wpływem na całokształt polskiej kultury w latach 1900–1939, powszechne stało się mniemanie, że był to w zasadzie nurt marginalny. Takie poglądy pokutują zresztą po dziś dzień, szczególnie rozpowszechnione są wśród badaczy starszej daty. Stanowi to w dużej mierze dziedzictwo po minionej epoce, w której psychoanaliza uchodziła oficjalnie za mocno podejrzaną politycznie teorię burżuazyjną. A to już choćby z tej racji, że terapia przebiega w niej jako „prywatna” rozmowa analityka z pacjentem i jej cała wartość terapeutyczna sprowadza się do efektów tej rozmowy. W rezultacie można jej jak najbardziej słusznie zarzucić, że w ogóle nie zasługuje na miano naukowej.

Dlatego komunistyczne władze chętnie wspierały tę ostatnią argumentację i prędzej gotowe były tolerować zachodnie teorie psychologiczne i psychiatryczne oparte na przyrodoznawczym modelu uprawiania nauki niż psychoanalizę. Tam wszakże przyjmowano, że problemy psychiczne pacjentów można rozwiązać odpowiednim doborem „piguł” czy interwencjami chirurgicznymi, tutaj natomiast zakłada się głębokie przeobrażenie samowiedzy pacjenta. To zaś implikuje siłą rzeczy jego refleksyjno-krytyczne odniesienie do całej sfery społecznej, kulturowej, a niekiedy nawet politycznej. W dodatku taką formę terapii trudno jest politycznie kontrolować. Nie sposób jest wszak „obiektywnie” ustalić, o czym w końcu rozmawiał analityk z pacjentem. A może przy okazji obaj krytycznie wypowiadali się o władzy i ustroju? Może planują jakiś protest czy przewrót? No chyba, że wszędzie w gabinetach założy się podsłuchy…

Twierdzenia, że psychoanaliza nie jest nauką (albo: że jest pseudonauką) nie były jednak, rzecz jasna, wymysłem władz komunistycznych. Podchwyciły one tego rodzaju argumentację po krytykach nurtu dokonywanych z pozycji pozytywistycznie i neopozytywistycznie nastawionych przedstawicieli nauk przyrodniczych i filozofii. Zarazem jednak nadały jej całkiem nowe, politycznie zabarwione znaczenie. W tym pierwszym wypadku krytyka psychoanalizy wypływała z wyraźnie określonego, wąskiego i rygorystycznego rozumienia tego, co naukowe, a co nie, opartego na paradygmacie metodycznego postępowania w naukach przyrodniczych i ścisłych oraz ukształtowanego w ramach tradycji pozytywizmu. Tego typu zarzuty pod adresem psychoanalizy pojawiały się zresztą już od momentu jej narodzin i w różnych wersjach powracają po dziś dzień. Sprowadzają się one do twierdzenia, że psychoanalityczne koncepcje ludzkiej psychiki, w których wskazuje się na kluczowe znaczenie tego, co w niej nieświadome, są nieweryfikowalne. Podobnie też trudno jest ustanowić wiarygodne kryteria naukowe o charakterze empirycznym, które pozwoliłyby zweryfikować efektywność procesu terapii analitycznej. W jaki sposób można wszak ocenić proces terapeutyczny, który przebiega jako rozmowa, i ustalić, jakie są ostatecznie jej efekty, jeśli chodzi o psychikę pacjenta? To tak, jakby budować zamki na ruchomych piaskach.

Wielu rodzimych badaczy, również w naukach humanistycznych, odwołuje się wciąż do tego typu argumentacji. U jej podstaw tkwi następujący schemat rozumowania. Psychoanaliza odegrała wprawdzie swego czasu istotną rolę jako teoria akcentująca znaczenie przeżyć nieświadomych w obrębie ludzkiej psychiki, niemniej dzisiaj jej sposób rozumienia funkcjonowania ludzkiej psychiki i sposób leczenia chorób psychicznych jest już anachronizmem. W psychologii i psychiatrii dokonał się bowiem znaczny postęp w badaniach nad ludzką psychiką i jej somatycznym podłożem, jak też w opracowywaniu nowych metod terapii opartych na wynikach tych badań. W ich świetle poglądy Freuda oraz jego licznych kontynuatorów i następców na temat struktury ludzkiej psychiki oraz leczenia jej zaburzeń są już wysoce nieaktualne. Fundamentalna słabość psychoanalizy polega jednak przede wszystkim na tym, że jako pretendująca do bycia „prawdziwą” nauką, została ufundowana na wątpliwych empirycznie podstawach. Dlatego w istocie nie jest ona nauką, ale w najlepszym wypadku rodzajem pseudonauki. Praktykowana jest ona jeszcze jedynie dzięki temu, że jej dyskurs na temat ludzkiej seksualności „uwiódł” swego czasu potoczną świadomość mas i do dzisiaj znajduje tutaj rzesze swoich bezkrytycznych wyznawców i zwolenników.

Ten sposób rozumowania właściwy jest badaczom, którzy swoje podejście do tego, co naukowe, a co nie, odziedziczyli po pozytywizmie i neopozytywizmie. Jego podstawy sformułował dobitnie Karl Popper, który w głośnej swego czasu książce Logika odkrycia naukowego sformułował tezę, że psychoanaliza nie jest nauką, gdyż jej twierdzenia i wglądy są empirycznie nieweryfikowalne9. Na gruncie tej argumentacji psychoanaliza jawi się jako efektowna forma intelektualnej hochsztaplerki, w której analityk-terapeuta manipuluje wyobraźnią pacjenta, będąc praktycznie w stanie wmówić mu wszystko. Tak również próbował tłumaczyć sobie niezwykłą popularność psychoanalizy w społeczeństwach zachodnich Ludwig Wittgen­stein, którego owa popularność wyraźnie irytowała. Porównywał on psychoanalizę do nowego typu wiedzy tajemnej, której objaśnienia wprawdzie brzmią naukowo, w istocie jednak są jedynie „cudowną reprezentacją”, zawdzięczającą swoją siłę przyciągania seksualnym interpretacjom marzeń sennych10. Te zaś oddziałują mocno na potoczną – czytaj: nienaukową – wyobraźnię społecznych mas.

Badacze argumentujący w ten sposób nie dostrzegają zazwyczaj (czy po prostu nie chcą nic o tym wiedzieć) tego, że psychoanalizą, będąc opartą na rozmowie z pacjentem formą terapii, która zakłada jako swój efekt głęboką zmianę stosunku pacjenta do siebie i do innych z najbliższego otoczenia, ze swej istoty nie poddaje się empirycznym kryteriom oceny. Przynajmniej w tej postaci, w jakiej stosowane są one we współczesnym przyrodoznawstwie. Odniesiona jest ona bowiem do sfery kulturowych idei i wartości, które dotyczą ludzkiego samorozumienia, są więc określone historycznie, a nie do „obiektywnych” empirycznych danych w takim znaczeniu, w jakim ujmuje się je w tym typie nauk, poddając je procedurom weryfikowalności. Można więc powiedzieć, odwołując się do znanego Diltheyowskiego rozróżnienia, że psychoanaliza jest przede wszystkim specyficznym rodzajem hermeneutyki, ponieważ posługuje się procedurami rozumienia i interpretacji, a nie nauką empiryczną, operującą procedurą wyjaśniania i weryfikowalną. Stąd bliżej jej do nauk humanistycznych niż przyrodniczych.

W rezultacie efekty psychoanalitycznej terapii można oceniać jedynie pod kątem tego, na ile pozwala ona pacjentom lepiej zdać sobie sprawę z faktycznej wymowy ich symptomów i problemów, z jakimi borykają się w relacji ze sobą i z innymi. No i też na ile ten sposób samopoznania pozwala im odzyskać pewien rodzaj równowagi psychicznej i odbudować relacje z innymi. Zaś samą teorię należy rozpatrywać pod kątem tego, na ile tkwiące u jej podstaw twierdzenia i wglądy odsłaniają coś istotnego, jeśli chodzi o ukształtowanie ludzkiego życia psychicznego, mechanizmy życia popędowego, genealogię tożsamości seksualnej itd. Ponieważ zaś poznania tego rodzaju siłą rzeczy odnoszą się również do ukształtowanej historycznie samowiedzy kulturowej i społecznej, podważając tkwiące u jej podłoża, traktowane jako coś oczywistego, założenia („przesądy”), nie jest przypadkiem, że psychoanalityczne teorie inspirowały przede wszystkim przedstawicieli takich dyscyplin, jak nauki społeczne i polityczne, kulturoznawstwo, etnologia, antropologia kulturowa. Nie mówiąc już o „nienaukowych”, ale jakże istotnych w pejzażu europejskiej myśli XX wieku nurtach filozoficznych, jak fenomenologia, hermeneutyka, antropologia filozoficzna czy poststrukturalizm. To właśnie w nich psychoanaliza doczekała się daleko idącej rehabilitacji, choćby ze względu na zawartą w niej implicite nową filozofię człowieka, teorię interpretacji czy filozofię kultury.

Ten ścisły związek psychoanalizy z kontekstem społeczno-kulturowym, na który ona oddziałuje, widać wyraźnie, jeśli przyjrzymy się dziejom tego ruchu w Polsce. Upatrując źródło wielu nerwic w zbyt restrykcyjnym podejściu do sfery życia seksualnego człowieka, zakorzenionym w uznawanych powszechnie za obowiązujące kulturowych zakazach i normach, teoria Freuda kazała im stawiać pytania o popędowe źródła różnych społecznych antagonizmów i konfliktów. Szły za tym twierdzenia, w których wskazywano na kulturową genealogię kobiecej histerii, opatrywano znakiem zapytania dominujący model wychowania dziecka, w nowym świetle ukazywano kwestię stosunku do osób o innej niż heteroseksualna orientacji. To zaś stawiało wszystkich zwolenników psychoanalizy w jaskrawej opozycji do dominujących w ówczesnym społeczeństwie poglądów i wyobrażeń, wikłało w spory z obrońcami kościelnej doktryny, w których dochodziły do głosu elementy światopoglądowe.

Podobne podejście miało swoje korzenie w tkwiącej u podstaw teorii Freuda nowej koncepcji człowieka i jego odniesienia do sfery kultury, jak też w jego wizji przyszłego społeczeństwa „oświeconego” psychoanalitycznie. Podobnie też fakt, że praktycznie wszyscy czołowi psychoanalitycy polscy byli politycznie związani z lewicą, wynikał z istniejącego od samego początku osobliwego mariażu między psychoanalizą w wersji freudowskiej i marksizmem. Przedstawicieli obu tych nurtów, mimo ich często odmiennego podejścia do kwestii rewolucji, seksualności, społecznej emancypacji, zbliżało do siebie krytyczne rozpoznanie samowiedzy tradycyjnego, patriarchalnego społeczeństwa mieszczańskiego i przekonanie, że powinna zostać ona radykalnie zmieniona. Różnili się natomiast rzecz jasna co do tego, w jaki sposób zmiana owej samowiedzy winna się dokonać oraz jakie jej elementy winny zostać przede wszystkim poddane radykalnej rewizji.

3. Ruch psychoanalityczny w Polsce okresu zaborów i w międzywojniu

Badanie dziejów psychoanalizy w Polsce ma zatem również istotny wymiar „ideowy”. Prowadząc je, nie sposób bowiem nie postawić pytania o kształt społecznej samowiedzy w tej postaci, jaką przybrała ona w naszej tradycji. Nie sposób też nie włączyć się do współczesnej dyskusji na temat stosunku Polaków do przeszłości oraz sporów o oblicze dzisiejszej kultury. Dzieje psychoanalizy w Polsce liczą się bowiem nie tylko jako ważki element naszej naukowej tradycji w XX wieku, w tym przede wszystkim psychiatrii, pedagogiki i literaturoznawstwa. Istotne znaczenie ma również fakt, że ich dokładniejsze rozpoznanie każe inaczej spojrzeć na kondycję psychiczną współczesnego polskiego społeczeństwa i jego problemy, często nie tak znowu odległe od tych sprzed kilkudziesięciu lat. Pozwala też umieścić w szerszej historycznej perspektywie toczące się dzisiaj dyskusje i spory wokół takich kwestii, jak metody wychowania dzieci, edukacja seksualna w szkołach, równouprawnienie kobiet czy stosunek do osób o odmiennej niż heteroseksualna orientacji.

Zanim rozpocząłem te badania, często w rodzimym środowisku naukowym spotykałem się z ogromnym zdziwieniem, kiedy np. twierdziłem, że w samych czasopismach lekarskich wydawanych u nas między 1900 a 1939 rokiem pojawiła się ogromna ilość (łącznie ponad sto) publikacji poświęconych różnym koncepcjom psychoanalitycznym. Zaś liczba książek, w których omawiane były różne ich aspekty, sięgała kilkunastu pozycji. Jednak nawet te dane były dla wielu badaczy nie dość przekonujące i gotowi byli oni nadal utrzymywać, że było to tak czy inaczej pod względem naukowym i kulturowym zjawisko dość marginalne. Można je naturalnie badać pod kątem historycznym, tak jak da się badać wszystko inne, takie badania jednak niewiele zmienią, jeśli chodzi o ocenę roli psychoanalizy w procesie kształtowania naszej świadomości kulturowo-historycznej. Psychoanaliza była bowiem zdaniem tych badaczy właściwie nurtem ideowo obcym polskiej tradycji. W końcu nie miała ona praktycznie – i nie ma – żadnego wpływu na kształt społecznej samowiedzy. Nie pozostawiła też – jak twierdzili (i twierdzą) – niemal żadnego śladu w rodzimej nauce, literaturze i kulturze, zaś jej pojedynczy żarliwi orędownicy działali w społecznej izolacji, rozprawiając między sobą tylko dla siebie zrozumiałym językiem.

Jaki ma więc sens zajmowanie się historią psychoanalizy w Polsce, skoro nurt ten sytuuje się gdzieś na peryferiach rodzimej tradycji? Czyż nie lepiej zwrócić się w stronę innych, równie zaniedbanych i leżących do tej pory odłogiem, dziedzin owej tradycji, ale za to o nieporównywalnie większym znaczeniu? Ot, choćby historia polskiej myśli politycznej i społecznej, lewicowej, liberalnej czy konserwatywnej – obojętnie? Czy też dwudziestowieczna tradycja polskiego językoznawstwa, teorii literackiej, krytyki, nauk o kulturze?

Czy w takim razie zajmowanie się dziejami psychoanalizy w Polsce nie jest zwykłą fanaberią badacza, który zatracił pod tym względem poczucie wszelkich proporcji i miary? Zafascynowany tą ideą stara się usilnie przekonać siebie i innych o doniosłości swego przedsięwzięcia?

Spory dotyczące tego, co należy badać, a czego nie, jeśli chodzi o różne zjawiska i nurty narodowej tradycji, towarzyszą nieodłącznie wszelkim badaniom historycznym. Wynika to już z samej natury nauk historycznych. W grę wchodzą tu często indywidualne upodobania i gusta badaczy czy też ich wyobrażenia na temat tego, co naukowe, a co nie. W innych wypadkach zaś ich ograniczona wiedza na temat faktycznego zasobu świadectw danego zjawiska, a niekiedy nawet ich przekonania religijne czy polityczne. Słowem, istotną rolę odgrywają często różnego rodzaju sympatie lub uprzedzenia tych badaczy, zakres posiadanej wiedzy czy zwykłe przesądy. A więc przekonania, które odziedziczyli oni po kulturowej tradycji czy tradycji dziedziny wiedzy, którą się zajmują. Traktują je oni wówczas jako coś oczywistego i trzymają się ich uporczywie, gdyż jest to dla nich z różnych względów wygodne. Jeśli więc np. jakiś badacz jest głęboko przekonany, że psychoanaliza była od początku jedynie rodzajem intelektualnej hochsztaplerki, w dodatku dziś już anachronicznej (a przy tym „ideowo” mocno podejrzanej), siłą rzeczy będzie uważał, że nie ma większego sensu i pożytku badanie jej dziejów w Polsce. Będzie on niezłomnie stał przy swoim tak czy inaczej umotywowanym stanowisku, niezależnie od tego, jak dalece komuś na podstawie zgromadzonego materiału tekstowego i wielu innych świadectw uda się wykazać, że psychoanaliza była u nas ważnym nurtem intelektualnym, który cieszył się sporym zainteresowaniem w kręgach inteligenckich i artystycznych w okresie rozbiorów i w międzywojniu.

Trudno jest wówczas z takim „niezłomnym” podejściem dyskutować. Nie było to też jednak moim zamiarem. Pisząc tę książkę, chciałem przede wszystkim wykazać, że począwszy od 1900 roku, psychoanaliza zaczęła cieszyć się coraz większą popularnością w środowisku lekarskim, później zaś w pedagogicznym i literaturoznawczym oraz w literackim. A zatem w tych środowiskach, które, biorąc pod uwagę specyfikę naszej rodzimej tradycji, od początku XIX wieku kształtowały przede wszystkim tożsamość kulturową Polaków. Były to środowiska, które tworzyły sam rdzeń inteligencji polskiej, i to w równej mierze w okresie zaborów, jak i w międzywojniu. Tym samym zaś zainteresowanie psychoanalizą w tych środowiskach nie pozostawało bez wpływu na ogólny kształt polskiej kultury. A w każdym razie stanowiło jej nieodłączną, niewymazywalną część.

Pierwszym wymownym świadectwem tego zainteresowania były wydarzenia na I Zjeździe Neurologów, Psychiatrów iPsychologów Polskich w Warszawie, gdzie wygłoszone zostały pierwsze referaty na jej temat, opublikowane później w „Neurologii Polskiej”.Od tego czasu po 1939 rok ukazała się cała masa artykułów i książek o psychoanalizie Freuda, Adlera, Wilhelma Stekla i Junga, nie licząc kilku przekładów dzieł tych autorów i pozycji zagranicznych jej poświęconych. Zaś liczne wypowiedzi krytyczne, dyskusje i polemiki tylko tę popularność poświadczały.

W pracach na temat psychoanalizy przy tym nie tylko dokonywano rekonstrukcji podstawowych założeń koncepcji jej głównych przedstawicieli: Freuda, Adlera, Stekla czy Junga, chociaż prace tego typu dominowały. Często ilustrowano ich stronę teoretyczną przykładami zaczerpniętymi z własnej klinicznej praktyki, w których wraz z przytaczaniem znaczących wydarzeń z biografii pacjentów dochodził w sposób wyraźny do głosu kontekst kulturowo-społeczny, niekiedy nawet polityczny. A wraz z nim właściwe społeczności polskiej i żydowskiej okresu rozbiorów i międzywojnia problemy życiowe, różnego rodzaju zahamowania, wzajemne uprzedzenia, antagonizmy i konflikty. Te opisy chorób stanowią dzisiaj nie tylko znakomity materiał psychiatryczny, ale w równej mierze socjologiczny, historyczny i kulturowy. Dzięki nim uzyskujemy wgląd w szereg zjawisk i procesów społecznych typowych dla tamtego czasu.

W tekstach tych znajdujemy też często – bezpośrednio lub pośrednio – odpowiedź na pytanie, co tak naprawdę pierwszych psychoanalityków działających na ziemiach polskich w teorii Freuda fascynowało. A były to nie tylko kwestie natury czysto naukowej. Widzieli w niej oni bowiem równocześnie teorię, która otwiera perspektywy wykształcenia nowego typu człowieka, będącego w stanie dzięki nowemu stosunkowi do seksualności lepiej panować nad własnymi popędami. W rezultacie za sprawą szerokiej społecznej aplikacji tej teorii zmniejszy się w sposób znaczący częstotliwość występowania różnego typu chorób psychicznych, nerwic i psychoz. Szła z tym w parze wiara w możliwość wykształcenia nowego typu społeczeństwa, wyemancypowanego w stosunku do własnych kompleksów, różnego typu urazów, uprzedzeń i przesądów, będących źródłem szeregu antagonizmów i konfliktów, niekontrolowanych wybuchów agresji itd.

Psychoanaliza była zatem nurtem, który wzmagał w środowiskach mieszczańskich i inteligenckich tendencje modernizacyjne, jego przedstawiciele i zwolennicy opowiadali się bowiem w przytłaczającej większości za ideami liberalnymi i lewicowymi. Ich celem było przekształcenie Polski w prawdziwie nowoczesne demokratyczne państwo, w którym poszczególne grupy narodowościowe, zachowując swoją autonomię, będą uczestniczyć na równych prawach, znikną rozległe obszary społecznej biedy i ogromne różnice majątkowe (jak też związane z tym antagonizmy), w społeczeństwie wykształci się nowy, bardziej liberalny, a zarazem racjonalny, biorący pod uwagę zdobycze nauki, stosunek do całej sfery seksualnej. Te idee przyświecały bodaj największemu „promotorowi” psychoanalizy w międzywojniu, Mieczysławowi Grydzewskiemu, który na łamach „Wiadomości Literackich”publikował regularnie artykuły, recenzje, komentarze itd. z nią związane, optując za bardziej „oświeconym” modelem polskiego społeczeństwa11. Zwolennicy psychoanalizy włączali się w walkę o nowe oblicze polskiego społeczeństwa, żywiąc nadzieję, że w dłuższej perspektywie ta walka będzie wygrana.

Byli też autorzy, którzy wskazywali na to, jak dalece psychoanaliza stała się źródłem inspiracji dla przedstawicieli takich dziedzin wiedzy, jak pedagogika, nauki o kulturze, nauki społeczne, antropologia, literaturoznawstwo, estetyka (Ludwik Jekels, Ludwika Karpińska, Gustaw Bychowski, Stefan Borowiecki). W jej twierdzeniach i wglądach, które odnoszą się do najciemniejszych stron ludzkiej duszy, upatrywano też istotne źródło inspiracji artystycznych.

Wystarczy dokładniej przejrzeć czasopisma lekarskie, filozoficzne, literackie czy pedagogiczne tego okresu, aby zorientować się, jak dużo miejsca zajmowały w nich publikacje na temat psychoanalizy. We wspomnianym okresie od 1900 po 1939 rok zostało opublikowanych po polsku – o czym już wspominałem – kilkanaście książek i większych rozpraw oraz ponad sto artykułów na temat psychoanalizy Freuda i innych przedstawicieli nurtu. Była to liczba naprawdę imponująca, jeśli porównamy ją z analogicznymi publikacjami w tym czasie w innych krajach. Rozprawy te otwierały zazwyczaj obszerne omówienia różnych aspektów teorii autora Objaśniania marzeń sennych, tak iż polski czytelnik niemający dostępu do publikacji oryginalnych i nieznający języka niemieckiego mógł dobrze zorientować się w jej podstawowych tezach i założeniach. Nie mówiąc naturalnie o pierwszych przekładach Freuda na język polski, które też zaczęły ukazywać się bardzo wcześnie, reprezentując całkiem niezły poziom. Były one – co warto podkreślić – jednymi z pierwszych przekładów na języki obce tego autora w skali światowej (szerzej o tych wszystkich publikacjach z podaniem bibliografii będę pisał w rozdziale II, 4, 6).

W ogóle wydaje się, że biorąc pod uwagę liczbę publikacji i wystąpień publicznych (np. na różnego typu konferencjach lekarskich i psychologicznych) na temat psychoanalizy oraz tłumaczeń z tej dyscypliny, jej recepcja na ziemiach polskich pod zaborami, jak też w II Rzeczypospolitej była w porównaniu z innymi krajami szczególnie intensywna12. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że pod tym względem była ona wręcz imponująca. Miały na to naturalnie wpływ takie czynniki, jak geograficzna i kulturowa bliskość Wiednia w zaborze austriackim oraz szeroka znajomość języka niemieckiego wśród polskich naukowców i inteligencji, w szczególności zaś w środowisku lekarskim.

Wspomniane środowiska – o czym już pisałem – posiadały przy tym w świadomości społecznej szczególnie wyróżnioną pozycję, ugruntowaną głęboko w rodzimej kulturowej tradycji. To w końcu głównie ich przedstawiciele kształtowali kulturową samowiedzę społeczeństwa polskiego w okresie zaborów. Były to też z reguły środowiska nastawione progresywnie, łącząc od lat siedemdziesiątych XIX stulecia idee wyzwolenia narodowego z działalnością na rzecz podnoszenia ogólnego poziomu edukacji (polska wersja pozytywizmu). Wynikało to przede wszystkim z kluczowej roli, jaką odgrywały one w zachowywaniu poczucia narodowej tożsamości i w kultywowaniu tradycji.

U progu XX wieku szczególne znaczenie zyskała przy tym w sporej części tych środowisk odziedziczona po tradycji pozytywistycznej idea modernizacji. Psychoanaliza, nie tylko jako nowa metoda terapii, ale również z racji tkwiącej u jej podstawy koncepcji ludzkiej psychiki oraz społeczeństwa i kultury, była jednym z nurtów, który działał na rzecz społecznego zakorzenienia tej idei. Jej twórca odwoływał się wszak do ludzkiej zdolności racjonalnego dystansowania się wobec przesądów i różnych popędowych determinant własnego życia duchowego. Proces ten miał się zatem dokonać w oparciu o ludzkie cogito, bez udziału jakichkolwiek boskich, mistycznych sił, do których zwykła odwoływać się religia. Psychoanaliza była bez wątpienia jednym z tych nurtów naukowych, który nadając postulatowi krytycznej autorefleksji szczególnie radykalne znaczenie, przyczyniał się wydatnie do intensyfikacji procesu „odczarowania świata” w społeczeństwach europejskich. Przynajmniej w tej postaci, w jakiej przedstawiał go Max Weber w swoich pracach. W tym wypadku było to działanie na rzecz laicyzacji życia duchowego człowieka, który winien nauczyć się radzić sobie – przy pomocy lekarza psychotera­peuty – sam z własnymi problemami. Towarzyszyć mu miała analogiczna laicyzacja życia społecznego, które winno rządzić się własnymi, wypracowanymi przez człowieka zasadami.

Polscy zwolennicy i sympatycy nurtu wywodzili się z tych rodzimych środowisk inteligenckich, których przedstawiciele podejmowali różnorakie działania na rzecz tak rozumianego procesu modernizacji. Rola, jaką odgrywali, inicjując i wspomagając ten proces, była bardzo podobna do tej, jaka w tym czasie przypadła zwolennikom psychoanalizy w innych krajach Europy Środkowej, na Węgrzech, w Cze­-chach czy na Słowacji. Bardzo dobrze oddaje ją Adam Bžoch w swojej książce o słowackiej psychoanalizie w XX wieku, pisząc, że:

(…) przed modernizującym się społeczeństwem ustawia ona rodzaj lustra, które na kulturowych peryferiach Europy odzwierciedla stosunek kształtujących się społecznych elit do modernizacji i społecznej zmiany13.

Podobnie jak we wspomnianych krajach, również i na ziemiach polskich okresu zaborów i w Polsce międzywojnia owa pro-modernizacyjnie nastawiona społeczna elita stanowiła jednak znikomy procent ogółu ludności. Dlatego jej działalność edukacyjna i wpływ na kształtowanie samowiedzy ogółu miały ograniczony społecznie zasięg, obejmujący praktycznie jedynie lepiej wykształcone warstwy mieszczańskie. Wystarczy przypomnieć, że liczba ludności miejskiej w II Rzeczypospolitej sięgała tylko około 20% ogółu ludności, zaś ogólny poziom wykształcenia był niski, przy czym aż 23% społeczeństwa było analfabetami.

4. Zanikające ślady pamięci i białe plamy przeszłości

W prowadzeniu badań nad dziejami psychoanalizy w Polsce występują również przeszkody natury obiektywnej. Wiążą się one z istnieniem wielu tzw. „białych plam” w historii i dorobku nurtu. Naturalnie, gdy przegląda się różne książkowe publikacje w języku polskim z przełomu XIX i XX stulecia, artykuły w różnego rodzaju rodzimych czasopismach lekarskich i filozoficzno-literackich (wydawanych głównie w zaborze austriackim i rosyjskim), śledzi się informacje o wykładach na temat psychoanalizy w Krakowie, Lwowie czy w Warszawie, to tego materiału jest – jak już wspomniałem – zdumiewająca ilość. Ale do wielu pozycji trudno dotrzeć, choćby z racji tego, że liczne zbiory biblioteczne i archiwa z tamtego okresu są po dziś dzień u nas nieuporządkowane i niepełne, część materiałów została zagubiona lub zniszczona. Inne stanowią dziś prawdziwie bibliofilskie „białe kruki” i trzeba ich poszukiwać w bibliotekach na innych kontynentach. Nie mówiąc już o tych materiałach, które bezpowrotnie zaginęły.

Nie znamy też często różnych szczegółów biograficznych pierwszych polskich analityków, które są ważne dla lepszego zrozumienia ich naukowej i terapeutycznej działalności, a nawet ich indywidualnych losów (nie znamy np. daty i okoliczności śmierci Leopolda Wołowicza ze Lwowa, autora jednej z pierwszych rozpraw w języku polskim na temat psychoanalizy Freuda, nie wiemy, co robił po 1927 roku14). Wiemy tylko, że był pedagogiem w jednym z lwowskich liceów związanym z filozoficznym środowiskiem Kazimierza Twardowskiego. Nie znamy często istotnych okoliczności i szczegółów ich pracy terapeutycznej w otoczeniu, w którym działali. Ślady ich życiowych ścieżek często nagle się urywają i trudno jest dzisiaj znaleźć świadków, którzy by mogli nam coś więcej na ten temat powiedzieć. Dotyczy to przede wszystkim analityków i zwolenników psychoanalizy żydowskiego pochodzenia, którzy w czasie II wojny światowej zostali zamordowani lub zmarli z wycieńczenia i chorób w gettach, łagrach i obozach koncentracyjnych (Jan Nelken, Norbert Praeger, Estera Markinówna, Władysław Matecki, Salomea Kempner, Józef Kretz-Mirski i inni). Ci zaś, którzy „cudownie ocaleli” (Roman Markuszewicz, Maurycy Bornsztajn), mogli uprawiać psychoanalizę po wojnie w bardzo ograniczonym zakresie (i to też tylko do 1950 roku). Natomiast ich potomkowie, którzy jeszcze żyją, rozsiani gdzieś po całym świecie, i mogliby coś nam jeszcze na ten temat powiedzieć, są albo trudni do odnalezienia, albo odchodzą z każdym miesiącem, rokiem. Wraz z nimi zaś odchodzą wspomnienia.

Prowadząc te badania, jest się zatem często konfrontowanym z doświadczeniem podobnym temu, jakie stało się udziałem owych archeologów, którzy odkryli w podziemnych kanałach Rzymu piękne sale ze wspaniale zachowanymi malowidłami ściennymi. Te jednak, w momencie, kiedy dostało się do nich powietrze, zaczęły błyskawicznie tracić kolor i zanikać. Inna sprawa, że historia nie zna pojęcia idealnie zakonserwowanego obrazu jakiejś minionej epoki, opornego na działania czasu i zapomnienia. Obraz ten zaczyna zacierać się, zmieniać barwy już w momencie swego powstania, jego części od razu kruszeją, odpadają od ściany i są już nie do odtworzenia. Na inne zaś nakładają się nowe obrazy, stapiając się z tamtymi, tworząc jakieś całkiem nowe konfiguracje ludzi, rzeczy i zdarzeń.

Podobnie też wraz z odchodzącymi ludźmi zaciera się bezpowrotnie obraz świata historycznego, w jakim żyli i działali. I nikt nie jest już w stanie nam przywrócić jego pierwotnego smaku i barwy. W dodatku, zamiast z „twardymi”, weryfikowalnymi empirycznie danymi potwierdzonymi przez naocznych świadków badacz często jest konfrontowany z różnymi trudnymi do sprawdzenia komentarzami, opiniami, plotkami czy anegdotami. Często zdany jest jedynie na przypuszczenia i domysły.

Wiele z tych zdarzeń odeszło raz na zawsze wraz z bohaterami tamtego czasu w zapomnienie, wiele materiałów zniszczyła zawierucha dwóch światowych wojen, to zaś, co pozostało, jest często rozproszone w bibliotekach na całym świecie – w Austrii, w Rosji, w Stanach Zjednoczonych, w Niemczech, we Francji, w Brazylii, w Au-stralii… Fragmenty tej historii żyją jeszcze, najczęściej w postaci wspomnień, tak jak przekazali je dziadkowie i ojcowie, kultywowane w nowym kulturowym otoczeniu jako pamięć o rodzinnej genealogii. Ale i one płowieją wraz z czasem.

Nie jest to naturalnie doświadczenie wyjątkowe. Z podobnym doświadczeniem ma w końcu do czynienia każdy historyk, różnice dotyczą tylko zakresu wymazanej pamięci, zatartych śladów, zniszczonych materiałów, trudności w docieraniu do świadków wydarzeń czy archiwów. Kiedy przed laty, wiedziony zwykłą ciekawością, przeprowadziłem na własną rękę małe badanie, szukając pierwszych śladów oddziaływania teorii Freuda na środowiska polskiej inteligencji i kręgi artystyczno-literackie, zostałem boleśnie skonfrontowany z wszystkimi tymi trudnościami.

Wtedy też jednak, ku mojemu prawdziwemu zdumieniu, odkryłem w samej Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie zaskakująco wiele materiałów świadczących o tym, jak żywotne było zainteresowanie teorią Freuda w polskich kręgach psychiatrycznych i lekarskich w Galicji i w Kongresówce, w dodatku ogarnęło ono również środowiska literacko-artystyczne i filozoficzne. Znaczna część artykułów i książek tej teorii poświęconych reprezentowała przy tym całkiem przyzwoity poziom naukowy, choć w dużej mierze były to omówienia i rekonstrukcje. Nie brakowało też tekstów bardziej oryginalnych, jak np. artykuł Irzykowskiego o freudyzmie, książka Bychowskiego o Słowackim i jego artykuły, prace Markuszewicza, Jana Nelkena, Bornsztajna, Witkacego Niemyte dusze.

Na tym tle okres powojenny, kiedy w Polsce do władzy doszli wspierani przez sowietów komuniści, zwalczający psychoanalizę jako „naukę burżuazyjną”, jawił się jako prawdziwa katastrofa. Wszelką naukową rzetelność w prezentacji założeń i głównych tez zwolenników nurtu – jak też rzeczywistą polemikę i dyskusję z nimi – zastąpiły pseudokrytyczne rozprawy pisane z pozycji marksistowsko-leninowskich, powstałe na wyraźne polityczne zamówienie. Założonym w nich z góry celem, jaki stawiali przed sobą ich autorzy, było zdemaskowanie błędnych założeń teorii Freuda i jego następców, którzy postawili sobie za zadanie leczenie różnych patologii ludzkiego życia psychicznego wyrosłych na podłożu kapitalizmu, bez wnikania w ich faktyczne klasowe przyczyny. Na palcach jednej ręki można było policzyć prace naukowe, których autorzy starali się w sposób rzetelny opisać różne aspekty oddziaływania psychoanalizy na naszym gruncie, głównie o charakterze historyczno-literackim15.

Efektem moich poszukiwań badawczych w tamtym okresie był esej Urwane ścieżki, który otwierał książkę pod tym samym tytułem. Pomyślany był on jako swego rodzaju „wstępne rozpoznanie”, mające zachęcić innych do podjęcia bardziej gruntownych i systematycznych badań. W międzyczasie, a więc na przestrzeni kilkunastu lat bez mała, pojawiło się szereg książek, artykułów i rozpraw, których autorzy zajęli się śledzeniem genealogii nurtu na polskim gruncie. Byli to zarówno przedstawiciele starszego pokolenia badaczy (Edward Fiała, Danuta Danek, Bartłomiej Dobroczyński16), jak i, coraz liczniejsi, młodszego. Powstały też artykuły na temat życia i twórczości poszczególnych psychoanalityków o charakterze biograficznym (Jolanta Żyndul, Jarosław Groth), o funkcjonowaniu psychoanalizy w prasie literackiej międzywojnia, głównie w „Wiadomościach Literackich” (Lena Magnone), o jej wpływie na krytykę literacką (Marek Lubański). Inni młodzi autorzy starali się z perspektywy psychoanalitycznej opisać poszczególne twórczości literackie (Marta Bartosik, Karina Bonowicz, Lena Magnone, Sabina Kwak), jeszcze inni próbowali ją wykorzystać do analiz historycznych i polityczno-społecznych (Jan Sowa, Andrzej Leder). Powstało też kilka ciekawych prac o charakterze filozoficzno-teoretycznym (Szymon Wróbel, Andrzej Leder).

Świadczy to wymownie o zmianie podejścia do psychoanalizy i jej dziejów w Polsce wśród młodszej generacji rodzimych badaczy. Zarazem sytuacja ta wyznacza całkiem innego rodzaju tło dla obecnej książki, niż miało to miejsce w trakcie pisania Urwanych ścieżek. Jest to bez wątpienia tło znacznie bardziej „przyjazne”, autor tej pracy musi jednak zmierzyć się z nowymi oczekiwaniami ze strony młodszej generacji badaczy i czytelników, posiadających już znacznie głębszą wiedzę na temat psychoanalitycznych koncepcji, ich wpływem na współczesną filozofię i humanistykę, niż to było ponad dwadzieścia lat temu.

5. Czy psychoanaliza jest nauką? – spór bez końca

Zainteresowanie psychoanalizą zaczyna się na ziemiach polskich w środowiskach lekarskich, głównie psychiatrycznych i po części psychologicznych, w których już na początku XX wieku znaleźli się pierwsi zagorzali zwolennicy teorii Freuda, jak Jekels, Herman Nunberg, Karpińska, Karol de Beaurain, Stefan Borowiecki, Jan Nelken. Dostrzegli oni w niej nie tylko obiecującą metodyczną propozycję leczenia nerwic, ale również teorię, która wnika w najgłębsze zakamarki ludzkiej duszy, rewolucjonizując dotychczasowe poglądy na ten temat. W międzywojniu teoria ta zyska w polskim środowisku lekarskim wielu nowych zwolenników. Zacznie też wzbudzać szersze zainteresowanie innych środowisk naukowych, jak środowiska antropologiczne, literaturoznawcze, pedagogiczne czy filozoficzne. Z czasem do grona autorów żywotnie nią zainteresowanych dołączą też pisarze (Witkacy, Bruno Schulz, Witold Gombrowicz, Maria Kuncewiczowa, Zofia Nałkowska, Michał Choromański, Emil Zegadłowicz i inni).

Nie