6,06 zł
Tomik wierszy „Gdańskie opowieści” jest zbiorem dzieł opisujących ludzkie emocje, zmienność natury czy elementy codzienności mieszkańców Trójmiasta. Można w nim znaleźć szczyptę smutku i spory łyk radości, słowo o przemijaniu, ale i miłości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 28
Projektant okładkiKarolina Aleksandra Załuska
© Karolina Aleksandra Załuska, 2019
© Karolina Aleksandra Załuska, projekt okładki, 2019
Tomik wierszy „Gdańskie opowieści” jest zbiorem dzieł opisujących ludzkie emocje, zmienność natury czy elementy codzienności mieszkańców Trójmiasta. Można w nim znaleźć szczyptę smutku i spory łyk radości, słowo o przemijaniu, ale i miłości.
ISBN 978-83-8189-351-0
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Nie chcę tańczyć w ciepłym deszczu
wolę wieczór z kawą
nie chcę być wódkowym wieszczem
mi to nie zabawą
nie chcę barwnych włosów tęczy
nie chcę słońca w głowie
nie chcę blasku, bo mnie męczy.
Jestem szary człowiek.
Kocham dom swój, cichy pokój
kocham niknąć w tłumie
kocham spacer krok po kroku
w bezimiennym szumie
chcę odziana w luźne dżinsy
świat przemierzać własny
ale światem nie kraj inny
a osiedle ciasne.
Kupiłam dziś sobie
błyszczyk truskawkowy.
Czerwień ust rozjaśni
cień chaosu głowy.
W pracy będą widzieć
truskawkowe usta
smak profesjonalny
na szefostwa gusta.
Na ulicy inni
odzyskają twarze
jeśli ja odzyskam
i w różu umażę.
Może i dla niego
jak się jakiś znajdzie
w pokrytej błyszczykiem
serca pustej tajdze.
Muzyka gra, tańczą
jak to wygląda — wiecie
młodzież mknie szarańczą
ja siedzę w toalecie.
Stoję w kącie, piszę
na bladym telefonie
kolejny wers ciszy
bez świata wokół — o mnie.
Trzeba wyjść, ktoś puka
Ludzie niecierpliwi!
Wychodzę. Naprzód, w tłumie.
Oni są złośliwi?
Ocenić chcę — nie umiem!
Czekam chwili błogiej
gdy nigdy nie widziana —
— co teraz nie mogę —
— w swym domu czekać rana.
I w końcu nadchodzi
minuta upragniona
kiedy w dworu chłodzie
w domu zmierzam ramiona.
Siedzę otoczona murem
swoich niepowodzeń
nie kocham tamtego świata
do którego wchodzę.
Ludzie pijani wokoło
niszczą moją kulę
przebijają ją słów ostrzem
brak powietrza — bólem.
Odnajduję łyk powietrza
na pustym balkonie.
Chwila — i już są tu inni
ktoś zapyta o mnie.
Głosy lęk mój eskalują
drapią moje myśli.
Ludzie napływają, a ja
chcę być tam, skąd przyszli.
Jadę tak piękne śniąc krajobrazy
myśl się kołacze we mnie bezpańska
czy to dom jeszcze? Czy to już dom mój?
Z domu do domu jadę, do Gdańska.
Chciałabym domu — tego z rodziną
gdzie mama z pracy gna do córeczki
a mam ja dom swój gdański, wspaniały
gdzie do swej własnej płaczę chusteczki.
Jadę do Gdańska, niebieskie niebo
drży swą czerwoną Słońca poświatą
a ja do domu drzwi własnych bieżąc
wciąż wołam „mamo!”, wciąż wołam „tato!”
Dajcie mi czerń głęboką
dajcie mi ranek bliski
gwiazdę, co wpływa w oko
kapie do Ziemi-miski.
Dajcie mi błogą czeluść
co kwitnie obietnicą
szepce mi „przyjacielu”
kołdrą otula lica.
Chciałabym zasnąć teraz
ale mi nie jest dane
patrzę więc, jak noc zżera
blady zza chmury ranek.
Noc dzisiaj nie zna lęku
spokój miękkich poduszek
pełna wiruję wdzięku
mózg lodowaty kruszę
Dookoła czeluść nocy.
Siedzę w szklanej kuli światła
zaciskając blade palce
jak na rączce dziecka matka.
Trzymam ja w objęciach dłoni
światło drży na białej skórze
czerń oblepia jasną kulę
zniknęli anieli stróże.
Jak w macicy w lamp poświacie
jak zarodek w świecie kartek
drukowany świat mym światem
poza książką życie martwe.