Idea Galicji. Historia i fantazja w kulturze politycznej Habsburgów - Wolff Larry - ebook

Idea Galicji. Historia i fantazja w kulturze politycznej Habsburgów ebook

Wolff Larry

0,0
40,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Galicja — sztuczny twór wynaleziony wraz z rozbiorami Polski w 1772 roku, na sto pięćdziesiąt lat stał się czymś rzeczywistym, naturalnym, by w 1918 roku ostatecznie zniknąć i zmienić się w nierealny fantom. Larry Wolff pasjonująco śledzi proces „wymyślania” krainy, a następnie, po jej „likwidacji”, sposób, w jakim jej duchy przez sto lat powracają. To historia intelektualna Galicji, a zarazem błyskotliwe studium przenikania się polityki i fantazji.

Wolff nie powiela żadnej z narodowych optyk i patrzy na Galicję tak, jak nie spojrzał na nią nikt wcześniej. Wydarzenia dzieją się u niego w tle, a pierwszoplanową rolę odgrywają idee i programy, nastroje i reakcje, zażarte polemiki i korne deklaracje lojalności. Wolff pokazuje, że to one kształtowały bieg zdarzeń, a nie odwrotnie. Mniej go interesuje, jak w galicyjskim korcu formowały się i ścierały narodowości, a więcej to, jak ludzie radzili sobie z przyrodzonymi bądź przypisanymi im rolami — cesarzy i poddanych, miejscowych i przybyszów, panów i chamów. Widzi Galicję jako krainę sprzeczności: złotego półwiecza autonomii i traumy rabacji, za Sacher-Masochem można by powiedzieć: dumy i uprzedzenia, rozkoszy i upokorzenia.

Wolff opisuje galicyjski świat ze swadą, sięgając nie tylko do literatury pięknej i historycznej, publicystyki, listów, diariuszy. Sięga również do ksiąg przyrodniczych, prac ludoznawczych, map, przewodników. Dzieł przeoczanych bądź szerzej nieznanych. Odtwarza i komentuje wielki wysiłek scalania krainy, która nie była monolitem, wyodrębniania jako całość czegoś, co nigdy całością nie było, upozorowania na naturalny bytu sztucznego.

Kiedy tuż po rozbiorach cesarzowa Maria Teresa pisała list do syna, nie oswoiła się jeszcze z nazwą nowej prowincji i wolała napisać „w Karpatach”. Dopiero na początku XIX wieku kanclerz Metternich wpadł na pomysł „stworzenia prawdziwych Galicjan”, aby Galicja lepiej zaistniała. Wolff opisuje sukcesy i porażki „przerobienia” galicyjskich Polaków, Rusinów, Żydów czy urzędników austriackich na takich „Galicjan”. Nie mniej pasjonujący jest wątek udowodnienia naturalności sztucznej krainy, do czego zaprzęgnięto nauki przyrodnicze. Tylko one mogły unieważnić różnice i ukazać organiczną całość. O ile do schyłku XVIII wieku Galicja nie widniała na żadnej mapie, o tyle w pierwszej połowie kolejnego wieku miała już poświadczoną badaniami własną historię naturalną. Można rzec, że w dobę autonomiczną wchodziła obdarzona autonomiczną naturą: własnymi rybami, roślinami, owadami… Poszukiwano nawet specyficznego homo sapiens! I znów paradoks: choć dowodzono antropometrycznie, że Polacy i Rusini są do siebie podobni, natomiast Żydzi wyraźnie się odróżniają, to ci ostatni, jak się okazało, najmocniej czuli się Galitzianerami. Pod koniec XIX wieku udało się ostatecznie Galicję ucywilizować i usystematyzować, o czym naocznie mogli się przekonać odwiedzjący Wystawę Krajową we Lwowie, a jednocześnie — antagonizmy narastały, nędza galicyjska ujawniła się w ogromnych cyfrach, emigracja do Ameryk przybrała masową skalę.

Dlaczego mimo takiego wysiłku Galicja była krainą niemożliwości? Dlaczego musiała zniknąć, a zarazem nie sposób się z nią rozstać? Dlaczego istnieje uparcie w pamięci nie tylko tu, w Polsce i w Ukrainie, ale również na innych kontynentach? Kim był „widmowy Galicjanin”, którego ujrzał w 1920 roku Izaak Babel? Kim jest „Galitzianer” w roku 2020, 2021? — również te pytania nie pozostają w książce bez odpowiedzi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 810

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Podzię­ko­wa­nia

Podzię­ko­wa­nia

Po raz pierw­szy zają­łem się Gali­cją jako stu­dent Harvardu w latach sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku. Pra­cu­jąc nad tym pro­jek­tem, nie­ustan­nie zasta­na­wia­łem się nad kwe­stiami oma­wia­nymi z pro­fe­so­rami, któ­rzy w zna­czą­cym stop­niu ukształ­to­wali mój roz­wój inte­lek­tu­alny: Wik­to­rem Wein­trau­bem (1908–1988), który wpro­wa­dził mnie w pol­ską lite­ra­turę i kul­turę oraz z któ­rym czy­ta­łem Znasz-li ten kraj? Boya, a także z Omel­ja­nem Pri­ca­kiem (1919–2006), który wpro­wa­dził mnie nie tylko w dzieje Ukra­iny, ale także w całą histo­rię Europy Wschod­niej. To pro­fe­sor Wein­traub wzbu­dził we mnie zain­te­re­so­wa­nie Kra­ko­wem, a dzięki pro­fe­sorowi Pri­ca­kowi zaczą­łem myśleć o Lwo­wie — wspól­nymi siłami przed­sta­wili mi zatem inte­lek­tu­alną pano­ramę Gali­cji.

Jako dok­to­rant zaczą­łem stu­dio­wać histo­rię Habs­bur­gów i mia­łem szczę­ście współ­pra­co­wać z trzema inspi­ru­ją­cymi pro­fe­so­rami o bar­dzo róż­nych spoj­rze­niach na monar­chię habs­bur­ską, zgod­nych z kie­run­kami ich zain­te­re­so­wań nauko­wych: Wayne’em Vuci­ni­chem (1913–2005) i Gor­do­nem Cra­igiem (1913–2005) w Stan­ford oraz Wil­lia­mem Slot­t­ma­nem (1925–1995) w Ber­ke­ley.

W ostat­niej deka­dzie, kiedy ja pra­co­wa­łem nad tą książką, pro­wa­dzono bar­dzo inten­sywne bada­nia naukowe nad Gali­cją i ogrom­nie sko­rzy­sta­łem na roz­mo­wach i radach uczo­nych z daw­nej Gali­cji. W Kra­ko­wie byłem naj­bar­dziej wdzięczny za wska­zówki Jac­kowi Pur­chli i Krzysz­to­fowi Zamor­skiemu. We Lwo­wie otrzy­ma­łem wszelką moż­liwą pomoc od mojego przy­ja­ciela Jaro­sława Hry­caka, który rów­nież wiele myślał i pisał o spra­wach gali­cyj­skich. W Wied­niu mia­łem przy­jem­ność poznać człon­ków zaj­mu­ją­cej się Gali­cją grupy badaw­czej na tam­tej­szym uni­wer­sy­te­cie, zapre­zen­to­wać swoje prace i omó­wić je z per­spek­tywy histo­ryczno-filo­lo­gicz­nej i lite­rac­kiej z Andre­asem Kap­ple­rem, Micha­elem Mose­rem i Alo­isem Wol­da­nem. Jestem wdzięczny wielu przy­ja­cio­łom, zna­jo­mym i kole­gom naukow­com, z któ­rymi oma­wia­li­śmy nasze bada­nia doty­czące Gali­cji i monar­chii habs­bur­skiej: Gary Cohen, Patrice Dabrow­ski, David Engel, Hugo Lane, Elż­bieta Maty­nia, Keely Stau­ter-Hal­sted, Ostap Sereda, Tom Simons, Nancy Sin­koff, Phi­lipp Ther, Daniel Unow­sky, Iryna Vushko i Nathan Wood. Dzię­kuję Annie Popiel, która od wielu lat pomaga mi w zro­zu­mie­niu niu­an­sów języka pol­skiego. Szcze­gólne podzię­ko­wa­nia kie­ruję do Pie­tera Jud­sona i Davida Fricka za uważne prze­czy­ta­nie ręko­pisu oraz nie­oce­nioną kry­tykę i suge­stie. Nor­man Naimark i Nancy Kol­l­mann zapro­sili mnie z powro­tem do Stan­ford, abym mógł przed­sta­wić w Cen­ter for Rus­sian and East Euro­pean Stu­dies moje gali­cyj­skie bada­nia — i obej­rzeli ze mną ostatni mecz World Series 2007. Ivo Banac i Laura Engel­stein przy dwóch róż­nych oka­zjach zapro­sili mnie do zapre­zen­to­wa­nia róż­nych czę­ści mojej gali­cyj­skiej pracy w Yale, gdzie mia­łem rów­nież spo­sob­ność omó­wić tę pracę z Timem Sny­de­rem, Marci Shore i Ale­xan­drem Schen­ke­rem, wybit­nym Gali­cja­ni­nem. Tony Judt z New York Uni­ver­sity nie szczę­dził mi swo­ich prze­my­śleń i zachęt, a także dwu­krot­nie pozwo­lił mi zapre­zen­to­wać moje gali­cyj­skie bada­nia na wyjąt­kowo inspi­ru­ją­cym semi­na­rium „lun­cho­wym” w Insty­tu­cie Rema­rque’a. Mój przy­ja­ciel Omer Bar­tov podąża wraz ze mną szla­kiem gali­cyj­skim od 2002 roku, kiedy to obaj zdo­by­li­śmy sty­pen­dium Gug­gen­he­ima na rów­no­le­głe gali­cyj­skie pro­jekty, a ja szcze­gól­nie sko­rzy­sta­łem na pre­zen­ta­cji moich badań w ramach jego pro­jektu „Bor­der­lands” na Uni­wer­sy­te­cie Browna. István Deák inspi­ruje nie tylko mnie, ale rów­nież wielu innych bada­czy monar­chii habs­bur­skiej. Frank Sysyn pamięta — mam nadzieję — jak skie­ro­wał moje zain­te­re­so­wa­nia w stronę dzien­nika „Czas”, kiedy był pro­mo­to­rem mojej pracy licen­cjac­kiej na temat pol­skiego spoj­rze­nia na austro-węgier­ską ugodę z 1867 roku. Moi rodzice, Robert i Renee Wolff, zawsze z miło­ścią udzie­lali mi zachęty i wspar­cia w moich roz­ma­itych przed­się­wzię­ciach, a ojciec był szcze­gól­nie zain­te­re­so­wany tą książką, ponie­waż jego rodzice — a moi dziad­ko­wie — uro­dzili się w habs­bur­skiej Gali­cji i po wielu deka­dach życia w Ame­ryce wciąż myśleli o sobie jako o Gali­cja­nach. Moje wła­sne dzieci, odda­lone od Gali­cji o kilka poko­leń, bar­dzo wyro­zu­miale pod­cho­dziły do mojego kil­ku­let­niego pochło­nię­cia nią, które zbie­gło się z dość inten­syw­nym okre­sem prze­pro­wadzki całej naszej rodziny z Cam­bridge na Man­hat­tan. Do Orlando, Jose­phine i Ana­tola mogę tylko powie­dzieć: „Zaraz, zaraz, mówi­cie, że w naszej dru­ży­nie jest facet, który ubiera się jak pirat?”. A do Perri Klass, która wyszła za mąż za duży pro­jekt naukowy o Gali­cji: „Czyż nie o tym marzy każda kobieta?”. Wdzięczny jej jestem i kocham ją, jak zawsze. Bez niej nie był­bym nic wart.

Pod­czas prac nad tą książką prze­nio­słem się do innego mia­sta i na inny uni­wer­sy­tet, muszę zatem wyra­zić wdzięcz­ność zarówno Boston Col­lege, jak i New York Uni­ver­sity za hojne wspar­cie insty­tu­cjo­nalne i jestem szcze­gól­nie wdzięczny za pomoc wielu wspa­nia­łym kole­gom z obu uczelni. Dzię­kuję rów­nież za pomoc Fun­da­cji Gug­gen­he­ima oraz Inter­na­tio­nal Rese­arch and Exchan­ges Board.

Przez dwa­dzie­ścia lat spę­dzo­nych w Boston Col­lege zawsze byłem rad, że mam przy­ja­ciela i kolegę w oso­bie Jima Cro­nina — z pew­no­ścią żaden inny uczony ni­gdy nie miał kogoś takiego, dzięki komu praca naukowa wyda­wa­łaby się tak dobrą zabawą. Tę grubą książkę poświę­cam Jimowi.

Nowy Jork, 19 wrze­śnia 2007

Mapa Austrii (to jest monar­chii habs­bur­skiej lub Austro-Węgier), Uni­ver­sal Atlas Geo­rge’a F. Crama (Chi­cago, 1896). Gali­cja poja­wia się w pół­nocno-wschod­niej czę­ści Austro-Węgier i gra­ni­czy z Rosją. Ze zbio­rów Uni­ver­sity of Con­nec­ti­cut Libra­ries.

Wpro­wa­dze­nie

Wpro­wa­dze­nie

Gali­cję utwo­rzono w 1772 roku w histo­rycz­nym momen­cie pierw­szego roz­bioru Pol­ski, kiedy monar­chia Habs­bur­gów nazwała tak przy­pa­dły jej zabór i uznała Gali­cję za swoją nową pro­win­cję. Ist­niała wszakże stara habs­bur­ska kra­ina o takiej nazwie w pół­noc­nej Hisz­pa­nii, ale w wyniku wojny o suk­ce­sję hisz­pań­ską na początku XVIII wieku prze­szła wraz z całym kra­jem pod berło Bur­bo­nów. Miano było zatem w 1772 roku dostępne i w sam raz do uży­cia jako łaciń­ska forma dla Księ­stwa Halicko-Wło­dzi­mier­skiego, które w XIII i XIV wieku objęło zie­mie daw­nej Rusi Kijow­skiej. Tery­to­ria śre­dnio­wiecz­nej Rusi Halic­kiej i Wło­dzi­mier­skiej tylko w przy­bli­że­niu pokry­wały się z obsza­rami, które cesa­rzowa Maria Teresa z 1772 roku ode­brała Pol­sce, ale nazwa „Gali­cja” speł­niła swój cel i uży­wano jej nawet po roz­sze­rze­niu i zmia­nie gra­nic pro­win­cji habs­bur­skiej na sku­tek kolej­nych roz­bio­rów Rze­czy­po­spo­li­tej i wojen napo­le­oń­skich. Pro­win­cję zamiesz­ki­wali Polacy, Rusini (dzi­siejsi Ukra­ińcy), Niemcy (w tym Austriacy) i Żydzi. Wymy­ślona w 1772 roku Gali­cja cie­szyła się swoim ist­nie­niem przez nie­całe pół­tora stu­le­cia, do zakoń­cze­nia pierw­szej wojny świa­to­wej i roz­padu monar­chii habs­bur­skiej w 1918 roku. Gali­cja znik­nęła wtedy z mapy Europy i dzi­siaj, stu­le­cie póź­niej, należy do kate­go­rii wymar­łych bytów geo­po­li­tycz­nych.

Tery­to­rium daw­nej Gali­cji jest obec­nie roz­dzie­lone mię­dzy Pol­skę a Ukra­inę; choć pra­wie wszy­scy gali­cyj­scy Żydzi zgi­nęli w Holo­kau­ście, za sprawą wcze­śniej­szej emi­gra­cji prze­trwali poza Gali­cją, zwłasz­cza w Ame­ryce i Izra­elu, gdzie przez wiele lat — jesz­cze w XX wieku — po wyjeź­dzie z Europy uwa­żali się za Galit­zia­ne­rów. Rodzice mojego ojca uro­dzili się w Gali­cji na prze­ło­mie XIX i XX wieku jako pod­dani Fran­ciszka Józefa i przez resztę spę­dzo­nego w Nowym Jorku życia pamię­tali zarówno swą rodzinną kra­inę, jak i cesa­rza. On to, jak lojal­nie zapa­mię­tała moja bab­cia, był dobry dla Żydów. Owo prze­ko­na­nie co naj­mniej dorów­ny­wało jej wie­kiem, ponie­waż wie­deń­skie cza­so­pi­smo folk­lo­ry­styczne „Zeit­schrift für österreichische Volks­kunde” już w 1903 roku dono­siło, że w Gali­cji cesarz stał się za swo­jego życia „posta­cią nie­mal legen­darną […] w wyobraźni narodu żydow­skiego”k1. Legenda i wyobraź­nia odgry­wały istotną rolę w gali­cyj­skiej kul­tu­rze poli­tycz­nej od samego początku, czyli od rzą­dów Marii Teresy i jej syna Józefa II w XVIII wieku. Gali­cyj­scy chłopi czcili pamięć o Józe­fie II przez wiele poko­leń po jego śmierci. W dzie­jach Gali­cji, roz­po­czę­tych tak nagle w 1772 roku, obecna była spora doza mesja­ni­stycz­nej uto­pii, tak typo­wej dla habs­bur­skiego Oświe­ce­nia, a odkąd w 1918 roku znik­nęła, jej prze­szłe ist­nie­nie jawi się na wpół fan­ta­sma­go­rycz­nie. Rosyj­ski pisarz Izaak Babel przy­je­chał do daw­nej Gali­cji w 1920 roku, pod­czas wojny pol­sko-sowiec­kiej, i zapi­sał w swoim Dzien­niku wizję „wid­mo­wych Gali­cjan” prze­wi­ja­ją­cych się przez sce­ne­rię wojen­nych potwor­no­ści i okru­cieństwk2. W 2007 roku, kiedy ostat­nich rdzen­nych Gali­cjan, uro­dzo­nych w 1918 roku, było już nie­całe dzie­więć­dzie­siąt, w nowo­jor­skim Insty­tu­cie Badań Żydow­skich YIVO odbyło się sym­po­zjum zaty­tu­ło­wane Gali­cja Mon Amour — w tytule tym pobrzmie­wały głę­boko ambi­wa­lentne uczu­cia.

Niniej­sza książka przed­sta­wia inte­lek­tu­alne dzieje idei Gali­cji — czyli stu­dium miej­sca jako idei. Zaczy­na­jąc jako tabula rasa, pusta nazwa nadana czę­ści zaanek­to­wa­nego tery­to­rium, z bie­giem czasu Gali­cja obro­sła zna­cze­niami, a nawet wie­loma prze­ni­ka­ją­cymi się war­stwami zna­czeń. Dla każ­dego z jej miesz­kań­ców ozna­czała co innego, nabie­rała skom­pli­ko­wa­nych sen­sów w wypo­wie­dziach poli­ty­ków i w wyobraźni pisa­rzy. Roz­wa­żam w tej książce zna­cze­nie Gali­cji dla takich poli­ty­ków jak Józef II i Met­ter­nich, dla takich auto­rów jak kome­dio­pi­sarz Alek­san­der Fre­dro i skan­da­li­zu­jący powie­ścio­pi­sarz Leopold von Sacher-Masoch albo dla piew­ców moderny jak Iwan Franko czy Sta­ni­sław Wyspiań­ski. Jed­no­cze­śnie zna­cze­nie Gali­cji for­mu­ło­wano w dzie­więt­na­sto­wiecz­nych cza­so­pi­smach i czo­ło­wych dzien­ni­kach, na przy­kład w „Gaze­cie Lwow­skiej” i kra­kow­skim „Cza­sie”, a także w publi­ka­cjach spe­cja­li­stycz­nych takich jak wspo­mniane wie­deń­skie cza­so­pi­smo folk­lo­ry­styczne, które zre­la­cjo­no­wało wyobra­że­nia gali­cyj­skich Żydów na temat Fran­ciszka Józefa. Cho­ciaż idea Gali­cji obej­mo­wała całą pro­win­cję od Dnie­stru po Wisłę, od Kar­pat po kopal­nie soli w Wie­liczce, od wiel­kich mająt­ków zie­miań­skich po małe żydow­skie szte­tle, kul­turę two­rzono przede wszyst­kim w dużych mia­stach i ta książka jest w pew­nej mie­rze opo­wie­ścią o dwóch z nich: Lwo­wie i Kra­ko­wie, roz­cią­ga­jąc ich miej­ską kul­turę na całą kra­inę. Trze­cim klu­czo­wym mia­stem był Wie­deń, sto­lica cesar­stwa z jej wiel­ko­miej­skim spoj­rze­niem na pro­win­cjo­nalną Gali­cję, na prze­mian przej­mo­wa­nym i kon­te­sto­wa­nym przez idee kieł­ku­jące w samej Gali­cji. W całej jej histo­rii zna­cze­nie Gali­cji ni­gdy nie było sta­bilne, lecz nie­ustan­nie pod­wa­żane, nego­cjo­wane, roz­wi­jane i prze­ra­biane.

Gali­cja na mapie Austrii w Uni­ver­sal Atlas Geo­rge’a F. Crama (Chi­cago, 1896). Lem­berg (Lwów, Lviv), sto­lica Gali­cji, poja­wia się na środku pro­win­cji, a Kra­ków (Kra­kau) w jej zachod­nim kańcu. Na tej mapie Buko­wina jest przed­sta­wiona kolo­ry­stycz­nie jako część połu­dniowo-wschod­niej Gali­cji, cho­ciaż po 1849 roku były to osobne kraje koronne. Połu­dniową gra­nicę Gali­cji two­rzą Kar­paty. Ze zbio­rów Uni­ver­sity of Con­nec­ti­cut Libra­ries.

Była pro­win­cją, kra­jem koron­nym monar­chii, lecz nie sta­no­wiła ani wspól­noty naro­do­wej, ani zrę­bów jakie­goś poten­cjal­nego pań­stwa. Powo­łana do ist­nie­nia na potrzeby Habs­bur­gów, była przez nich defi­nio­wana dyna­stycz­nie zupeł­nie ina­czej niż Cze­chy i Węgry — zie­mie, które miały za sobą dłu­gie dzieje monar­chiczne wraz z wyni­kłymi z nich tra­dy­cjami. Z upły­wem XIX stu­le­cia, kiedy wśród gali­cyj­skich Pola­ków, Rusi­nów i Żydów wykształ­ciły się ruchy naro­dowe, idea Gali­cji wykro­czyła ponad naro­do­wość w duchu jed­no­czą­cej inte­gral­no­ści pro­win­cji. Wyma­gało to jed­nak sumien­nej pracy nad budową Gali­cji jako jed­no­li­tego tworu kul­tu­ro­wego, czego prze­ja­wem była opu­bli­ko­wana w 1809 roku książka o flo­rze pro­win­cji, za którą poszły opra­co­wa­nia na temat tam­tej­szej fauny i owa­dów, a w 1876 roku uka­zała się antro­po­lo­gia fizyczna Gali­cji, prze­kształ­ca­jąc osiem­na­sto­wieczny sztuczny twór geo­po­li­tyczny w dzie­więt­na­sto­wieczną natu­ralną prze­strzeń.

W 1792 roku pewien ano­ni­mowy poeta pod­pi­sał się „Gali­cja­nin” i aż do XX wieku wiele osób uwa­żało się za Gali­cjan, nawet jeżeli jed­no­cze­śnie przy­bie­rali inną toż­sa­mość. Toż­sa­mość gali­cyj­ska była z gruntu pro­win­cjo­nalna, a jej ewo­lu­cja wska­zuje na zna­cze­nie pro­win­cjo­nal­no­ści jako siły ide­olo­gicz­nej zazę­bia­ją­cej się z siłami naro­do­wo­ści i cesar­sko­ści. „Aby zoba­czyć, jak jed­nostki admi­ni­stra­cyjne z cza­sem zaczy­nają być uwa­żane za ojczy­zny — napi­sał Bene­dict Ander­son, odno­sząc się zwłasz­cza do Ame­ryki Połu­dnio­wej — trzeba spraw­dzić, w jaki spo­sób jed­nostki te budują zna­cze­nie”k3. Gali­cja została wymy­ślona jako jed­nostka admi­ni­stra­cyjna w XVIII wieku i dopiero z bie­giem czasu jako pro­win­cja cesar­stwa Habs­bur­gów zaczęła obra­stać w zna­cze­nie kul­tu­rowe. Edward Said, który odno­sił się przede wszyst­kim do impe­riów kolo­nial­nych Wiel­kiej Bry­ta­nii i Fran­cji, pod­kre­ślał zna­cze­nie „związ­ków zacho­dzą­cych pomię­dzy kul­turą a impe­ria­li­zmem” i wska­zał, że ide­olo­gia impe­rialna „na trwałe zago­ściła” w kul­tu­rze: „Musimy spró­bo­wać przyj­rzeć się […] cało­ściowo kul­tu­rze, która wspo­ma­gała takie odczu­cia, dzia­ła­nia, a przede wszyst­kim wyobraź­nię impe­rium”k4. W impe­rium Habs­bur­gów, tak samo jak w Anglii i we Fran­cji, kul­turę nazna­czały napię­cia i uprosz­cze­nia impe­rial­nej wła­dzy i sta­no­wiła ona prze­strzeń nie­pew­nych zna­czeń i zazę­bia­ją­cych się toż­sa­mo­ści, które okre­ślały pro­win­cję Gali­cja.

Na pod­sta­wie habs­bur­skiego spisu powszech­nego z 1857 roku obli­czono, że w poło­wie XIX wieku na lud­ność gali­cyj­ską skła­dali się w nie­mal ide­al­nej pro­por­cji gre­ko­ka­to­liccy Rusini (44,83%) i kato­liccy Polacy (44,74%), a całość obrazu dopeł­niali Żydzi (9,69%)k5. Rów­no­waga ta, która zała­my­wała się dopiero po prze­cinku, była jed­nak oparta na iden­ty­fi­ka­cji reli­gij­nej, a nie naro­do­wej i w poło­wie stu­le­cia sze­ro­kie masy gali­cyj­skiego chłop­stwa nie ule­gały emo­cjom nowo­cze­snego nacjo­na­li­zmu. W 1894 roku pro­win­cja przed­sta­wiła udra­ma­ty­zo­wany obraz samej sie­bie na Powszech­nej Wysta­wie Kra­jo­wej we Lwo­wie, którą odwie­dził sam cesarz Fran­ci­szek Józef. Pawi­lon etno­gra­ficzny, z ustro­jo­nymi mane­ki­nami w peł­nej folk­lo­ry­stycz­nej kra­sie, two­rzył kalej­do­sko­powy spek­takl, w któ­rym podziały naro­dowe roz­pły­wały się w migo­tli­wych dese­niach kolo­rów i ozdób, olśnie­wa­jąc oko widza, w tym także cesa­rza. Habs­bur­ski impe­ria­lizm w Gali­cji, podob­nie jak w pozo­sta­łych pro­win­cjach monar­chii, dążył do prze­kra­cza­nia róż­nic naro­do­wych, skut­kiem czego pro­win­cjo­nalna idea Gali­cji pozo­stała zasad­ni­czo nie­na­ro­dowa.

Bada­cze monar­chii Habs­bur­gów usi­łują zro­zu­mieć, w jaki spo­sób poli­tyki toż­sa­mo­ści naro­do­wej nakła­dały się w XIX wieku na hipo­te­tycz­nie nie­na­ro­dowe spo­łe­czeń­stwo. W przy­padku Gali­cji poję­cie „nie­na­ro­dowy” w takim samym stop­niu, jak poję­cie „naro­dowy” sta­no­wiło kon­struk­cję ide­olo­giczną — były to alter­na­tywne spoj­rze­nia, które pozo­sta­wały ze sobą w ter­mi­no­lo­gicz­nym napię­ciu. W 1835 roku naj­wy­bit­niej­szy gali­cyj­ski lite­rat swo­ich cza­sów, pol­ski kome­dio­pi­sarz Alek­san­der Fre­dro, został publicz­nie napięt­no­wany za two­rze­nie „nie­na­ro­dowych” dzieł lite­rac­kich. Idea Gali­cji uzmy­sła­wia zna­cze­nie poję­cia „nie­na­ro­dowy” dla kon­stru­owa­nia toż­sa­mo­ści kra­iny.

Niniej­sza książka ści­śle wiąże się z moimi poprzed­nimi pra­cami. W stu­dium Wyna­le­zie­nie Europy Wschod­niej (1994)1 sta­wiam tezę, że Europa Wschod­nia, kolejny osiem­na­sto­wieczny sztuczny twór poję­ciowy, sta­no­wiła szcze­gól­nie podatny grunt dla nowych sce­na­riu­szy geo­po­li­tycz­nych, takich jak Gali­cja w 1772 roku. Skło­niło mnie to do roz­wa­że­nia kwe­stii, w jaki spo­sób taki wyobra­żony czy wymy­ślony byt stał się w XIX wieku geo­po­li­tycz­nie realny, zna­czący i histo­ryczny — a w XX stu­le­ciu zdał się ponow­nie bytem fan­ta­sma­go­rycz­nym. W stu­dium Venice and the Slavs (Wene­cja i Sło­wia­nie, 2001) przyj­rza­łem się temu, w jaki spo­sób oświe­ce­niowe idee na temat Europy Wschod­niej sto­so­wano w kon­tek­ście impe­rial­nym nad Adria­ty­kiem, gdzie poli­tyczna asy­me­tria impe­rial­nej wła­dzy mię­dzy Wene­cją a Dal­ma­cją zda­wała się znaj­do­wać swój geo­gra­ficzny wyraz w nara­sta­ją­cym poczu­ciu kon­ty­nen­tal­nego zróż­ni­co­wa­nia. W odnie­sie­niu do Gali­cji dąży­łem do zro­zu­mie­nia, w jaki spo­sób ukształ­to­wana w epoce Oświe­ce­nia ide­olo­gia impe­rium prze­trwała i roz­wi­nęła się w XIX wieku oraz w jak ewo­lu­ujące napię­cia ide­olo­giczne dopro­wa­dziły w XX wieku do upadku cesar­stwa. W Gali­cji impe­rialne war­to­ści Oświe­ce­nia przy­brały kon­kretną formę józe­fi­ni­zmu, nazwa­nego tak od cesa­rza Józefa II, odda­nego idei rewo­lu­cyj­nego abso­lu­ty­zmu refor­ma­tor­skiego, nie­mal mesja­ni­stycz­nego w swoim dąże­niu do rze­ko­mego zba­wie­nia i przewar­to­ściowania Gali­cji. Na szcze­gólną uwagę zasłu­guje to, że poję­cie rze­ko­mego „ucy­wi­li­zo­wa­nia” sto­so­wano do całego obszaru Europy Wschod­niej, a zwłasz­cza do Gali­cji, od cza­sów pano­wa­nia Józefa II do samego końca rzą­dów Fran­ciszka Józefa: Gali­cję nale­żało wyle­czyć z bar­ba­rzyń­stwa i zaco­fa­nia. W tej książce badam zatem ide­olo­giczną siłę i trwa­łość oświe­ce­niowej idei Europy Wschod­niej w póź­nej histo­rii Habs­bur­gów.

W roz­dziale pierw­szym ana­li­zuję rela­cje oświe­co­nych podróż­nych józe­fiń­skich, któ­rzy odwie­dzili Gali­cję w latach osiem­dzie­sią­tych XVIII wieku i oce­nili tę pro­win­cję bar­dzo kry­tycz­nie. Ich poglą­dom prze­ciw­sta­wiam wewnętrzne spoj­rze­nie gali­cyj­skie, które poja­wiło się w 1790 roku wraz z tak zwaną Magna Charta von Gali­zien. Roz­dział drugi, sku­piony na okre­sie pona­po­le­oń­skim, prze­ciw­sta­wia domi­nu­jące spoj­rze­nie poli­tyczne Met­ter­ni­cha w Wied­niu takim wewnętrz­nym per­spek­ty­wom gali­cyj­skim, jak arty­kuły w „Gaze­cie Lwow­skiej” i wysta­wiane we Lwo­wie kome­die Fre­dry. W roz­dziale trze­cim zaj­muję się samo­zwań­czą toż­sa­mo­ścią gali­cyj­ską pisa­rza Sacher-Maso­cha, budo­waną na wspo­mnie­niach z dzie­ciń­stwa jako syna komen­danta lwow­skiej poli­cji w latach trzy­dzie­stych i czter­dzie­stych XIX wieku. Wraż­li­wość lite­racka Sacher-Maso­cha roz­wi­jała się w kon­tek­ście kieł­ku­ją­cych ruskich prą­dów kul­tu­ro­wych i folk­lo­ry­stycz­nych badań tej pro­win­cji, a jego osła­wiony „maso­chizm” odno­sił się do spe­cy­ficz­nie gali­cyj­skiego poczu­cia znie­wo­le­nia. Roz­dział czwarty sku­pia się na prze­ło­mo­wym i trau­ma­tycz­nym punk­cie zwrot­nym dzie­jów Gali­cji, a mia­no­wi­cie raba­cji z 1846 roku. Doko­nana przez chłop­stwo rzeź powstań­czej pol­skiej szlachty, będąca wyra­zem gali­cyj­skiej lojal­no­ści wobec dyna­stii Habs­bur­gów, od tej pory sta­no­wiła defi­niu­jący i nie­za­po­mniany moment w dzie­jach pro­win­cji.

W roz­dzia­łach pią­tym i szó­stym wyko­rzy­stuję kra­kow­ski dzien­nik „Czas” jako repre­zen­ta­tywny dla nowo powsta­łej hege­mo­nicz­nej per­spek­tywy pol­sko­ga­li­cyj­skiej, gło­szą­cej lojal­ność wobec Habs­bur­gów w zamian za auto­no­mię Gali­cji. Spoj­rze­nie to zaczęło się kształ­to­wać na początku lat sześć­dzie­sią­tych XIX wieku, skut­kiem czego w ostat­nich trzech deka­dach stu­le­cia Gali­cja sta­no­wiła już realny byt geo­po­li­tyczny. Per­spek­tywę pol­sko­ga­li­cyj­ską pod­wa­żały jed­nak spoj­rze­nia rusko­ga­li­cyj­skie i żydow­sko­ga­li­cyj­skie, na przy­kład w utwo­rach lite­rac­kich Iwana Franki i Karla Emila Fran­zosa, takich jak opo­wie­ści o polach naf­to­wych Bory­sła­wia tego pierw­szego i opo­wia­da­nia ze zbioru Halb-Asien, pół-Azja, tego dru­giego. W roz­dziale siód­mym przed­sta­wiam Gali­cję schyłku wieku na tle szer­szych nur­tów fin de siècle w innych pro­win­cjach monar­chii habs­bur­skiej i gdzie indziej, sku­pia­jąc się przede wszyst­kim na Weselu Wyspiań­skiego z 1901 roku, arty­stycz­nej eks­pre­sji gali­cyj­skich wewnętrz­nych kon­flik­tów i sprzecz­no­ści na prze­ło­mie stu­leci. W roz­dziale ósmym przy­glą­dam się dwu­dzie­sto­wiecz­nym ini­cja­ty­wom, które szły w poprzek tych kon­flik­tów, takim jak otwar­cie kra­kow­skiego kaba­retu „Zie­lony Balo­nik” w 1905 roku (będą­cym rów­nież rokiem publi­ka­cji poematu epic­kiego Franki o Moj­że­szu) czy zamach na guber­na­tora Gali­cji w 1908 roku (kiedy Mar­tin Buber zaczął pisać o cha­sy­dy­zmie). W roz­dziale dzie­wią­tym ana­li­zuję ide­olo­giczne i seman­tyczne usu­nię­cie z mapy — „likwi­da­cję” Gali­cji jako sku­tek roz­padu monar­chii Habs­bur­gów w 1918 roku, a następ­nie w roz­dziale dzie­sią­tym śle­dzę „życie po życiu” Gali­cji we wspo­mnie­niach i wyobraźni, mię­dzy innymi na przy­kła­dzie nie­miecko-, pol­sko- i hebraj­sko­ję­zycz­nych dzieł lite­rac­kich takich pisa­rzy gali­cyj­skich jak Joseph Roth, Bruno Schulz i Szmuel Josef Agnon. Nie szczę­dzi­łem sta­rań, aby przed­sta­wić pełną gamę spoj­rzeń na Gali­cję, które ukształ­to­wały się i ewo­lu­owały w stu­leciach: XVIII, XIX i XX, lecz zbu­do­wana przeze mnie pano­rama z koniecz­no­ści pozo­staje nie­pełna, ponie­waż każdy gali­cyj­ski poli­tyk, organ publiczny i dzia­łacz kul­tury ma coś do powie­dze­nia — pośred­nio lub bezpośred­nio — na temat natury samej Gali­cji.

Dzieje idei Gali­cji są zara­zem inte­lek­tu­alną histo­rią pisar­stwa histo­rycz­nego, był to bowiem jeden z naj­waż­niej­szych gatun­ków, w któ­rych kul­ty­wo­wano i roz­wi­jano ideę oraz toż­sa­mość Gali­cji. W 1817 roku, zale­d­wie czter­dzie­ści pięć lat po tym, jak pro­win­cja została wymy­ślona, Joseph Mauss, pro­fe­sor histo­rii na Uni­wer­sy­te­cie Lwow­skim, pra­co­wał nad pełną histo­rią Gali­cji i usi­ło­wał retro­spek­tyw­nie usta­lić jej śre­dnio­wieczne ante­ce­den­cje. W liście do Józefa Osso­liń­skiego Mauss dono­sił, że dotarł do roku 1347k6. W 1853 roku histo­ryk Wale­rian Kalinka opu­bli­ko­wał pracę Gali­cya i Kra­ków pod pano­wa­niem austry­ac­kiem, a z cza­sem stał się jed­nym z zało­ży­cieli kra­kow­skiej szkoły histo­rycz­nej. Póź­niejsi przed­sta­wi­ciele tej szkoły gło­sili ide­olo­gię gali­cyj­skiej auto­no­mii — na przy­kład Józef Szuj­ski, który w 1882 roku opu­bli­ko­wał pracę Polacy i Rusini w Gali­cji — lub nawet sta­nęli na czele pro­win­cji — Michał Bobrzyń­ski w 1908 roku został namiest­ni­kiem Gali­cjik7. Ówcze­śni histo­rycy rusiń­scy czy ukra­iń­scy, tacy jak Ste­fan Kaczała i Mychajło Hru­szew­ski, rów­nież szu­kali w histo­rii pola do wyar­ty­ku­ło­wa­nia idei Gali­cji, toż­sa­mo­ści gali­cyj­skich Rusi­nów oraz ich rela­cji z całym naro­dem ukra­iń­skim. Tacy histo­rycy jak Kaczała nie wahali się łączyć współ­cze­snej Gali­cji ze śre­dnio­wieczną Rusią Halicką, prze­kra­cza­jąc gra­nice chro­no­lo­giczne w celu potwier­dze­nia nie­prze­rwa­nie ruskiego cha­rak­teru kra­inyk8. Na początku XX wieku Majer Bała­ban publi­ko­wał we Lwo­wie histo­rie gali­cyj­skich Żydów, trak­tu­jąc je jako odrębny temat histo­ryczny. Wszy­scy ci histo­rycy mieli swój wkład w gali­cyj­ski dys­kurs, pisząc histo­rię Gali­cji i Gali­cjan, póki pro­win­cja ta jesz­cze ist­niała.

Z tych powo­dów nie zawsze było mi łatwo oddzie­lić histo­rię od histo­rio­gra­fii. Ja sam zaczą­łem myśleć o histo­rii Gali­cji jako stu­dent w latach sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku, pół stu­le­cia po likwi­da­cji kra­iny, kiedy żywe doświad­cze­nie Gali­cji było już bar­dzo odle­głym, ale wciąż ist­nie­ją­cym wspo­mnie­niem. Pio­nier­skim opra­co­wa­niem, które wywarło na mnie wiel­kie wra­że­nie, była książka Jana Kozika o ukra­iń­skim ruchu naro­do­wym w Gali­cji, opu­bli­ko­wana w latach sie­dem­dzie­sią­tych po pol­sku i w latach osiem­dzie­sią­tych po angiel­sku. Zain­spi­ro­wał mnie rów­nież zbiór tek­stów o Gali­cji zre­da­go­wany w 1982 roku przez Franka Sysyna i Andreia Mar­ko­vitsak9. Także w latach osiem­dzie­sią­tych John-Paul Himka zaczął publi­ko­wać tek­sty o Gali­cji, co zaowo­co­wało sze­re­giem waż­nych mono­gra­fii o gali­cyj­skiej poli­tyce, spo­łe­czeń­stwie i reli­gii. W 1983 roku Paul Robert Magocsi wydał w for­mie książ­ko­wej bez­cenny prze­wod­nik biblio­gra­ficzny po Gali­cjik10.

Zain­te­re­so­wa­nie Gali­cją wzmo­gło się w latach dzie­więć­dzie­sią­tych ubie­głego stu­le­cia — po upadku komu­ni­zmu w Pol­sce i osią­gnię­ciu nie­pod­le­gło­ści przez Ukra­inę. Opu­bli­ko­wana w 1991 roku w Kra­ko­wie ważna praca naukowa Marii Kłań­skiej o Gali­cji „w oczach” auto­rów nie­miec­ko­ję­zycz­nych wska­zy­wała drogę ku nowemu zro­zu­mie­niu obrazu kul­tu­ro­wego tej pro­win­cji. Dwa inne zbiory tek­stów wpro­wa­dzały nowe per­spek­tywy badaw­cze: pierw­szym z nich był zre­da­go­wany w 1999 roku przez Antony’ego Polon­sky’ego i Isra­ela Bar­tala tom z serii Polin. Stu­dies in Polish Jewry, a dru­gim książka Gali­cia. A Mul­ti­cul­tu­red Land z 2005 roku w redak­cji Chri­sto­phera Hanna i Paula Roberta Magoc­siegok11. Nie tak dawno temat Gali­cji pod­jęła grupa mło­dych naukow­ców ame­ry­kań­skich, co zaowo­co­wało kil­koma waż­nymi pra­cami: Keely Stau­ter-Hal­sted o znie­sie­niu pańsz­czy­zny w Gali­cji (2001), Ali­son Fleig Frank o gali­cyj­skiej ropie naf­to­wej (2005) i Daniela Unow­sky’ego o patrio­ty­zmie habs­bur­skim, zawie­ra­jącą ana­lizę ofi­cjal­nych wizyt cesa­rza w Gali­cji (2005). W 2006 uka­zały się przej­mu­jące wspo­mnie­nia rodzinne Daniela Men­del­sohna Zagu­bieni, o powro­cie do Gali­cji w celu pozna­nia histo­rii rodziny jego zamor­do­wa­nego w Holo­kau­ście dziadka. W ostat­nich latach bada­nia na temat Gali­cji pro­wa­dzone są w ramach pro­jektu „Bor­der­lands” na Uni­we­sy­te­cie Browna pod kie­run­kiem Omera Bar­tova. W 2007 roku Bar­tov opu­bli­ko­wał zna­ko­mitą rela­cję ze swo­jej podróży coraz bar­dziej zacie­ra­ją­cymi się śla­dami żydow­skiej Gali­cjik12.

W Rze­szo­wie od 1994 roku powstaje seria wydaw­ni­cza zaty­tu­ło­wana Gali­cja i jej Dzie­dzic­two. W Kra­ko­wie ważną rolę w bada­niach gali­cyj­skich odgrywa kie­ro­wane przez Jacka Pur­chlę Mię­dzy­na­ro­dowe Cen­trum Kul­tury — na przy­kład w 2003 roku uka­zał się zbiór tek­stów o Kra­ko­wie i Lwo­wie pod jego redak­cją. We Lwo­wie Jaro­sław Hry­cak wykształ­cił nowe poko­le­nie bada­czy histo­rii Gali­cji, a sam napi­sał sze­reg pio­nier­skich arty­ku­łów, któ­rych uwień­cze­niem była publi­ka­cja książki o Iwa­nie Franku w 2006 roku. Hry­cak ode­grał czo­łową rolę w prze­kształ­ce­niu cza­so­pi­sma „Україна модерна” (Ukra­ina Moderna) i pro­eu­ro­pej­skiej strony inter­ne­to­wej www.zaxid.net w ważne fora badań i debaty gali­cyj­skiej. Nie­mniej ważną rolę odgrywa Cen­trum Histo­rii Miej­skiej Europy Środ­kowo-Wschod­niej zało­żone we Lwo­wie przez Haralda Bin­dera. Na Uni­wer­sy­te­cie Wie­deń­skim powo­łano inter­dy­scy­pli­narny pro­gram stu­diów dok­to­ranc­kich do bada­nia Gali­cji. W 2007 roku opie­ku­jący się tym pro­gramem histo­rycy Andreas Kap­pe­ler i Chri­stoph Augu­sty­no­wicz opu­bli­ko­wali wybór tek­stów o gali­cyj­skich kre­sach, z kolei filo­log Michael Moser, rów­nież zaan­ga­żo­wany w ten pro­gram, opu­bli­ko­wał książkę o języku ruskim w gali­cyj­skich ele­men­ta­rzach. W 2007 roku uka­zało się mię­dzy innymi opra­co­wa­nie Hansa-Chri­stiana Manera na temat Gali­cji poj­mo­wa­nej jako habs­bur­skie kresy oraz książka Micha­ela Sta­ni­slaw­skiego A Mur­der in Lem­berg, o napię­ciach i prze­mocy w obrę­bie gali­cyj­skiej spo­łecz­no­ści żydow­skiej. W 2008 roku Danuta Sosnow­ska opu­bli­ko­wała opra­co­wa­nie ana­li­zu­jące ukra­iń­skie i cze­skie spoj­rze­nie na Gali­cję, a w 2009 roku Mar­kian Pro­ko­po­vych wydał pio­nier­ską roz­prawę na temat archi­tek­tury i prze­strzeni publicz­nej Lwowak13.

Reflek­sja histo­ryczna na­dal pie­lę­gnuje i rewi­duje kul­tu­ralne zna­cze­nie Gali­cji w jej fan­to­mo­wej for­mie, bowiem pro­win­cja ta nie ist­nieje prze­cież już od stu lat. W duchu ukie­run­ko­wa­nej poli­tycz­nie nostal­gii w 2000 roku obcho­dzono we Lwo­wie 170. rocz­nicę uro­dzin cesa­rza Fran­ciszka Józefa, suge­ru­jąc, że Gali­cja do dzi­siaj prze­trwała w pamięci i wyobraźni. Zresztą kręgi „auto­no­mi­stów gali­cyj­skich” świa­do­mie pie­lę­gnują w jej daw­nej sto­licy tę pamięć. W 2001 roku wybu­chła mię­dzy­na­ro­dowa kon­tro­wer­sja wokół gali­cyj­skiego dzie­dzic­twa Bru­nona Schulza, kiedy nama­lo­wane przez niego fre­ski w jego rodzin­nym Dro­ho­by­czu, leżą­cym w dzi­siej­szej Ukra­inie, zostały wywie­zione do muzeum Yad Vashem w Jero­zo­li­mie. W tej książce pró­buję prze­śle­dzić ideę Gali­cji od osiem­na­sto­wiecz­nego wymy­słu po fan­tom, który nawie­dza współ­cze­sną świa­do­mość w XXI wieku. Dzieje idei Gali­cji ilu­strują ewo­lu­cję zna­czeń ide­olo­gicz­nych i kul­tu­ro­wych w kon­tek­ście prze­strzeni geo­po­li­tycz­nej Europy Wschod­niej.

W latach osiem­dzie­sią­tych XVIII wieku pol­ski pisarz Julian Niem­ce­wicz wybrał się w podróż do nowo utwo­rzo­nej pro­win­cji Gali­cja — „nie bez bole­ści serca widząc tę tak piękną kra­inę ode­rwaną od Kró­le­stwa Pol­skiego”k14. W tam­tym cza­sie Gali­cję opła­ki­wano jako stra­coną dla Pol­ski, jako tery­to­rium ważne tylko ze względu na jego roz­bi­cie. W poło­wie XIX wieku Sacher-Masoch zade­dy­ko­wał jedną ze swo­ich powie­ści „roda­kom”, czyli innym Gali­cja­nom. „Z dala od ojczy­zny [Heimat] prze­sy­łam wam te pozdro­wie­nia — napi­sał. — Pozdra­wiam was wszyst­kich, bo jedna zie­mia, Gali­cja, zro­dziła nas wszyst­kich: Pola­ków, Rusi­nów, Niem­ców i Żydów!”k15. Funk­cjo­nu­jąca od wielu lat jako kraj koronny Habs­bur­gów, Gali­cja posia­dała już swoje odrębne zna­cze­nie emo­cjo­nalne; nie była wyłącz­nie ode­rwa­nym kawał­kiem Pol­ski, lecz ojczy­zną, która wyra­stała ponad podziały naro­dowe i reli­gijne. W latach trzy­dzie­stych kolej­nego stu­le­cia, kiedy o Gali­cji pisał Joseph Roth, nie wid­niała już na mapie Europy i znowu budziła tęsk­notę i poczu­cie utraty, będąc ojczy­zną zacho­waną tylko w pamięci. W Kryp­cie kapu­cy­nów Roth opi­sał plan eks­pe­dy­cji z Wied­nia do pew­nego mia­sta gali­cyj­skiego. „Nie­ba­wem podróż ta stała się dla nas wszyst­kich pew­nego rodzaju pasją, nie­omal obse­sją – napi­sał Roth. – […] Trudno nam już było nie oszpe­cać tej zapa­dłej dziury, któ­rej nikt z nas nie znał, to zna­czy: trudno nam było nie wypo­sa­żać jej w cechy, o któ­rych dobrze­śmy wie­dzieli, że są jedy­nie wytwo­rami naszej wyobraźni i zupeł­nie nie odpo­wia­dają praw­dzi­wym aspek­tom legen­dar­nego mia­steczka”k16. Od lat osiem­dzie­sią­tych XVIII wieku do lat trzy­dzie­stych XX stu­le­cia, od zadry w sercu do ojczy­zny, pasji, obse­sji i fan­ta­sma­go­rii, idea Gali­cji odci­snęła swoje piętno na mapie Europy i w euro­pej­skim umy­śle.

Wyda­nie pol­skie: Larry Wolff, Wyna­le­zie­nie Europy Wschod­niej. Mapa cywi­li­za­cji w dobie Oświe­ce­nia, przeł. Tomasz Bie­roń, Kra­ków 2020. (Przy­pisy obok tek­stu pocho­dzą od redak­cji). [wróć]

1. Gali­cja wyna­le­ziona

1. Gali­cja wyna­le­ziona

Józe­fiń­skie Oświe­ce­nie a roz­biory Pol­ski

Wpro­wa­dze­nie: „altri guai!”

„Je vais par­tir pour la Gali­cie; altri guai! [Wybie­ram się do Gali­cji; kolejne pro­blemy!], napi­sał cesarz Józef II do swo­jego brata Leopolda, wiel­kiego księ­cia Toska­nii, w lipcu 1773 rokuk17. Józef ni­gdy wcze­śniej nie był w Gali­cji, podob­nie jak Leopold — taką podróż miało zresztą za sobą bar­dzo nie­liczne grono osób, ponie­waż Gali­cja nie ist­niała aż do 1772 roku, kiedy nazwano tak część Pol­ski, która wsku­tek pierw­szego roz­bioru przy­pa­dła Habs­bur­gom. Jeśli Józef w liście do brata uznał swój wyjazd za donio­słą oko­licz­ność, to dla­tego, że Gali­cja była świa­tem naprawdę nowym, utwo­rzo­nym rok wcze­śniej, wyna­le­zio­nym w racjo­nal­nym duchu oświe­co­nych rzą­dów i dyplo­ma­cji. Józef nale­żał do jej naj­waż­niej­szych twór­ców, a teraz miał stać się rów­nież jed­nym z pierw­szych jej odkryw­ców i bada­czy, a także naj­zna­mie­nit­szym jej gościem. Wło­skie zawo­ła­nie altri guai! wska­zy­wało jed­nak, że Józef nie trak­tuje swo­jej podróży z nie­ska­zi­telną cesar­ską solen­no­ścią oraz że habs­bur­skie spoj­rze­nie na nowo zaanek­to­waną, świeżo ochrzczoną, dopiero co wyna­le­zioną i przy­spa­rza­jącą nowych pro­ble­mów pro­win­cję gali­cyj­ską zawiera nie­mało iro­nii, a nawet komi­zmu — opera buffa.

Gali­cję wry­so­wano w mapę, wyty­czono gra­nice pod­miotu admi­ni­stra­cyj­nego pod­le­ga­ją­cego wła­dzy Habs­bur­gów, ale takie geo­po­li­tyczne zde­fi­nio­wa­nie Gali­cji sta­no­wiło tylko kon­tury pro­win­cji, która rodziła się do ist­nie­nia. Nowy twór doma­gał się tego, aby w te nie­kwe­stio­no­wane ramy wpi­sać jakiś sens, tchnąć jakieś zna­cze­nie. W pierw­szym poko­le­niu ist­nie­nia Gali­cji od lat sie­dem­dzie­sią­tych do dzie­więć­dzie­sią­tych XVIII wieku, czyli w okre­sie roz­bio­rów Pol­ski, kra­inę zde­fi­nio­wano oraz usta­no­wiono, tak na mapie, jak i w sfe­rze publicz­nej. Ów wymysł habs­bur­skiej wyobraźni impe­rial­nej prze­kształ­cono w nama­calny twór poli­tyczny, któ­rego kul­tu­rowe prze­jawy utwier­dzały tery­to­rialną real­ność.

Cesar­scy współ­władcy — Józef II i jego matka, Maria Teresa — nadali całemu przed­się­wzię­ciu pier­wotny impuls, a kanc­lerz Habs­bur­gów, książę Wenzel Anton von Kau­nitz-Riet­berg, wraz z pierw­szym habs­bur­skim guber­na­to­rem Gali­cji hra­bią Johan­nem Anto­nem von Per­ge­nem, w latach sie­dem­dzie­sią­tych XVIII wieku czy­nili sta­ra­nia na rzecz jej włą­cze­nia w struk­tury admi­ni­stra­cyjne pań­stwa austriac­kiegok18. Lata osiem­dzie­siąte, dekada samo­dziel­nego pano­wa­nia Józefa II, spro­wa­dziły do Gali­cji józe­fiń­skich podróż­nych, takich jak Franz Krat­ter i Alphons Hein­rich Traun­paur, któ­rzy oce­niali tę pro­win­cję zgod­nie z war­to­ściami Oświe­ce­nia. Ich opu­bli­ko­wane rela­cje z podróży sta­no­wiły próbę pod­su­mo­wa­nia tam­tej­szej gospo­darki, etno­gra­fii i struk­tury spo­łecz­nej. Tego rodzaju opisy umiej­sca­wiają Gali­cję zgod­nie z oświe­coną geo­gra­fią kul­tu­rową, która odróż­niała Europę Wschod­nią od Zachod­niej, mie­rząc odle­głość mię­dzy zaco­fa­niem spo­łecz­nym tej pierw­szej a rze­ko­mym ucy­wi­li­zo­wa­niem tej dru­giej. W 1790 roku, po śmierci Józefa II i pod­czas rewo­lu­cji fran­cu­skiej, napię­cia poli­tyczne w Gali­cji odzwier­cie­dlały ówcze­sne euro­pej­skie nurty ide­olo­giczne, jako że miej­scowe elity, które można okre­ślić jako pol­skie lub gali­cyj­skie, pró­bo­wały utwier­dzić pre­ro­ga­tywy poli­tyczne pro­win­cji.

I wresz­cie po likwi­da­cji Rze­czy­po­spo­li­tej w 1795 roku i roz­sze­rze­niu Gali­cji na zachód pro­win­cja ta zaczęła odgry­wać rolę matecz­nika prze­cho­wu­ją­cego pol­ską kul­turę w latach nie­ist­nie­nia pań­stwa pol­skiego. Kiedy w 1796 roku dra­ma­turg Woj­ciech Bogu­sław­ski przed­sta­wił we Lwo­wie swoją nie­dawno napi­saną operę naro­dową Kra­ko­wiacy i Górale, kon­tekst spek­ta­klu nadał temu dziełu zna­cze­nie nie tylko pol­skie, ale rów­nież gali­cyj­skie. Po 1772 roku na potrzeby biu­ro­kra­tyczne usta­no­wiono sto­licę pro­win­cji, którą stało się mia­sto po pol­sku noszące nazwę Lwów, po nie­miecku Lem­berg, po łaci­nie Leopo­lis, a dzi­siaj po ukra­iń­sku Lwiw. Po 1795 roku do Gali­cji włą­czono rów­nież Kra­ków, po nie­miecku Kra­kau. Od wizyty Józefa II w latach sie­dem­dzie­sią­tych do przy­by­cia Bogu­sław­skiego w latach dzie­więć­dzie­sią­tych wyna­le­zie­nie Gali­cji doko­nało się w sen­sie poli­tycz­nym, lecz kon­stru­owa­nie toż­sa­mo­ści gali­cyj­skiej w sfe­rze kul­tu­ro­wej dopiero się zaczy­nało.

Józef II w Gali­cji: „mię­dzy Sar­ma­tami”

Maria Teresa miała skru­puły wobec pierw­szego roz­bioru Pol­ski, który wedle wszel­kich danych uwa­żała za nie­le­galne zawłasz­cze­nie tery­to­rium suwe­ren­nego pań­stwa. Gorąco jej jed­nak dora­dzano prze­ję­cie czę­ści Pol­ski w celu zacho­wa­nia rów­no­wagi sił w sytu­acji, kiedy Rosja i Prusy miały zwięk­szyć swój stan posia­da­nia. „Nie rozu­miem poli­tyki — stwier­dziła — która zezwala, aby w przy­padku, kiedy dwóch wyko­rzy­stuje swoją prze­wagę do uci­ska­nia nie­win­nego, trzeci mógł i musiał ich naśla­do­wać i popeł­niać tę samą nie­spra­wie­dli­wość dla zabez­pie­cze­nia na przy­szłość i obec­nej wygody”k19. Wyrzu­tów sumie­nia z pew­no­ścią nie uśmie­rzała świa­do­mość, że Maria Teresa działa we współ­pracy z Kata­rzyną, a zwłasz­cza z jej wiel­kim rywa­lem Fry­de­ry­kiem, który uwa­żał cesa­rzową za hipo­krytkę i zja­dli­wie wykpi­wał sło­wami: „Im wię­cej pła­cze, tym wię­cej bie­rze”. Osta­tecz­nie zabór austriacki — Gali­cja — oka­zał się więk­szy od rosyj­skiego i pru­skiego.

Kau­nitz, podob­nie jak Józef II, akcep­to­wał logikę rów­no­wagi sił, a tym samym koniecz­ność austriac­kiego udziału w roz­bio­rach. Pod­czas dys­ku­sji z Kau­nitzem w 1772 roku zmar­twiona Maria Teresa odno­to­wała: „Słowo roz­biór budzi we mnie odrazę” [Ce mot de par­tage me répugne]k20. Odraza cesa­rzo­wej zaowo­co­wała wpro­wa­dze­niem do habs­bur­skich kal­ku­la­cji doty­czą­cych Pol­ski nazwy „Gali­cja”. Kanc­lerz Kau­nitz już wcze­śniej zachę­cał do badań nad histo­rycz­nie uza­sad­nioną suk­ce­sją śre­dnio­wiecz­nych Węgier i teraz, w 1772 roku, w habs­bur­skich dys­ku­sjach o Pol­sce nagle poja­wiły się nazwy daw­nych księstw Rusi Halic­kiej i Wło­dzi­mier­skiej. Korona węgier­ska wysu­nęła rosz­cze­nia do nich już w XII wieku, a Pol­ska pozy­skała te tery­to­ria dopiero dwa stu­le­cia póź­niej. Maria Teresa, koro­no­wana na kró­lową Węgier, miała prawo obwie­ścić się suk­ce­sorką „Kró­le­stwa Gali­cji i Lodo­me­rii”, które można było uznać za pokry­wa­jące się z grub­sza z zabo­rem austriac­kimk21. Kiedy w 1772 roku woj­ska Habs­bur­gów zajęły część Pol­ski, Wie­deń potwier­dził „rewin­dy­ka­cję” wspo­mnia­nego śre­dnio­wiecz­nego tytułu, a tym samym obszedł słowo „roz­biór”, które raziło cesa­rzową.

Sama Maria Teresa nie użyła nazwy „Gali­cja” w swoim liście do Józefa z 1773 roku, w któ­rym w imię swo­jego mat­czy­nego „spo­koju ducha” odwo­dziła go od „tej strasz­nej podróży”. Potrze­bo­wała Józefa koło sie­bie w Wied­niu, aby mogli się wspól­nie zaj­mo­wać spra­wami poli­tycz­nymi: „Twoje miej­sce jest tutaj, a nie in den Car­pa­thi­schen Gebürgen”k22. Prze­cho­dząc z fran­cu­skiego na swój rodzimy nie­miecki, poło­żyła szcze­gólny nacisk na Kar­paty, być może chcąc zasu­ge­ro­wać, że są to góry dzi­kie i odle­głe. Mówiąc o górach, topo­gra­ficz­nie okre­śliła pro­win­cję, któ­rej nie potra­fiła jesz­cze swo­bod­nie nazy­wać „Gali­cją”.

Józef pod­su­mo­wał sytu­ację w liście wysła­nym do niej 1 sierp­nia 1773 roku ze Lwowa: „Już widzę [je vois déjà d’avance], że czeka nas tutaj ogromna praca. Oprócz zamętu panują tu teraz zatrwa­ża­jące nastroje wywro­towe”. Od początku szcze­gól­nie mar­twił się o chło­pów, któ­rzy, jak mu się wyda­wało, nie mieli „nic oprócz ludz­kiej postaci i fizycz­nego życia”k23. Ogromna praca, którą widział ponoć przed sobą, wią­zała się zapewne z rewo­lu­cyj­nymi dzia­ła­niami pod­ję­tymi przez niego w latach osiem­dzie­sią­tych na rzecz chło­pów pańsz­czyź­nia­nych i prze­ciwko opre­syj­nej szlach­cie zarówno w Gali­cji, jak i w innych regio­nach swo­jego kraju. Zawi­tał w Gali­cji jesz­cze w 1780, 1783 i 1786 rokuk24. Na pierw­szy rzut oka już w 1773 roku pro­win­cja jawiła mu się w świe­tle jego wła­snego „józe­fiń­skiego” poczu­cia impe­rial­nej misji, potwier­dzo­nego w zawar­tej w liście pro­fe­tycz­nej wizji: je vois déjà d’avance. Wie­dzy o panu­ją­cych w Gali­cji warun­kach dostar­czało cesa­rzowi uprzy­wi­le­jo­wane habs­bur­skie spoj­rze­nie. „Pró­buję być cał­kiem uprzejmy [assez poli] wobec wszyst­kich”, zapew­nił matkę, potwier­dza­jąc swoją bez­stron­nośćk25.

W tym samym dniu, 1 sierp­nia, Józef napi­sał do swo­jego brata Leopolda we Flo­ren­cji: „Oto zatem jestem mię­dzy Sar­ma­tami [Me voilà donc au milieu des Sar­ma­tes]. Nie­wia­ry­godne, ile trzeba tutaj zro­bić; nie­po­jęty zamęt: kote­rie, intrygi, anar­chia, wresz­cie nawet nie­do­rzecz­ność zasad”k26. Sar­maci byli rze­komo pra­daw­nymi miesz­kań­cami kra­iny, któ­rych nazwę przy­brała w XVI wieku pol­ska szlachta jako męż­nych pro­to­pla­stów: sar­macki styl, sym­bo­li­zo­wany przez kon­tu­sze i sza­ble, ucho­dził za typowo pol­ski. Jed­nak zna­le­zie­nie się Józefa „mię­dzy Sar­ma­tami” przy­pi­sy­wało miesz­kań­com Gali­cji komiczne bar­ba­rzyń­stwo. Cesarz potrak­to­wał ich jak tubyl­ców z jakiejś przy­po­wie­ści Wol­tera, na wzór, dajmy na to, Kan­dyda pośród Buł­ga­rów i Awa­rów. Odkry­cie przez Józefa cha­rak­te­ry­stycz­nego gali­cyj­skiego „zamętu” było cał­ko­wi­cie spójne z wol­te­row­ską oświe­coną wizją Europy Wschod­niej. Wol­ter napi­sał bowiem do Kata­rzyny, rów­nież w 1773 roku, iż ma nadzieję, że dopro­wa­dzi ona do „roz­plą­ta­nia cha­osu, w jakim tonie zie­mia od Gdań­ska do ujścia Dunaju”k27. Tak wyglą­dał rze­komy wschod­nio­eu­ro­pej­ski chaos i gali­cyj­ski zamęt w oczach Józefa, współ­gra­jący z geo­gra­fią, zary­so­waną przez Wol­tera. Józe­fiń­ska misja gali­cyj­ska obej­mo­wała rów­nież zapa­no­wa­nie nad cha­osem i uspo­ko­je­nie zamętu.

Upo­rząd­ko­wa­nie miało przede wszyst­kim pole­gać na ukon­sty­tu­owa­niu nie­dawno anek­to­wa­nych tery­to­riów jako spój­nej jed­nostki admi­ni­stra­cyj­nej: Gali­cji. Jed­nym z pierw­szych kro­ków w tym kie­runku było mia­no­wa­nie guber­na­tora, któ­rym został Per­gen, pro­te­go­wany Kau­nitza. Pod koniec sierp­nia 1772 roku przy­szły guber­na­tor wciąż nie miał pew­no­ści co do nazwy tery­to­rium, w któ­rym przy­szło mu rzą­dzić i zapro­po­no­wał nazwa­nie go… Wiel­kim Księ­stwem Lem­bergak28. Jed­nak w paź­dzier­niku, kiedy Per­gen prze­wod­ni­czył uro­czy­stemu prze­ję­ciu przez Habs­bur­gów wła­dzy nad pro­win­cją, na uli­cach i pla­cach Lwowa wywie­szono impe­rialny patent doty­czący rewin­dy­ka­cji „Kró­le­stwa Gali­cji i Lodo­me­rii” przez koronę węgier­ską. Kau­nitz zapla­no­wał całe wyda­rze­nie w Wied­niu, wyszcze­gól­nia­jąc nawet, że mają być trąbki, wer­ble i salut arty­le­ryj­ski. Jed­nak to Per­gen prze­szedł do kate­dry lwow­skiej na uro­czy­ste Te Deum, roz­lo­ko­waw­szy wcze­śniej w mie­ście woj­ska austriac­kie, aby zapew­nić całemu wyda­rze­niu nie­za­kłó­cony prze­biegk29.

Nomi­na­cja Per­gena była rów­no­ważna stwo­rze­niu nowej admi­ni­stra­cji, zastę­pu­ją­cej resztki rządu pol­skiego i usta­na­wia­ją­cej pro­win­cję, którą można było zhar­mo­ni­zo­wać i zin­te­gro­wać z innymi zie­miami habs­bur­skimi. Tej fan­ta­zji oświe­co­nych rzą­dów — cał­ko­wi­tego zastą­pie­nia sta­rych insty­tu­cji i mecha­ni­zmów nowymi — sprzy­jały ide­olo­giczne kon­se­kwen­cje „rewin­dy­ka­cji” Gali­cji. Kau­nitz utrzy­my­wał, że skoro Habs­bur­go­wie odzy­skują węgier­ską pro­win­cję bez­praw­nie przy­własz­czoną w śre­dnio­wie­czu przez Pol­skę, to wszyst­kie zmiany, które się w tym cza­sie doko­nały, należy uznać za nie­byłek30. Doty­czyło to zwłasz­cza roz­le­głych przy­wi­le­jów i pre­ro­ga­tyw pol­skiej szlachty, które można było po pro­stu anu­lo­wać wraz z pol­skim pra­wem i zwy­cza­jem, two­rząc tabula rasa — Gali­cję — na któ­rej nowi Habs­bur­go­wie mogli wypi­sać wła­sne for­muły. Przy­by­wa­jąc w 1772 roku do Lwowa, Kau­nitz musiał się zmie­rzyć z empi­rycz­nym fak­tem, że Gali­cja nie była ani nie­za­pi­saną kartą, ani nowym świa­tem, lecz cał­kiem gęsto zalud­nio­nym kra­jem z głę­boko zako­rze­nio­nymi uwa­run­ko­wa­niami spo­łecz­nymi, gospo­dar­czymi i poli­tycz­nymi, któ­rych nie dało się po pro­stu uchy­lić.

Obszar Gali­cji, ode­brany w 1772 roku Rze­czy­po­spo­li­tej, zawie­rał znaczną część daw­nego woje­wódz­twa ruskiego ze sto­licą we Lwo­wie, a także kawa­łek Mało­pol­ski, któ­rej naj­więk­sze mia­sto, Kra­ków, pozo­stało w Pol­sce, tuż za gra­nicą z Gali­cją. Pod­czas gdy Mało­pol­ska nale­żała do pań­stwa pol­skiego od początku jego ist­nie­nia pod koniec X wieku, Ruś Halicka pier­wot­nie wcho­dziła w skład śre­dnio­wiecz­nej Rusi Kijow­skiej i dopiero w XIV wieku anek­to­wał ją król Pol­ski Kazi­mierz Wielki. Lud­ność zachod­niej Gali­cji była w więk­szym stop­niu pol­ska, a wschod­niej w więk­szym stop­niu ruska, cho­ciaż zie­miań­stwo bądź szlachta w całej pro­win­cji gene­ral­nie nale­żały do pol­skiego kręgu języ­ko­wego i kul­tu­ro­wego. Przy opi­sie lud­no­ści z 1772 roku, zwłasz­cza chło­pów pańsz­czyź­nia­nych, słów „pol­ski” i „ruski” nie należy rozu­mieć we współ­cze­snych kate­go­riach naro­do­wo­ścio­wych, lecz w kate­go­riach języ­ków czy grup dia­lek­tal­nych, które z grub­sza odpo­wia­dały zasad­ni­czemu podzia­łowi reli­gij­nemu i kul­tu­ro­wemu na kato­li­cyzm i uni­tyzm czy też grekokato­li­cyzm. Lud­ność żydow­ska regionu rów­nież wywo­dziła się z cza­sów pano­wa­nia Kazi­mierza Wiel­kiego i pozo­sta­wała pod wiel­kim wpły­wem ukształ­to­wa­nego w XVII wieku ruchu cha­sydz­kiego, któ­rego zało­ży­ciel Baal Szem Tow żył na zie­miach póź­niej nazwa­nych Gali­cją1.

W maju 1773 roku Per­gen przy­stą­pił do podziału Gali­cji na admi­ni­stra­cyjne „cyr­kuły” [Kre­ise] i dys­trykty, co odpo­wia­dało struk­tu­rze pozo­sta­łych obsza­rów monar­chii habs­bur­skiej. Brał pod uwagę próbę dopa­so­wa­nia nowych jed­no­stek admi­ni­stra­cyj­nych do składu etnicz­nego pro­win­cji — na przy­kład stwo­rze­nie cyr­kułu ruskiego — ale bra­ko­wało szcze­gó­ło­wych map i rze­tel­nych infor­ma­cji. Zma­gał się zatem z pro­po­zy­cjami, które w znacz­nym stop­niu odpo­wia­dały daw­nym pol­skim podzia­łom admi­ni­stra­cyj­nym, co pod­trzy­my­wało cią­głość poli­tyczną, którą wła­dza habs­bur­ska chciała zatrzećk31. W 1773 roku Per­gen nało­żył obcią­że­nia finan­sowe na gali­cyj­skich Żydów, a także dążył do zmniej­sze­nia ich liczby poprzez wpro­wa­dze­nie spe­cjal­nego podatku od żydow­skich mał­żeństw. W kolej­nych latach dekady Habs­bur­go­wie pod­jęli bar­dziej kom­plek­sową próbę ogra­ni­cze­nia auto­no­mii spo­łecz­nej, sądow­ni­czej i poli­tycz­nej, jaką cie­szyli się Żydzi w Rze­czy­po­spo­li­tej. Prze­pro­wa­dzona w 1776 roku reor­ga­ni­za­cja gmin żydow­skich w Gali­cji — All­ge­me­ine Ord­nung für die gesamte Juden­schaft der Königreiche Gali­zien und Lodo­me­rien2 — obej­mo­wała reformę pod­po­rząd­ko­wu­jącą gali­cyj­skich Żydów jed­nemu orga­nowi zwierzch­niemu z jed­nym naczel­nym rabi­nem (Lan­de­sra­bin) pod­le­ga­ją­cym bez­po­śred­nio wła­dzom habs­bur­skim. Cesarz Józef II kon­ty­nu­ował reformę insty­tu­cji gali­cyj­skich Żydów w latach osiem­dzie­sią­tych, wpro­wa­dza­jąc w całej monar­chii sys­tem admi­ni­stra­cyj­nego abso­lu­ty­zmuk32.

Mapa zachod­nich Kre­ise Kró­le­stwa Gali­cji i Lodo­me­rii. Mapę tę spo­rzą­dzono po 1772 roku w ramach kom­plek­so­wego pro­jektu kar­to­gra­ficz­nego obej­mu­ją­cego Gali­cję jako nowy byt geo­po­li­tyczny. Kre­ise, czyli „cyr­kuły”, były nowymi habs­bur­skimi jed­nost­kami admi­ni­stra­cyj­nymi. Na połu­dnie od Gali­cji leżą habs­bur­skie Węgry, na pół­noc Pol­ska, a Kra­ków wciąż jest poka­zany na tere­nie Pol­ski, tuż za gra­nicą gali­cyj­ską.

Józef II już w 1773 roku, kiedy przy­je­chał do Gali­cji, prze­ja­wiał oznaki nie­za­do­wo­le­nia z Per­gena z powodu jego nie­wy­star­cza­ją­cego zaan­ga­żo­wa­nia w rady­kalną trans­for­ma­cję gali­cyj­skiego spo­łe­czeń­stwa i admi­ni­stra­cji. Cesarz przy­go­to­wał dla niego kwe­stio­na­riusz zawie­ra­jący 154 pyta­nia, na któ­rego pod­sta­wie guber­na­tor szybko spo­rzą­dził raport o całej pro­win­cji — Beschre­ibung der Königreiche Gali­zien und Lodo­me­rien3 — dostępny w momen­cie jej „rewin­dy­ka­cji” przez Habs­bur­gówk33. Z raportu bar­dzo jasno wyni­kało, że Gali­cja nie jest próż­nią, w któ­rej Habs­bur­go­wie mogą podej­mo­wać dzia­ła­nia z cał­ko­wi­tym lek­ce­wa­że­niem rze­czy­wi­stych oko­licz­no­ści. Jed­nak mimo że Józef II oso­bi­ście zamó­wił ten obszerny raport, już na pierw­szy rzut cesar­skiego oka doszedł do wnio­sku, iż Gali­cja jest w naj­lep­szym razie kra­iną zamętu. Od samego początku tego wła­śnie się spo­dzie­wał, od momentu wyru­sze­nia w podróż wie­dział, że to wła­śnie zoba­czy: altri guai!.

Listy Krat­tera: „nowe i dziwne”

W 1780 roku cesarz ponow­nie odwie­dził Gali­cję i spę­dził tam trzy tygo­dnie po dro­dze na spo­tka­nie w Rosji z carycą Kata­rzyną. Zawarty w jego dzien­niku opis Lwowa był sto­sun­kowo nie­winny, doty­czył udziału w mszach w kilku kościo­łach oraz spa­ce­rów w kilku ogro­dach, które Józef uznał za „bar­dzo ładne”. Typowy wpis z 16 maja brzmiał po pro­stu: „Rano pra­co­wa­łem do jede­na­stej, potem wysłu­cha­łem mszy w daw­nym kościele jezu­ic­kim, udzie­li­łem sze­regu audien­cji, jadłem, dyk­to­wa­łem, a następ­nie posze­dłem na prze­chadzkę ze szlach­ci­cami”. Wobec rze­czo­nych szlach­ci­ców cesarz wyka­zy­wał zapewne „uprzej­mość”, tak samo jak w 1773 roku, ale w dato­wa­nym na 19 maja liście ze Lwowa do matki napi­sał, że „do tej pory było zbyt wiele pobłaż­li­wo­ści [com­pla­isance] wobec tych wiel­kich panów” — czyli wobec pol­skiej szlachtyk34. Śmierć Marii Teresy w listo­pa­dzie 1780 roku i począ­tek samo­dziel­nych rzą­dów Józefa wyzna­czały kres cesar­skiej pobłaż­li­wo­ści, a może nawet uprzej­mo­ści w Gali­cji.

Cesa­rzowa zmarła 29 listo­pada 1780 roku, sześć mie­sięcy po wizy­cie Józefa w Gali­cji. Maria Teresa rzą­dziła przez czter­dzie­ści lat i kiedy w wie­deń­skiej Kapu­zi­ner­gruft skła­dano ją do grobu obok jej habs­bur­skich przod­ków, rów­nież w kate­drze lwow­skiej roz­brzmie­wały śpiewy i mowy pogrze­bowe. W jed­nej z nich — wygło­szo­nej po pol­sku, ale opu­bli­ko­wa­nej rów­nież w Wied­niu po nie­miecku — Pola­ków nazwano naj­młod­szymi dziećmi habs­bur­skiej monar­chini, ponie­waż sta­no­wili naj­now­szy naby­tek cesar­stwa: „Jeste­śmy pod­da­nymi cesar­skimi, naj­mniej­szymi w Oświe­ce­niu i wie­dzy pośród tych wszyst­kich, któ­rymi rzą­dzi i któ­rych pro­wa­dzi naj­ła­skaw­szy z wład­ców. Jeste­śmy dziećmi, które ledwo co ukoń­czyły ósmy rok życia”k35. A zatem nowość wyna­le­zio­nej w 1772 roku Gali­cji w 1780 wyra­żono za pomocą meta­fory dzie­ciń­stwa. Józef II, który po 1780 roku rzą­dził samo­dziel­nie, miał się zmie­rzyć z napię­ciami wieku dora­sta­nia.

Lata osiem­dzie­siąte XVIII wieku były w monar­chii habs­bur­skiej dekadą potęż­nych tur­bu­len­cji zwią­za­nych z pro­wa­dzoną przez Józefa II rewo­lu­cyjną kam­pa­nią abso­lu­ty­zmu oświe­co­nego, nazwa­nego póź­niej józe­fi­ni­zmem. Jej pro­gram zawie­rał: pły­nący z Wied­nia impuls cywi­li­za­cyjny, obję­cie życia reli­gij­nego kon­trolą pań­stwa, wpro­wa­dze­nie tole­ran­cji reli­gij­nej, zła­go­dze­nie cen­zury i atak na przy­wi­leje szlachty. Wszę­dzie w monar­chii reformy miały rewo­lu­cyjny cha­rak­ter, ale ponie­waż Gali­cja została prze­jęta nie­dawno i fakt ten przed­sta­wiano jako „rewin­dy­ka­cję”, histo­ryczne pre­ro­ga­tywy miały tu mniej­sze zna­cze­nie niż gdzie indziej. Reformy józe­fiń­skie narzu­cano tutaj zatem bar­dziej bez­ce­re­mo­nial­nie, nie zwa­ża­jąc na dotych­cza­sowe zaszło­ści. Gali­cję jako twór wymy­ślony można było uznać za pozba­wioną histo­rii, a zatem dostar­czała dosko­na­łego mate­riału na sys­te­ma­tyczną oświe­coną trans­for­ma­cję. Jed­no­cze­śnie w deka­dzie józe­fiń­skiej wła­dze habs­bur­skie na­dal gro­ma­dziły kom­plek­sowe infor­ma­cje na temat Gali­cji, wie­dzę urzę­dową, która uła­twiała rzą­dze­nie. Prze­kazy te dotarły rów­nież do oświe­co­nych czy­tel­ni­ków nie­miec­ko­ję­zycz­nych spoza Gali­cji, a nie tylko zamiesz­ku­ją­cych monar­chię habs­bur­ską. W 1786 i 1787 roku w Lip­sku i w Wied­niu uka­zały się pro­wo­ka­cyjne rela­cje z podróży. To nie­miec­kie spoj­rze­nie na Gali­cję przy­pi­sy­wało pro­win­cji okre­śloną toż­sa­mość i spo­istość w kon­tek­ście ogól­nych wyobra­żeń oświe­ce­nio­wych odno­śnie do Europy Wschod­niej.

Franz Krat­ter, mło­dzie­niec ze Szwa­bii — kra­iny w Świę­tym Cesar­stwie Rzym­skim Narodu Nie­miec­kiego, ale poza wła­da­niem Habs­bur­gów — w latach osiem­dzie­sią­tych miesz­kał w Wied­niu, publi­ko­wał pam­flety w duchu reformy józe­fiń­skiej i wdał się w spory frak­cyjne w gro­nie wie­deń­skich wol­no­mu­la­rzy. W 1784 roku spę­dził sześć mie­sięcy w Gali­cji w odwie­dzi­nach u swo­ich braci, któ­rzy pro­wa­dzili we Lwo­wie skład wina. Jego Briefe über den itzi­gen Zustand von Gali­zien. Ein Beitrag zur Sta­ati­stik und Men­schen­ken­nt­nis4 (Lipsk 1786) uka­zały się ano­ni­mowo w dwóch tomach, dzięki czemu Gali­cja po raz pierw­szy stała się przed­mio­tem dys­ku­sji w sfe­rze publicz­nej, poza krę­gami i kana­łami zastrze­żo­nymi dla wła­dzy habs­bur­skiej. Zwra­ca­jąc się w poprze­dza­ją­cym pierw­szy tom wstę­pie do czy­tel­nika, Krat­ter stwier­dził, że rela­cje z podróży „zawsze były ulu­bioną lek­turą nie­miec­kiej publiki”, ponie­waż odwo­łują się do „jej gustu, jej skłon­no­ści do tego, co nowe i dziwne”k36. W latach osiem­dzie­sią­tych Gali­cja bez wąt­pie­nia była dla czy­tel­ni­ków czymś zupeł­nie nowym, ale Krat­ter zapro­po­no­wał jesz­cze wię­cej: coś nie tylko nowego, ale rów­nież dziw­nego. Rela­cje z podróży, które fascy­no­wały w XVIII wieku, bywały nie­zwy­kle egzo­tyczne, jak cho­ciażby opisy wysp pacy­ficz­nych — takich jak Tahiti i Hawaje — odwie­dzo­nych w latach 1768–1779 przez kapi­tana Cooka. Gali­cja, cho­ciaż dla nie­miec­kich czy­tel­ni­ków nie­po­rów­na­nie mniej odle­gła, była podob­nie nie­zna­joma i Krat­ter sta­rał się pod­kre­ślić, czy wręcz czę­ściowo wykre­ować, jej tak pożą­daną dziw­ność.

Krat­ter obie­cy­wał przed­sta­wić nie tylko pozy­tywne, ale rów­nież „złe, brzyd­kie, obrzy­dliwe” [das Schlechte, Hässliche, Abscheu­li­che] aspekty Gali­cji. Dziw­ność nie­ko­niecz­nie miała przy­brać atrak­cyjną postać tahi­tań­skiego egzo­ty­zmu, ale raczej gali­cyj­skiej obrzy­dli­wo­ści. Krat­ter prze­wi­dy­wał nawet, że złe, brzyd­kie i obrzy­dliwe może przy­tło­czyć jego oświe­co­nych czy­tel­ni­ków, toteż z góry pro­sił o wyro­zu­mia­łość:

Przy­ja­ciele ludz­ko­ści, szla­chetne, łagodne, życz­liwe dusze, muszę pro­sić was o wyba­cze­nie, jeśli urażę kiedy waszą deli­katną wraż­li­wość i przy­pra­wię was o krwa­wie­nie serca kosz­mar­nymi obra­zami nie­ludz­kiej tyra­nii, smut­nymi opi­sami uci­ska­nej ludz­kiej nędzy. Zazna­jo­mi­cie się tutaj z zupeł­nie obcymi kate­go­riami ludzik37.

Krat­ter wyko­pał zatem rów, który oddzie­lał peł­nych ogłady nie­miec­kich czy­tel­ni­ków od obcej gali­cyj­skiej kra­iny. Cho­ciaż pisał po nie­miecku i przy jej oce­nie cza­sem powo­ły­wał się na nie­miec­kie normy cywi­li­za­cyjne, jego spoj­rze­nie z lat osiem­dzie­sią­tych nie było naro­dowo nie­miec­kie we współ­cze­snym sen­sie tego słowa, lecz zawie­rało takie ele­menty, jak nie­miec­kie wykształ­ce­nie, oświe­ce­nio­wość józe­fiń­ska, habs­bur­ska cesar­skość i euro­pej­skie ucy­wi­li­zo­wa­nie. Jego nie­mieccy czy­tel­nicy byli zara­zem „przy­ja­ciółmi ludz­ko­ści”. Nie­długo po publi­ka­cji swo­jej książki Krat­ter osiadł w Gali­cji i odgry­wał czo­łową rolę w życiu teatral­nym Lwowa, a jego dra­maty, napi­sane po nie­miecku w Gali­cji, wysta­wiano w całej nie­miec­ko­ję­zycz­nej Euro­pie Środ­ko­wej. Pod koniec życia — zmarł w 1830 roku we Lwo­wie — przy­pusz­czal­nie uwa­żał się za Gali­cja­nina, lecz w latach osiem­dzie­sią­tych poprzed­niego stu­le­cia Gali­cja wciąż wyda­wała mu się kra­iną zupeł­nie obcą.

Szcze­gól­nie nie­chęt­nym okiem Krat­ter patrzył na gali­cyj­ską szlachtę, a ponie­waż adre­so­wał swoją rela­cję do miesz­czań­skiej publicz­no­ści, mógł od niej ocze­ki­wać akcep­ta­cji dla józe­fiń­skiego ataku na szla­chec­kie przy­wi­leje: „Szlach­cie gali­cyj­skiej pod wła­dzą Habs­bur­gów trzeba było oczy­wi­ście narzu­cić ustrój zupeł­nie odmienny od daw­nej kon­sty­tu­cji […], aby wziąć jej nie­rząd­nego anar­chi­stycz­nego ducha w karby monar­chii”. Samo poję­cie „gali­cyj­skiej szlachty” było czymś nowym, wytwo­rem rzą­dów austriac­kich. Habs­bur­go­wie anek­to­wali bowiem wło­ści pol­skiej szlachty, która w momen­cie utraty pol­skiego sta­tusu poli­tycz­nego stała się gali­cyj­ska. W swoim poprzed­nim wcie­le­niu ten nie­rzą­dem sto­jący stan „okra­dał resztę narodu, czy­nił z ludzi nie­wol­ni­ków, rzą­dził swo­imi pod­da­nymi z cał­ko­wi­tym bez­pra­wiem despo­ty­zmu, dopusz­czał się wszel­kiego rodzaju zbrodni i okru­cieństw [Grau­sam­ke­iten]”k38. Oświe­ce­nie dostrze­gało w Euro­pie Wschod­niej — w co naj­mniej takim samym stop­niu w Rosji, jak w Pol­sce — sche­mat sto­sun­ków spo­łecz­nych, w któ­rym chłopi pańsz­czyź­niani byli w prak­tyce nie­wol­ni­kamik39. W 1788 roku bra­ta­nek Józefa II Fran­ci­szek, przy­szły cesarz, jako dwu­dzie­sto­la­tek wybrał się w podróż do Gali­cji i pod­su­mo­wał swoje obser­wa­cje w bar­dzo podob­nym duchu do Krat­tera: „Miesz­kańcy, a zwłasz­cza chłopi, wła­śnie zaczęli dostrze­gać, jak wiel­kiej zaznają życz­li­wo­ści pod naszymi rzą­dami, jako że wcze­śniej byli nie­wol­ni­kami, a teraz są ludźmi wol­nymi”k40. Nie­wol­nic­two w józe­fiń­skiej Gali­cji było postrze­gane jako jedno z „okru­cieństw”, które uza­sad­niały narzu­ce­nie tam­tej­szej szlach­cie habs­bur­skiej wła­dzy.

Nowo­żytną ideę Europy Wschod­niej sfor­mu­ło­wano w epoce Oświe­ce­nia, kiedy wschod­nie zie­mie kon­ty­nentu zaczęto postrze­gać jako kra­inę zaco­fa­nia, która czeka na bło­go­sła­wień­stwa cywi­li­za­cji. Rzą­dze­nie Gali­cją trak­to­wano zatem jako pro­jekt cywi­li­za­cyjny i w tym kon­tek­ście Krat­ter mówił o „bar­ba­rzyń­skiej dzi­ko­ści pol­skiej szlachty”. Przed nasta­niem wła­dzy Habs­bur­gów pol­ski szlach­cic był „naj­bar­dziej nie­ludz­kim, budzą­cym naj­wyż­szy wstręt dzi­ku­sem [Wil­dling]”, tudzież czło­wie­kiem „odda­lo­nym od oby­czaj­nego towa­rzy­stwa, od mło­do­ści prze­zna­czo­nym do nie­ogra­ni­czo­nego roz­ka­zy­wa­nia, zahar­to­wa­nym gru­biań­skimi, dzi­kimi, okrut­nymi uczyn­kami aż do tygry­siej znie­czu­licy”. Obu­rzone spo­łe­czeń­stwo cywi­li­zo­wa­nego świata — nie­miec­kie kręgi czy­tel­ni­cze — prze­ciw­sta­wiono dzi­kiemu, nie­okrze­sa­nemu, a nawet zwie­rzę­cemu światu dra­pież­nego jak tygrys pol­skiego szlach­cica w Gali­cji. Kiedy Krat­ter pisał swoje słowa, te dzi­kie stwo­rze­nia były pod­da­wane refor­mie, ucy­wi­li­zo­wa­niu, były „prze­ta­piane” [umge­sch­mol­zen] na gali­cyj­skich pod­da­nych Habs­bur­gówk41.

W oce­nie Krat­tera pol­ska szlachta jawiła się jako szcze­gól­nie bar­ba­rzyń­ska w swoim postę­po­wa­niu wobec chło­pów pańsz­czyź­nia­nych. Poja­wia się w niej na przy­kład nie­jaki hra­bia M. — zwany „dzi­kim” albo „strasz­nym” — który chło­stał swo­ich chło­pów na śmierć za drob­nostki. Z kolei książę L. nastę­pu­jąco roz­strzy­gnął spór mię­dzy pew­nym Żydem a szlach­ci­cem:

KSIĄŻĘ: He, kapi­ta­nie. [Wcho­dzi]. Powieś Żyda w sąsied­nim pokoju. KAPI­TAN: Już się robi. [Chwyta Żyda i wywleka do sąsied­niego pokoju]. KSIĄŻĘ: Hej, sługa! Przy­nieś mi mojego naj­lep­szego tokaju! Sia­daj, szlach­cicu, napij się ze mną! [Piją. Tro­chę póź­niej]. KAPI­TAN: Żyd już wisi! KSIĄŻĘ: Brawo!k42

Krat­ter, który na póź­niej­szym eta­pie życia miał two­rzyć dra­maty lite­rac­kie, prze­kształ­cił ten przy­kład bar­ba­rzyń­stwa w scenkę teatralną, ćwi­cząc wyobraź­nię dra­ma­tur­giczną.

Kolejne bru­talne scenki doty­czyły rodu P. (przy­pusz­czal­nie Potoc­kich), któ­rego człon­ko­wie „mor­do­wali dla zabi­cia czasu”. Krat­ter dono­sił, że jeden z przed­sta­wi­cieli rodu kazał chłopu wspiąć się na drzewo i usu­nąć sowie gniazdo, a następ­nie zestrze­lił go z gałęzi i śmiał się do roz­puku. Poja­wia się też rela­cja o byłym bisku­pie lwow­skim, który rze­komo kazał tor­tu­ro­wać i palić swo­ich chło­pów. „Gdyby scenę mógł wyko­rzy­stać dobry malarz — oce­nił Krat­ter — stwo­rzyłby arcy­dzieło przed­sta­wia­jące śmie­ją­cego się dia­bła”. Krat­ter pusz­czał wodze wyobraźni arty­stycz­nej, budu­jąc demo­niczną postać biskupa w celu udra­ma­ty­zo­wa­nia daw­nych „okru­cieństw” Gali­cji. „Tacy despoci rzą­dzili Gali­cją, zanim prze­szła pod wła­da­nie Austrii”, stwier­dziłk43. W 1786 roku uka­zało się w Prze­my­ślu ano­ni­mowe pol­skie dzieło Geo­gra­fia, które zawie­rało „dokładny opis Kró­le­stwa Gali­cji i Lodo­me­rii”, lecz w imie­niu pol­skiej szlachty odma­wiało temu bytowi geo­po­li­tycz­nemu pra­wo­moc­no­ścik44. Potę­pia­jące pol­ską szlachtę dzieło Krat­tera słu­żyło poli­tycz­nemu celowi habs­bur­skiej rewin­dy­ka­cji. Maria Teresa rościła sobie prawo do pano­wa­nia nad tymi tery­to­riami na mocy węgier­skiego tytułu do śre­dnio­wiecz­nej Rusi Halic­kiej i Wło­dzi­mier­skiej. W epoce Józefa II, w latach osiem­dzie­sią­tych XVIII wieku, można było sfor­mu­ło­wać wobec opi­nii publicz­nej bar­dziej współ­cze­sny argu­ment, pod­kre­śla­jąc koniecz­ność zastą­pie­nia bar­ba­rzyń­skiego okru­cień­stwa oświe­co­nymi rzą­dami.

„Zgroza i obrzy­dze­nie”

Dążąc do ogra­ni­cze­nia pre­ro­ga­tyw szla­chec­kich w całej monar­chii, Józef II usi­ło­wał jed­no­cze­śnie ogra­ni­czyć przy­wi­leje Kościoła, przede wszyst­kim pod­po­rząd­ko­wu­jąc go pań­stwu. Wro­gość Krat­tera do budzą­cych naj­wyż­szy wstręt bisku­pów gali­cyj­skich w takim samym stop­niu wpi­sy­wała się zatem w ducha józe­fi­ni­zmu jak jego nie­na­wiść do tam­tej­szej szlachty. Cesa­rzowi szcze­gól­nie zale­żało na likwi­da­cji zako­nów, a Krat­ter kipiał z obu­rze­nia na gali­cyj­skich mni­chów. Mieli oni swój udział w grze­chach szlachty, ponie­waż zakon­nik mógł roz­grze­szyć szlach­cica z jego „sprzecz­nych z naturą, zło­dziej­skich i mor­der­czych czy­nów”. Roz­grze­szony zło­czyńca mógł potem wyna­gro­dzić Kościół sowi­tym dat­kiem:

To dla­tego jest w Gali­cji tyle kościo­łów, klasz­to­rów i fun­da­cji o naj­bar­dziej nie­do­rzecz­nych celach i — nie mówię tego bez­pod­staw­nie — takie są korze­nie więk­szo­ści klasz­to­rów w z gruntu dia­bel­skim i bluź­nier­czym kup­cze­niu grze­chami. To dla­tego kościoły i klasz­tory zamie­nia się w domy roz­pu­sty dla magna­tów! Oto przy­czyna, dla­czego świeccy i księża mil­czą, kiedy lubieżny, roz­wią­zły potwór każe zabrać spod ołta­rza modlącą się nie­winną pokut­nicę i w trak­cie naj­więk­szego miste­rium nabo­żeń­stwa, w oto­cze­niu swo­jej świty, gwał­cił ją na oczach ludzi! Moje serce się obu­rza! Krew we mnie wrze, moją duszę wypeł­nia zgroza i obrzy­dze­nie, a moje poję­cie o ludz­ko­ści i Kościele w tej chwili gor­sze niż o naj­więk­szej brzy­do­ciek45.

Tego typu pisar­stwo w nie­zbyt zawo­alo­wany spo­sób słu­żyło poli­tycz­nemu celowi uza­sad­nie­nia dzia­łań Józefa prze­ciwko ducho­wień­stwu, lecz swo­bodne potrak­to­wa­nie tematu przez Krat­tera wycho­dziło poza kon­wen­cje pole­miczne dla osią­gnię­cia bluź­nier­czo por­no­gra­ficz­nego obrazu, który budzi sko­ja­rze­nia z pisar­stwem mar­kiza de Sade. Chwy­ta­jąc za pióro, Krat­ter wpę­dzał się we fre­ne­tyczny trans i opi­sy­wał z kli­niczną pre­cy­zją swoje wzbu­rze­nie, praw­do­po­dob­nie w nadziei, że udzieli się ono co podat­niej­szym czy­tel­ni­kom. Moralny wstręt mie­szał się z por­no­gra­ficz­nym pobu­dze­niem, nie tylko w celu zaszcze­pie­nia czy­tel­ni­kom oświe­co­nego anty­kle­ry­ka­li­zmu, ale rów­nież w celu wywo­ła­nia głę­boko emo­cjo­nal­nej, a nawet fizjo­lo­gicz­nej reak­cji na Gali­cję.

Z nie mniej­szą gwał­tow­no­ścią Krat­ter oma­wiał kwe­stie higieny ducho­wień­stwa i czy­sto­ści w klasz­to­rach: „W klasz­to­rach nie­miec­kich chlewy są zazwy­czaj czy­ściej­sze niż tutaj kuch­nie i refek­ta­rze”k46. „Pro­ces cywi­li­za­cyjny”, jak Nor­bert Elias okre­ślił histo­rię oby­cza­jów we wcze­sno­no­wo­żyt­nej Euro­pie, dostar­czył pro­bie­rza do mie­rze­nia odle­gło­ści mię­dzy cywi­li­zo­waną wła­dzą a bar­ba­rzyń­skim nie­okrze­sa­niem. Elias cytuje szes­na­sto­wieczne poucze­nia Era­zma z Rot­ter­damu, że ludzie kul­tu­ralni wycie­rają nos chu­s­teczką, a także przy­ta­cza osiem­na­sto­wieczne Zasady dobrego wycho­wa­nia Jana Chrzci­ciela de la Salle: „Bar­dzo się to sprze­ci­wia zasa­dom ogłady, gdy się wytrze nos w dwa palce, potem zrzuca paskudz­two na zie­mię, a następ­nie wyciera palce o odzież”k47. W takim oto kon­tek­ście coraz bar­dziej świa­do­mego prze­strze­ga­nia reguł sto­sow­no­ści Krat­ter roz­my­ślał o gali­cyj­skich księ­żach:

Pod­czas mszy nie­któ­rzy wycie­rają nosy w szaty litur­giczne, a nie­któ­rzy w dło­nie i odrzu­cają smarki o kilka kro­ków. Sto­jąc bli­sko ołta­rza, trzeba uwa­żać, jeśli ktoś nie chce, aby tro­chę księ­żego paskudz­twa tra­fiło na jego odzież lub twarz. Na wła­sne oczy widzia­łem, jak ksiądz pod­czas komu­nii wyciera nos dło­nią, a potem tymi samymi świe­cą­cymi, zapa­sku­dzo­nymi pal­cami, któ­rymi wyrzu­cił smarki, łamie hostię i ze zdro­wym ape­ty­tem wsa­dza sobie do ustk48.

Ten wyra­zi­sty opis, mający na celu wywo­ła­nie u cywi­li­zo­wa­nego czy­tel­nika odru­cho­wego obrzy­dze­nia i wstrzą­śnię­cie jego deli­katną wraż­li­wo­ścią, ujaw­nił pewien szcze­gólny aspekt gali­cyj­skiego anty­kle­ry­ka­li­zmu Krat­tera. Można powie­dzieć, że autor poło­żył palec na cywi­li­zu­ją­cym pul­sie oświe­co­nej nie­miec­kiej opi­nii publicz­nej, powo­łu­jąc się na higie­niczne obu­rze­nie jako prze­słankę impe­rial­nej obec­no­ści Habs­bur­gów. Kwe­stia cywi­li­za­cji była fun­da­men­talna dla oświe­co­nych spoj­rzeń na Europę Wschod­nią, toteż z pozoru kurio­zalne pod­kre­śla­nie pro­blemu smar­ka­nia w gali­cyj­skich kościo­łach sta­no­wiło tylko dra­styczny wyraz new­ral­gicz­nego powią­za­nia mię­dzy oby­cza­jami a cywi­li­za­cją.

Wpro­wa­dze­nie przez Józefa II kon­troli pań­stwo­wej nad reli­gią było szcze­gól­nie dotkli­wym cio­sem dla gali­cyj­skiego Kościoła rzym­sko­ka­to­lic­kiego, lecz Kościół unicki czy grec­ko­ka­to­licki, jak z cza­sem zaczęli go nazy­wać Habs­bur­go­wie, pod pew­nymi waż­nymi wzglę­dami sko­rzy­stał na rzą­dach Habs­bur­gów. Oparty na unii brze­skiej z 1596 roku, która zacho­wy­wała pra­wo­sławny obrzą­dek i sło­wiań­ską litur­gię przy jed­no­cze­snym uzna­niu hie­rar­chicz­nej wła­dzy papieża, Kościół obej­mu­jący lud­ność ruską Rze­czy­po­spo­li­tej zawsze cier­piał z powodu uprzy­wi­le­jo­wa­nej pozy­cji rzym­skiego kato­li­cy­zmu. Maria Teresa i Józef II sta­rali się trak­to­wać oba wyzna­nia rów­no­praw­nie, lecz na przy­kład utwo­rze­nie semi­na­riów pań­stwo­wych Kościół unicki odczuł jako bar­dzo korzystne dla sie­bie.

Rów­nież Krat­ter był bez­stronny w swoim anty­kle­ry­kal­nym spoj­rze­niu na oba wyzna­nia, cho­ciaż unic­kie ducho­wień­stwo para­fialne zasłu­żyło sobie nie tylko na jego ryczał­tową pogardę, ale rów­nież na współ­czu­cie. Gre­ko­ka­to­liccy księża para­fialni czę­sto musieli w pocie czoła upra­wiać zie­mię, jak chłopi:

Nie jest w tym kraju niczym nie­zwy­kłym zoba­czyć księ­dza w obszar­pa­nym płasz­czu, z kolo­ratką wokół szyi, z fajką w ustach, batem w dłoni, czła­pią­cego obok swo­ich koni albo wołów. Więk­szość z nich pije alko­hol jak wodę, są pijani pra­wie codzien­nie, a potem dopusz­czają się bezec­nych łaj­dactw typo­wych dla pija­ków. Bar­dzo chcia­łem oso­bi­ście poznać takie zwie­rzę w księ­żych sza­tachk49.

Krat­ter patrzył na gali­cyj­skie życie kościelne z nie­sma­kiem, pro­tek­cjo­na­li­zmem i być może poczu­ciem komi­zmu, dekla­ru­jąc repor­ter­ski zamiar zapo­zna­nia się z jakimś typo­wym oka­zem. Kiedy udało mu się zor­ga­ni­zo­wać wywiad, dono­sił póź­niej, że ksiądz, z któ­rym roz­ma­wiał, mieszka w nędz­nej izbie, cho­dzi w brud­nym ubra­niu i jest roz­pacz­li­wym igno­ran­tem: „Usi­ło­wa­łem skie­ro­wać roz­mowę na różne tematy, reli­gię, moral­ność, opiekę dusz­pa­ster­ską, kate­chezę, oświatę, nowe prze­pisy. Ani razu mnie nie zro­zu­miał”k50. Zgod­nie z zało­żoną z góry asy­me­trią cywi­li­za­cyjną Krat­ter twier­dził, że rozu­mie Gali­cję i potrafi ją wyja­śnić, lecz Gali­cja nie umie zrozu­mieć jego.

Józef II przy­stą­pił do edu­ko­wa­nia unic­kiego ducho­wień­stwa, otwie­ra­jąc w latach osiem­dzie­sią­tych Semi­na­rium Ogólne oraz Insty­tut Ruski we Lwo­wie. Krat­ter uwa­żał takie insty­tu­cje za fun­da­men­talne dla ucy­wi­li­zo­wa­nia Gali­cji:

Czy filo­zof, przy­ja­ciel ludz­ko­ści, kie­dy­kol­wiek będzie w sta­nie wyba­czyć prawu to, że porzu­ciło ten biedny lud na czter­na­ście dłu­gich, wynisz­cza­ją­cych lat na żer dra­pież­nym lisom, niedź­wie­dzom i wil­kom, ani razu poważ­nie nie roz­wa­ża­jąc sku­tecz­nych środ­ków zba­wien­nej reformy? W końcu mądry Józef stwo­rzył w kraju lep­sze per­spek­tywy dla roz­woju ducho­wień­stwa dzięki dwóm insty­tu­cjom edu­ka­cyj­nym we Lwo­wie kształ­cą­cym przy­szłych nauczy­cieli luduk51.

Kra­jo­braz lite­racki Europy Wschod­niej z lat osiem­dzie­sią­tych XVIII wieku, odma­lo­wany na przy­kład w popu­lar­nych powie­ściach o baro­nie Münchhausenie, czę­sto odda­wał dzi­kość tych obsza­rów za pomocą obra­zów zwie­rząt takich jak wilki i niedź­wie­dzie. Krat­te­rowi jako dra­pież­niki jawili się ludzcy miesz­kańcy Gali­cji, a kon­kret­nie przed­sta­wi­ciele ducho­wień­stwa, któ­rzy wyma­gali oswo­je­nia przez habs­bur­skiego cesa­rza. Okres czter­na­stu lat, jakie upły­nęły od powsta­nia Gali­cji w 1772 roku po publi­ka­cję listów Krat­tera, autor postrze­gał jako epokę wycze­ki­wa­nia, uwień­czoną nie tylko cesar­skimi refor­mami, ale rów­nież czyn­nym zaan­ga­żo­wa­niem nie­miec­kiej opi­nii publicz­nej, czyli jego filo­zo­ficz­nie uspo­so­bio­nych czy­tel­ni­ków.

Cho­ciaż Krat­ter z jed­na­kową wro­go­ścią trak­to­wał rzym­ski kato­li­cyzm, Kościół unicki, który zacho­wał pra­wo­sławny obrzą­dek, wyda­wał mu się jesz­cze bar­dziej obcy. Autor listów prze­żył wstrząs, ujrzaw­szy pro­stra­cję unic­kiego księ­dza przed ikoną św. Miko­łaja: „Rzu­cił się na pod­łogę jak nie­wol­nik przed despotą, a potem spoj­rzał na mnie bar­dzo zna­cząco, ponie­waż nie chcia­łem rzu­cić się razem z nim na pod­łogę przed wiel­kim Miko­ła­jem”k52. Krat­ter reago­wał z iro­niczną pogardą na roz­bu­do­wany i według niego prze­sadny cere­mo­niał rytu unic­kiego, a działo się to w okre­sie, kiedy reforma józe­fiń­ska dążyła do uprosz­cze­nia i okro­je­nia cere­mo­nial­nych zawi­ło­ści rzym­skiego kato­li­cy­zmu. W tym sen­sie można powie­dzieć, że kry­tyczne spoj­rze­nie Krat­tera na obrzą­dek unicki było uwa­run­ko­wane przez kli­mat reli­gijny epoki józe­fiń­skiej. Krat­ter posu­nął się nawet do tego, że nazwał ten obrzą­dek „lichą komiczną bur­le­ską” [nie­drig­ko­mi­sche Pur­le­ske­rei], cho­ciaż jed­nym ze źró­deł tego komi­zmu był użyty przez autora ton opisu. Pew­nego razu Krat­ter poszedł we Lwo­wie na nie­szpory i zoba­czył unic­kiego biskupa, który prze­wod­ni­czył rytu­ałowi cało­wa­nia świę­tych reli­kwii i ikon:

Usta­wili się z całym kra­mem, a reszta ducho­wień­stwa szła pro­ce­syj­nie i cało­wała to, co nale­żało uca­ło­wać. Potem tłum­nie ścią­gnęli ludzie, aby cało­wać to, co nale­żało uca­ło­wać. W całym kościele byłem jedy­nym wyrzut­kiem [Ver­wor­fene], który, z powodu nie wie­dzieć jakiego nie­wy­ba­czal­nego osty­gnię­cia zapału, nie chciał cało­waćk53.

Dekla­ra­cja chłod­nego dystansu czło­wieka, który stoi poza komicz­nym krę­giem rytu­al­nego cało­wa­nia, czy­tel­nie zde­fi­nio­wała spoj­rze­nie Krat­tera na dziw­ność Gali­cji.

„Zie­mia obie­cana”

Jesz­cze dzi­wacz­niejsi wyda­wali się gali­cyj­scy Żydzi. Krat­ter miał świa­do­mość ich zna­czą­cego udziału w skła­dzie lud­no­ścio­wym pro­win­cji, wyno­szą­cego około dzie­się­ciu pro­cent. Nie­zbyt się jed­nak zain­te­re­so­wał ich obrzę­dami, sku­pia­jąc uwagę na sytu­acji admi­ni­stra­cyj­nej i eko­no­micz­nej. W jego ambi­wa­lent­nym sto­sunku do Żydów zawie­rała się doza nie­skry­wa­nej wro­go­ści ze względu na ich rela­cje gospo­dar­cze ze szlachtą, od któ­rej Żydzi dzier­ża­wili pewne przy­wi­leje eko­no­miczne. „Dzier­żawy obej­mują wszystko, co da się wydzier­ża­wić, chrze­ści­ja­nom czy niechrze­ści­ja­nom, Żydom czy nie-Żydom, świę­tym czy nieświę­tym”, odno­to­wałk54. Szcze­gól­nie ostro potę­piał roz­po­wszech­nione zja­wi­sko dzier­ża­wie­nia przez Żydów prawa do warze­nia i wyszynku alko­holi w mająt­kach lub mia­stach szla­chec­kich. Przy­wi­lej ten — zwany pro­pi­na­cją — według Krat­tera sta­wiał gali­cyj­skich Żydów w pozy­cji ludzi nio­są­cych zgubę chłop­stwu. Opi­sał dzień tar­gowy, w któ­rym pijani chłopi prze­wra­cali się na uli­cach. Opi­sał też ślub, na któ­rym wszy­scy, nie wyłą­cza­jąc mło­dej pary, byli pijani w kościele: „Z tru­dem przy­cho­dzi mi wymy­ślić scenę, w któ­rej god­ność czło­wie­czeń­stwa byłaby bar­dziej upodlona”. Chłop­skie picie odby­wało się jed­nak w żydow­skiej gospo­dzie. Krat­ter rela­cjo­no­wał, jak żydow­scy szyn­ka­rze wabią, poją i oszu­kują klien­tów, posu­wa­jąc się nawet do poda­wa­nia alko­holu dzie­ciom, aby zaszcze­pić im nawyk picia. Odno­to­wał rów­nież rolę żydow­skich alfon­sów w Lem­bergu i szcze­gó­łowo przed­sta­wił ich róż­no­rodną ofertę han­dlową, odzwier­cie­dla­jącą zróż­ni­co­wa­nie samej Gali­cji: chrze­ści­janki i żydówki, Polki i Rusinkik55.

W 1785 roku Józef II pod­jął próbę zmiany poło­że­nia eko­no­micz­nego Żydów poprzez ogra­ni­cze­nie moż­li­wo­ści uzy­ski­wa­nia przez nich dzier­żaw przy­wi­le­jów od szlachty — na przy­kład prawa do zarzą­dza­nia mły­nami czy gospo­damik56. Daw­niej szlachta żądała za te przy­wi­leje astro­no­micz­nych sta­wek, które Żydzi musieli sobie potem odbić na miej­sco­wej lud­no­ści. Poło­że­nie Żydów w tym sys­te­mie zawsze było nie­pewne, a czę­sto roz­pacz­liwe. Wystę­pu­jący w scence teatral­nej Żyd, któ­rego powie­szono z roz­kazu księ­cia w sąsied­niej izbie, nale­żał do jego dzier­żaw­ców. Krat­ter ze współ­czu­ciem odno­to­wał nędzę i mize­rię więk­szo­ści gali­cyj­skich Żydówk57.

Dla Krat­tera moment józe­fiń­ski ozna­czał zgoła mesja­ni­styczne wyba­wie­nie Żydów od nie­szczęść, które zawsze ich tra­piły.

Cała Gali­cja życzy sobie mieć teraz inne sto­sunki z Żydami nio­są­cymi całemu kra­jowi zepsu­cie. Te powszechne pra­gnie­nia dotarły aż do uszu rządu, który gotów jest teraz prze­to­pić [umzu­sch­mel­zen] cały żydow­ski sys­tem, bo nie ma prze­cież Moj­że­sza, który by się uli­to­wał nad swo­imi hebraj­skimi braćmi, wyswo­bo­dził ich spod jarzma despo­ty­zmu i zapro­wa­dził do ziemi obie­ca­nejk58.

Krat­ter impli­cite prze­ma­wiał w imie­niu kształ­tu­ją­cej się gali­cyj­skiej opi­nii publicz­nej: „Cała Gali­cja życzy sobie…” [Ganz Gali­zien wünscht]. Wła­dze habs­bur­skie zare­ago­wały na to rze­kome życze­nie gali­cyj­skiej opi­nii publicz­nej i zapro­po­no­wały „prze­to­pie­nie” [Umsch­mel­zung] sto­sun­ków mię­dzy chrze­ści­ja­nami a Żydami, tak samo jak mię­dzy szlachtą a chłop­stwem. Meta­fora meta­lur­giczna suge­ro­wała, że wykuwa się ni mniej, ni wię­cej tylko sama Gali­cja. Józef miał wyzwo­lić Żydów spod egip­skiego despo­ty­zmu pol­skiej szlachty i zapro­po­no­wać im zie­mię obie­caną na tych samych tere­nach, gdzie od stu­leci miesz­kali, a teraz prze­obra­żo­nych spo­łecz­nie i poli­tycz­nie: w habs­bur­skiej Gali­cji.

Jed­nym z fila­rów prze­to­pie­nia było ogra­ni­cze­nie w 1785 roku moż­li­wo­ści dzier­ża­wie­nia przez Żydów przy­wi­le­jów od szlachty, jed­nak Krat­ter zda­wał sobie sprawę, że nowy prze­pis będzie dla nich nie­zwy­kle dotkliwy eko­no­micz­nie. Autor sza­co­wał, że tysiące rodzin nie będą miały z czego żyć.

To jest dekret, który powi­nien dać przed­smak cał­ko­wi­tego prze­kształ­ce­nia stanu żydow­skiego, na który wszy­scy cze­kają z prze­raź­liwą tęsk­notą, ale jed­no­cze­śnie każdy, Żyd i nie-Żyd, zaczyna się bać, ponie­waż jest to coś zupeł­nie innego, niż można by się spo­dzie­wać! Nie­szczę­śni Żydzi – Bóg wie! – zma­gają się od wie­ków z jakimś prze­kleń­stwem natury i nieba w rela­cjach z resztą ludz­ko­ści, tak że każdy oby­wa­tel, każde spo­łe­czeń­stwo, każda klasa, każdy naród, nawet samo pań­stwo dopusz­cza nie­ludz­kie trak­to­wa­nie Żydów bez wyrzu­tów sumie­nia. W ten spo­sób ludzie sprze­nie­wie­rzają się bra­ter­stwu rasy ludz­kiej [ein gan­zes, mitver-brüdertes Men­schen­ge­schlecht]k59.

Józe­fiń­skie spoj­rze­nie Krat­tera istot­nie miało w sobie pewien wizjo­ner­ski kolo­ryt. Na całym świe­cie Żydzi od wie­ków byli prze­śla­do­wani, ale Gali­cja miała się stać eks­pe­ry­men­tal­nym tere­nem cał­ko­wi­tego prze­isto­cze­nia sto­sun­ków mię­dzy chrze­ści­ja­nami a Żydami. W całej monar­chii habs­bur­skiej nie było pro­win­cji, która lepiej by się nada­wała do reali­za­cji takiego pro­gramu, ponie­waż ni­gdzie indziej nie miesz­kało tylu Żydów. „Cóż za bar­ba­rzyń­skie trak­to­wa­nie! — zakrzyk­nął Krat­ter w odnie­sie­niu do prze­śla­do­wań Żydów. — Czy pań­stwo Żydowi jest winne mniej niż chrze­ści­ja­ni­nowi? Nad jed­nym i dru­gim wstaje słońce”. Wyru­go­wa­nie bar­ba­rzyń­stwa anty­se­mi­ty­zmu stało się zatem ele­men­tem cywi­li­zu­ją­cego spoj­rze­nia Krat­tera na Gali­cję. Jego oświe­cone odru­chy miały zna­leźć speł­nie­nie w paten­tach tole­ran­cyj­nych Józefa II. Od 1781 roku obo­wią­zy­wał patent tole­ran­cyjny doty­czący wyznań chrze­ści­jań­skich, zno­szący rów­nież pewne ogra­ni­cze­nia nało­żone na Żydów, a kolejny z 1789 roku przy­zna­wał Żydom gali­cyj­skim pełną wol­ność wyzna­nia i zawie­rał obiet­nicę rów­no­ści wobec prawa, „zgod­nie z którą Żydom zagwa­ran­to­wane zostaną przy­wi­leje i prawa innych pod­da­nych”k60.

W teo­rii zatem cesarz opo­wia­dał się za czymś, co można by nazwać eman­cy­pa­cją Żydów w monar­chii habs­bur­skiej, ale czę­ściowo prze­czy temu nało­że­nie na nich spe­cjal­nych obcią­żeń finan­so­wych, przede wszyst­kim wpro­wa­dzo­nego w 1784 roku w Gali­cji podatku od sprze­daży koszer­nego mięsa. Zresztą sam Krat­ter przez jakiś czas zaj­mo­wał się jego pobo­rem. Z kolei wspo­mniane ogra­ni­cze­nie moż­li­wo­ści dzier­żawy przy­wi­le­jów od szlachty, cho­ciaż jego zade­kla­ro­wa­nym celem było uwol­nie­nie Żydów od nie­zręcz­nej roli pośred­ni­ków w feu­dal­nej gospo­darce, począt­kowo poskut­ko­wało eko­no­micz­nym prze­miesz­cze­niem i zubo­że­niem Żydów. W 1787 roku wła­dze sfi­nan­so­wały oświe­cony sys­tem nie­miec­kich szkół dla gali­cyj­skich Żydów, zor­ga­ni­zo­wany przez Herza Homerga, żydow­skiego refor­ma­tora z Czech, ale jego pro­po­zy­cje spo­tkały się z nie­ma­łym opo­rem ze strony gali­cyj­skich władz rabi­nicz­nych. Ponadto w 1787 roku Józef zażą­dał od gali­cyj­skich Żydów zastą­pie­nia tra­dy­cyj­nych patro­ni­mi­ków nazwi­skami rodo­wymi, zazwy­czaj nie­miec­kimik61.

Naj­bar­dziej kon­tro­wer­syjne było wpro­wa­dze­nie w 1788 roku poboru do woj­ska dla pod­da­nych żydow­skich, wbrew per­swa­zjom rady wojen­nej cesa­rza. Posu­nię­cie to wzbu­dziło wielką kon­ster­na­cję wśród tra­dy­cyj­nych gali­cyj­skich Żydów. Histo­ryk Michael Sil­ber odno­to­wuje, że Józef II, lek­ce­wa­żąc pro­blemy prak­tyczne z prze­strze­ga­niem sza­batu i ogra­ni­cze­niami żywie­nio­wymi, zajął pryn­cy­pialne sta­no­wi­sko: „Żyd jako czło­wiek i jako współ­o­by­wa­tel [Mitbürger] będzie peł­nił tę samą służbę, do któ­rej zobli­go­wani są wszy­scy inni. […] Będzie mógł jeść, co zechce, a pod­czas sza­batu będzie się od niego wyma­gało tylko nie­zbęd­nej pracy, takiej samej, jaką chrze­ści­ja­nie zobli­go­wani są wyko­ny­wać w nie­dziele”. Potwier­dzona w 1789 roku wol­ność wyzna­nia pocią­gnęła zatem za sobą znaczne koszty spo­łeczne dla tra­dy­cyj­nych gali­cyj­skich Żydów. Pod koniec pano­wa­nia cesa­rza byli oni głę­boko spo­la­ry­zo­wani: z jed­nej strony były oświe­cone zasady gło­szone przez wła­dze habs­bur­skie i żydow­skich refor­ma­to­rów, z dru­giej — tra­dy­cyjne żydow­skie zwy­czaje reli­gijne i spo­łeczne, zwłasz­cza te pod­trzy­my­wane przez coraz bar­dziej wpły­wowy gali­cyj­ski cha­sy­dyzm. Histo­ryk Raphael Mah­ler odno­to­wał, że więk­szość gali­cyj­skich Żydów — podob­nie jak wielu gali­cyj­skich chrze­ści­jan — doświad­czała cesar­skich reform jako prze­śla­do­wańk62.

Jed­nak Krat­ter w myśl józe­fiń­skich zasad miał wizję pro­cesu nad­cho­dzą­cej asy­mi­la­cji spo­łecz­nej: „Za kilka lat Żyd nie będzie już Żydem, czło­wie­kiem, któ­rym musiałby być zgod­nie z prze­pi­sami swo­jej reli­gii; będzie rol­ni­kiem, oby­wa­te­lem pań­stwa, szczę­śli­wym, spo­łecz­nym i nie­odzow­nym dla ludz­ko­ści”. Bal­tha­sar (Bel­sa­zar) Hacquet, uczony z Bre­ta­nii, który w latach osiem­dzie­sią­tych został pro­fe­so­rem we Lwo­wie, uwa­żał, że gali­cyj­scy Żydzi będą musieli zre­zy­gno­wać ze swo­jego cha­rak­te­ry­stycz­nego ubioru, bród, języka hebraj­skiego, sza­batu — „aby ludzie nie widzieli żad­nej róż­nicy mię­dzy Żydem a chrze­ści­ja­ni­nem”. W reto­ryce józe­fi­ni­zmu w Gali­cji miały w przy­szło­ści zostać zatarte róż­nice reli­gijne, a nawet etniczne; Polacy mieli prze­stać być Pola­kami, a Żydzi Żydami.

Krat­ter zapo­wia­dał, że Żydzi zostaną kie­dyś wyzwo­leni ze swo­jego poło­że­nia „naj­niesz­czę­śliw­szej, naj­po­dlej­szej, naj­bez­sil­niej­szej klasy ludzi”, prze­ista­cza­jąc się w „braci swo­ich bliź­nich” i „patrio­tów w łonie ojczy­zny”k63. Tak przed­sta­wiała się praw­dzi­wie rewo­lu­cyjna józe­fiń­ska fan­ta­zja o trans­for­ma­cji spo­łecz­nej w Gali­cji.

Krat­ter twier­dził, że pod wła­dzą Habs­bur­gów Lwów staje się „jed­nym z naj­pięk­niej­szych i naj­zna­ko­mit­szych miast cesar­sko–kró­lew­skich ziem koron­nych”k64. Przed nadej­ściem rzą­dów austriac­kich, utrzy­my­wał, we Lwo­wie nie było publicz­nych urzą­dzeń sani­tar­nych: „na ulicę wyle­wano wsze­la­kie nie­czy­sto­ści [Unrath]. Przy desz­czo­wej pogo­dzie trzę­sa­wi­sko było tak głę­bo­kie, że można się było zapaść po pas. […] Kiedy cesarz po raz pierw­szy przy­je­chał do Lem­berga, utknął w środku mia­sta z sze­ścioma końmi”k65. Obraz Naj­ja­śniej­szego Cesa­rza, który ugrzązł w odcho­dach, mógł być prze­sa­dzony czy nawet zali­czać się do kate­go­rii wspo­mnień apo­kry­ficz­nych, miej­skich legend. Jed­no­cze­śnie opo­wieść ta dostar­cza dra­stycz­nego kon­tek­stu dla uwagi rzu­co­nej od nie­chce­nia przez Józefa II w liście z Lem­berga: „Oto jestem mię­dzy Sar­ma­tami, nie do uwie­rze­nia, ile tutaj trzeba zro­bić”. Her­ku­le­so­wym zada­niem habs­bur­skim było ni mniej, ni wię­cej oczysz­cze­nie gali­cyj­skiej stajni Augia­sza.

Przed­sta­wia­jąc stan gali­cyj­skiego szkol­nic­twa, Krat­ter wezwał do two­rze­nia szkół, w któ­rych ucznio­wie „na zawsze oduczy­liby się hanieb­nych przy­war narodu pol­skiego, które pod­ci­nają korze­nie moral­no­ści, zdro­wia i bogac­twa”. Wyra­ził nadzieję, że jeśli naucza­nie będzie przy­naj­mniej czę­ściowo pro­wa­dzone w języku nie­miec­kim, miesz­kańcy „lepiej poznają nasz spo­sób życia i zwy­czaje”, dzięki czemu następne poko­le­nie będzie „mniej pry­mi­tywne i mniej skłonne do pijań­stwa i leni­stwa”. Krat­ter pod­su­mo­wał ten pro­jekt jako „powszechną refor­ma­cję tego ludu”, w wyniku któ­rej ze spo­tka­nia pol­skich przy­war i nie­miec­kich zwy­cza­jów wyłoni się nowy gali­cyj­ski cha­rak­terk66. Cho­ciaż ze swoją nędzą i bra­kiem kana­li­za­cji Lwów pre­zen­to­wał się przy­gnę­bia­jąco, Krat­ter stwier­dził, że kiedy się wej­dzie na Górę Zam­kową i spoj­rzy w dal, Gali­cja wygląda jak ogród Edenu: „Wszel­kie pięk­no­ści, które może mieć dolina, Eden, poja­wiają się tutaj w całej swo­jej kra­sie, w całej natu­rze i w całej ozdo­bie: siel­skie pola zboża, soczy­ste i barwne łąki, stawy, lasy, dale­kie pust­ko­wia, złudne per­spek­tywy, nie­zmie­rzone dale!”. Wpę­dziw­szy się w lite­racką eks­tazę, Krat­ter prze­żył następ­nie dru­zgo­cące roz­cza­ro­wa­nie na myśl o tym, „jak nie­szczę­sny, zde­pra­wo­wany, dziki lud zamiesz­kuje tę kra­inę natury i piękna”k67. Złudne per­spek­tywy i nie­zmie­rzone dale posłu­żyły za dosko­nałe meta­fory pro­jektu habs­bur­skiego w Gali­cji, szy­ku­ją­cej się do powszech­nej refor­ma­cji. Lud musiał zostać prze­obra­żony, aby paso­wał do kra­jo­brazu.

To prze­obra­że­nie doko­ny­wało się przez napływ imi­gran­tów nie­miec­kich, w 1774 roku zachę­co­nych przez wła­dze zwol­nie­niem od podat­ków i służby woj­sko­wej. W 1781 roku, kiedy Józef II rzą­dził już samo­dziel­nie, obie­cał rów­nież tole­ran­cję reli­gijną dla pro­te­stan­tów. W 1786 roku, kiedy Franz Krat­ter opu­bli­ko­wał swoją książkę, w Gali­cji miesz­kało około trzech tysięcy nie­miec­kich rodzin osad­ni­czychk68. Młody Nie­miec miał spore roze­zna­nie w tema­cie, ponie­waż zali­czała się do nich rów­nież jego rodzina — to jest jego dwaj bra­cia, któ­rzy z powo­dze­niem han­dlo­wali we Lwo­wie winem. Ignaz Krat­ter przy­był do Gali­cji nie­długo po austriac­kiej anek­sji, otwo­rzył karczmę i spro­wa­dzał węgier­skie i austriac­kie wina, a póź­niej dołą­czył do niego we Lwo­wie jego brat Johann. Franz Krat­ter posta­no­wił wyra­zić entu­zja­styczny sto­su­nek Niem­ców do Gali­cji ustami swo­jego brata Johanna. „Bóg poka­zał Moj­że­szowi zie­mię obie­caną tylko z oddali — oświad­czył rze­komo Johann — ale mnie zapro­wa­dził na samo miej­sce”. A zatem habs­bur­ska Gali­cja nabrała cha­rak­teru ziemi obie­ca­nej nie tylko dla tam­tej­szych Żydów, ale rów­nież dla osad­ni­ków nie­miec­kich spoza pro­win­cji. Krat­ter opi­sał, jak jego brat Johann unosi kie­li­szek wina i pije za zdro­wie monar­chy, któ­rego kocha „aż do sza­leń­stwa” [bis zur Schwärmerei] — monar­chy, który uczy­nił z Gali­cji habs­bur­ską zie­mię obie­caną: „Vivat! Niech żyje cesarz”k69. Józef odwie­dził zresztą Gali­cję ponow­nie w 1786 roku, tym samym, w któ­rym Krat­ter opu­bli­ko­wał swoją rela­cję, można było zatem oso­bi­ście oddać mu honory.

Według „Wie­ner Zeitung” pod­czas pobytu we Lwo­wie Józef odwie­dzał szpi­tale, klasz­tory oraz kato­lic­kie i unic­kie semi­na­ria duchowne, a także wziął udział w balu na swoją część. Pokło­nić się Józe­fowi przy­była pol­ska magna­te­ria — Czar­to­ry­scy, Potoccy, Lubo­mir­scy — i zapewne rów­nież speł­niła za niego toast, cho­ciaż szlachta i ary­sto­kraci zasad­ni­czo mieli mniej powo­dów niż Krat­ter, aby życzyć cesa­rzowi dłu­giego życiak70. De facto tego życia już nie­wiele mu zostało — zale­d­wie cztery lata — ale sama Gali­cja, którą rewin­dy­ko­wał, wyna­lazł i „prze­to­pił”, miała prze­trwać do XX wieku.

Po kry­tycz­nej ana­li­zie swo­ich listów na temat Gali­cji Krat­ter przy­znał, że nie­które z zawar­tych tam prze­my­śleń mogą się wyda­wać „nie­win­nymi fan­ta­zjami czło­wieka pogrą­żo­nego w bło­gich marze­niach”, jed­nak marze­nia i fan­ta­zje poja­wiały się we wszel­kich roz­wa­ża­niach o Gali­cji. Pro­win­cję trzeba było wycza­ro­wać w wyobraźni; jej two­rze­nie było pracą w toku. „Całość jest bli­ska prze­to­pie­nia”, zdra­dził apo­ka­lip­tycz­nie: Das Ganze is seiner Umsch­mel­zung nahe. Jed­nak choć prze­to­pie­nie wyda­wało się bar­dzo bli­skie, zawsze pozo­sta­wało tuż poza zasię­giem, nie­zisz­czalne, umy­kało naj­lep­szym sta­ra­niom habs­bur­skich refor­ma­to­rów. Krat­ter wyznał, że nie jest do końca zado­wo­lony ze swo­jej rela­cji na temat Gali­cji, ponie­waż nie zawsze udało mu się przed­sta­wić wszyst­kie jej aspekty „w nale­ży­tym upo­rząd­ko­wa­niu” [in gehöriger Ord­nung]k71. Porażka ta była mu z góry prze­zna­czona, ponie­waż w przed­sta­wio­nym przez niego obra­zie nie­po­rzą­dek nale­żał do samej istoty Gali­cji. Roz­wi­chrzona fan­ta­zja lite­racka Krat­tera, podą­ża­jąc za emo­cjo­nalną logiką „burzy i naporu”, ni­gdy nie pod­dała się dys­cy­pli­nie nale­ży­tego upo­rząd­ko­wa­nia. Ide­olo­giczna rewin­dy­ka­cja Gali­cji przez oświe­cone rządy Habs­bur­gów pole­gała wła­śnie na lite­rac­kim zobra­zo­wa­niu nie­upo­rząd­ko­wa­nego zamętu. Krat­ter zwró­cił się do nie­miec­kich czy­tel­ni­ków i wycza­ro­wał obraz Gali­cji, który miał za zada­nie nakło­nić ich do tego, aby razem z auto­rem snuli marze­nia o habs­bur­skiej powszech­nej refor­ma­cji.

Robin­son Cru­soe w Gali­cji

Na swoją publi­ka­cję z 1786 roku Krat­ter rok póź­niej otrzy­mał odpo­wiedź, wpi­su­jącą dys­ku­sję na temat Gali­cji w ducha pole­miki i debaty, który gene­ral­nie cecho­wał kształ­tu­jącą się osiem­na­sto­wieczną sferę publiczną. Według Jürgena Haber­masa wizy­tówką sfery publicz­nej jest kry­tyka, toteż nie należy się dzi­wić, że w następ­nej publi­ka­cji doty­czą­cej Gali­cji Krat­ter został skry­ty­ko­wany, poczy­na­jąc od tytułu: Dre­is­sig Briefe über Gali­zien: oder Beobach­tun­gen eines unpar­they­ischen Man­nes, der sich mehr als nur ein paar Monate in die­sem Königreiche umge­se­hen hat5. Dzieło uka­zało się ano­ni­mowo w 1787 roku w Wied­niu i Lip­sku, a jego auto­rem był uro­dzony w habs­bur­skiej Bruk­seli Alphons Hein­rich Traun­paur Che­va­lier d’Opha­niek72. Jako ofi­cer armii Habs­bur­gów miesz­kał w Gali­cji całe osiem lat, dzięki czemu, jak prze­ko­ny­wał, był bar­dziej wia­ry­godny od Krat­tera, któ­rego wizyta trwała zale­d­wie kilka mie­sięcy.

Przy­pi­su­jąc sobie więk­szy auto­ry­tet wyni­ka­jący z dłuż­szej i lep­szej zna­jo­mo­ści Gali­cji, Traun­paur oskar­żył Krat­tera o nie­rze­tel­ność: „Puste przy­pusz­cze­nia, płyt­kie uwagi, wymy­ślone histo­ryjki, uszczy­pliwe aneg­dotki, nie­uza­sad­nione pro­po­zy­cje…”. Wyra­ził rów­nież pogląd, że za wąt­pli­wej jako­ści spo­strze­że­niami Krat­tera kryje się zamiar zohy­dze­nia Gali­cji. „Nie­do­rzecz­no­ścią jest odma­wiać wszel­kiej war­to­ści całej ogrom­nej kra­inie, zdol­nej do wszel­kich prze­ja­wów kul­tury, tylko dla­tego, że nie zaszła tak daleko, jak jej sąsie­dzi”, sko­men­to­wał Traun­paurk73. W pełni więc zaak­cep­to­wał józe­fiń­ską logikę, zgod­nie z którą zaco­faną Gali­cję nale­żało ucy­wi­li­zo­wać.

Dekla­ra­cja bez­stron­no­ści w tytule książki miała suge­ro­wać, że Krat­te­rem kie­ro­wały oso­bi­ste uprze­dze­nia, a w szcze­gól­no­ści że prze­ja­wiał naro­do­wo­ściową stron­ni­czość wyni­ka­jącą z wro­go­ści do Pola­ków. Traun­paur oświad­czył czy­tel­ni­kom, że sam uznaje „tylko dwie nacje — ludzi dobrych i złych”k74. Przed­sta­wił „histo­rię kraju”, potwier­dza­jąc „dawne rosz­cze­nia” Habs­bur­gów do Gali­cji: „Zie­mie pozy­skane przez Austrię w wyniku roz­bio­rów to zie­mie, które dzi­siaj sta­no­wią odrębne kró­le­stwo pod nazwą Gali­cji i Lodo­me­rii”. Traun­paur miał świa­do­mość, że w austriac­kich rosz­cze­niach do tej pro­win­cji tkwi pewien nie do końca czy­sty zabieg — „pod nazwą Gali­cji” nie brzmi prze­ko­nu­jąco. Wyraź­nie dostrze­gał impe­rialną dyna­mikę wła­dzy, ponie­waż zasu­ge­ro­wał inną nazwę: „Nowe Peru”. Tak bowiem jawiła się ta kra­ina poszu­ku­ją­cym skar­bów osad­ni­kom, któ­rzy przy­byli do Gali­cji po 1772 roku „z każ­dego zakątka cesar­skich ziem”k75. Cho­ciaż stwa­rzano pozory, że Gali­cja powraca do macie­rzy, w isto­cie wyglą­dała jak jakiś kolo­nialny nowy świat, zie­mia obie­cana, która daje moż­li­wość łatwego wzbo­ga­ce­nia się.

Cho­ciaż Traun­paur utrzy­my­wał, że maluje życz­liw­szy por­tret Gali­cji niż Krat­ter, obie rela­cje prze­nika duch józe­fi­ni­zmu. Traun­paur miał kry­tyczny sto­su­nek do ducho­wień­stwa klasz­tor­nego, twier­dząc, że mnisi upra­wiają pogań­ski kult Wenus i Bachusa. Pomimo iż przy­zna­wał, że war­stwy wyż­sze są „ogła­dzone, hojne i uczynne”, nie potra­fił się oprzeć przy­to­cze­niu sen­sa­cyj­nych przy­kła­dów ary­sto­kra­tycz­nych beze­ceństw i gwał­tów: kazi­rodz­twa, deflo­ra­cji chłop­skich dzie­wic na pod­sta­wie ius pri­mae noc­tis i histo­rii pew­nego szlach­cica, który kazał Żydowi wspiąć się na drzewo i kukać, a potem go zastrze­lił, wszystko dla zabawyk76. Traun­paur, jak widać, nauczył się od Krat­tera, jakie dyk­te­ryjki o gali­cyj­skim bar­ba­rzyń­stwie mogą przy­kuć uwagę nie­miec­kiej publiki.

Traun­paur włą­czył do swo­jej książki dzien­nik podróży po Gali­cji rze­komo napi­sany przez innego ofi­cera armii habs­bur­skiej, z pocho­dze­nia Wło­cha. Ten nie­wy­mie­niony z nazwi­ska przy­bysz z Ita­lii podró­żo­wał po całej pro­win­cji i zre­la­cjo­no­wał sze­reg gali­cyj­skich spo­tkań o spo­rym ładunku ale­go­rycz­nym. Pew­nego dnia wyru­szył na prze­chadzkę bez mun­duru, aby brano go za „tego, kim naprawdę jestem — za czło­wieka”, a nie habs­bur­skiego ofi­cera. Tro­chę pre­ten­sjo­nal­nie uznał się za „dru­giego Robin­sona” — to jest odar­tego z wszel­kich nale­cia­ło­ści kul­tury Robin­sona Cru­soe wyrzu­co­nego na nie­znaną wyspę z dala od cywi­li­za­cji. Ten Robin­son nie był jed­nak na swo­jej gali­cyj­skiej wyspie sam. „Rap­tem sobie uświa­do­mi­łem, że trzy­dzie­ści kro­ków przede mną z ziemi ster­czy coś czar­nego. Pod­sze­dłem bli­żej i oka­zało się, że to Żyd, który zapadł w głę­boki sen, a obok niego leżała otwarta książka”. Kiedy Żyd się obu­dził, habs­bur­ski Robin­son zagaił roz­mowę i wyszło na jaw, że jego roz­mówca to miej­scowy rabin. Szybko prze­szli na tematy poli­tyczne:

JA: Co pan powie o cesa­rzu Józe­fie II? RABIN: A! Pro­szę pana, czy pan go kocha? JA: Nie­skoń­cze­nie! RABIN: Jak go uwiel­biam nie mniej niż pan. Opatrz­ność go wybrała i uży­czyła światu. JA: Jak się panu podoba naród, mię­dzy któ­rym pan mieszka? RABIN: Uznaję na świe­cie tylko dwie nacje: ludzi dobrych i złych. JA: Szcze­rze pan wie­rzy w przyj­ście Mesja­sza? RABIN: Moje obo­wiązki mnie obli­gują, abym wie­rzyłk77.

Roz­mowa ta nadała ton całemu dzien­ni­kowi podróży po Gali­cji, doty­ka­jąc kwe­stii ści­śle zwią­za­nych z ówcze­snymi wyobra­że­niami o tej pro­win­cji: głę­boka wiara w prze­ista­cza­jące moce habs­bur­skiego cesa­rza, oświe­cone zain­te­re­so­wa­nie filo­zo­ficzne znie­sie­niem roz­róż­nień mię­dzy naro­dami oraz mesja­ni­styczne prze­po­wied­nie nasta­nia nowej epoki. Następ­nie Robin­son i rabin roz­ma­wiali o Moj­że­szu Men­dels­soh­nie, oświe­ce­nio­wym filo­zo­fie żydow­skim, który zmarł poprzed­niego roku (1786) w Ber­li­nie oraz nie­miec­kim dra­ma­turgu Got­thol­dzie Eph­ra­imie Les­singu, który na osiem­na­sto­wiecz­nej sce­nie teatral­nej sła­wił Men­dels­sohna w dra­ma­cie Natan mędrzec. Wcie­la­jąc się w habs­bur­skiego Robin­sona, Traun­paur rów­nież zresztą przed­sta­wił gali­cyj­skiego rabina jako podobną postać dra­ma­tur­giczną, gali­cyj­skie uoso­bie­nie Natana mędrca.

„Jak trak­to­wano Żydów przed roz­bio­rem Pol­ski?” — spy­tał Robin­son. „Wiecz­nie zno­si­li­śmy ciosy” — odparł rabin i opi­sał sce­na­riu­sze, w któ­rych Żydów chło­stano i bito, aby wymu­sić od nich pie­nią­dze.

JA: Te bestial­stwa prze­mi­nęły. RABIN: Nasi potom­ko­wie pobło­go­sła­wią tym, dzięki któ­rym prze­mi­nęłyk78.

Dia­log ten wyty­czył wyraźną gra­nicę mię­dzy dawną Pol­ską a nową Gali­cją, daw­nymi bestial­stwami a nową wspa­nia­ło­myśl­no­ścią. Przy­szłe poko­le­nia gali­cyj­skich Żydów, prze­ko­ny­wał rabin, wyka­zu­jąc się nie­ma­łym zmy­słem pro­ro­czym, miały bło­go­sła­wić Habs­bur­gom.

Wło­ski ofi­cer liczył na trwałą i budu­jącą przy­jaźń z rabi­nem, toteż odwie­dził go następ­nego dnia w jego domu. Jed­nak rabin nagle zmarł i Traun­paur mógł tylko współ­czuć wdo­wie: „Nie mogłem się powstrzy­mać przed zmie­sza­niem moich łez z jej łzami, odda­jąc w ten spo­sób cześć pamięci tego racjo­nal­nego i pra­wego Izra­elity”k79. Rabin wysła­wiał wcze­śniej Józefa II jako mesja­ni­stycz­nego zba­wi­ciela Gali­cji, a teraz sam jawił się jako zbaw­cza postać, któ­rej oświe­cona mądrość zwia­stuje tej pro­win­cji nadzieję na przy­szłość. Dzien­nik podróży prze­isto­czył się w ale­go­rię, ponie­waż Gali­cja była czymś wię­cej niż tylko bytem topo­gra­ficz­nym, a mia­no­wi­cie filo­zo­ficzną domeną oświe­co­nej fan­ta­zji.

Gali­zi­scher Jude, Żyd gali­cyj­ski, ilu­stra­cja z: Julius Jan­dau­rek, Das Königreich Gali­zien und Lodo­me­rien und das Herzog­thum Buko­wina, Wien 1884. Ze zbio­rów Pod­kar­pac­kiej Biblio­teki Cyfro­wej.

„Bar­ba­rzyń­skiej dzi­ko­ści pol­skiej szlachty” u Krat­tera Traun­paur prze­ciw­sta­wił cno­tli­wego szlach­cica. Ten wzor­cowy okaz, który nazy­wał się Wiko­fski i miesz­kał z oko­licy Rze­szowa, rów­nież odkrył wło­ski ofi­cer.