Budowlanka, czyli patologie polskiego budownictwa - Tomasz Markun - ebook + audiobook

Budowlanka, czyli patologie polskiego budownictwa ebook i audiobook

Tomasz Markun

3,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Pierwsza w Polsce powieść, która opowiada o realiach życia i pracy współczesnych polskich budowlańców oraz kulisach powstawania nieruchomości w Polsce od lat 90. Książka choć napisana jest w sposób humorystyczny, pokazuje jednak istotne problemy i nierówności społeczne związane z branżą, które autor miał okazję obserwować pracując na polskich budowach.

Budowlanka, to historia dwóch, młodych chłopaków, którzy chcieli nauczyć się fachu i zarabiać na życie, pracując na polskich budowach. Jednak, czy nasze rodzime budownictwo i system stworzony przez pazernych na każdą złotówkę i bezwzględnych deweloperów, okaże się dobrym wyborem dla młodych ludzi, którzy sami i bez niczyjej pomocy musieli zawalczyć o swój los? Wchodząc w dorosłość i nie mając żadnego wsparcia poza swoją przyjaźnią i marzeniami, że kiedyś staną się prawdziwymi fachowcami, Lejs i jego przyjaciel muszą stawić czoła nierównościom społecznym i przetrwać w branży pełnej oszustw, alkoholizmu, korupcji, kradzieży (nawet butów i kanapek z pakamer budowlanych), wyzysku, nielegalnego zatrudnienia oraz wciąż rosnących zysków potężnych firm deweloperskich i w magiczny sposób przybywających mieszkań kupowanych „w promocji” przez wszelakich polityków i urzędników państwowych…

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 279

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 48 min

Oceny
3,6 (29 ocen)
9
10
3
3
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
eimsaw

Dobrze spędzony czas

Ukazuje prawdę o biedzie i upadku człowieka. Można porównać do „Na dnie” Orwella, tylko w tej książce jest jeszcze bardziej pokazana przemoc i ludzka głupota
00
Favoladolce

Nie polecam

Absolutnie straszne, nie wiem komu to było potrzebne ani kto chciałby to przeczytać. Z jednej strony mam nadzieje że te historie nie są prawdziwe, a z drugiej ciężko uwierzyć że ktoś to wymyślał. Obrzydliwe.
00
AStrach

Nie polecam

Nie polecam, dałem rade do 200-tej strony, aż.
00
Kurozou

Nie polecam

Ani to pasta ani opowieść, bardzo nijakie narzekanie jak to dawniej źle było. Opis i okładka nawet nie wskazują na to, że nie dotyczy to współczesnych zabaw deweloperów :/
00

Popularność




Drogi czytelniku, trzymasz teraz wręku moją debiutancką książkę, wjej drugim wydaniu. Żeby mogło nastąpić wydanie drugie, najpierw musiało być pierwsze:) Wydanie pierwsze, powstało dzięki ogromnemu wsparciu izaangażowaniu społeczności dotychczasowych czytelników mojej twórczości. Za co jestem im bardzo wdzięczny!

Poniżej zaszczytna lista obecności wnajlepszej brygadzie na świecie, której członkom serdecznie dziękuję za wsparcie iokazała życzliwość :)

autor: Tomasz Markun

Inwestor:

Jarek Kapitanowicz, Wiesław Markun, Paweł L :)

Generalny Wykonawca:

Kuba Ormo Gumienny, Konrad Paweł.

Wujek:

Anna Patro-Markun, Dziękuję Blond małpie zdźwigów Einarowi Thorwaldsen owi zwanemu też Geraldem zżurawia, Adam Murawski, Ols, Damian Emborodo., Maja Markun, Marek Kizielewicz, Piotr D., BRUKOVA SP. ZO.O. Maciej K., Krystyna, Tadeusz iSówka Markun, Agnieszka N., Szymon Makuch, Wera PinkFluid, Tomek K., Dawid K., Gustaw K., MAGDA IBARTEK STOLARCZYK, Bartłomiej P., Grzegorz Ł., Paweł Dezor., Familia Walewskich :), Wujek Sławek Walendowski., Krystyna, Tadeusz iSówka Markun.

Majster ogólnobudowlany:

SilverArrow, Dominik Wieczorek, Marcin Prause, Cezary Mącik, Maciej G., x47zero, Apsik, Jakeus, Czarek K., Stanisław Włoch, Marek W., Marcin B., Szpetny.frank, Andrzej S., Michał L., Magdalena Rusinska, Sylwia B., Tomasz Wróbel, Jakub R., Bartosz C., Dawid OMaciek 22cm, Sebastian Woszczyk, O$ka, M.Sob. Jakub F., Krzysztof Głębowicz, Adam F., Sebastian J., Dariusz M., Jacek Wincenty, Mikołaj S., Michał Sawrycki, Sitwa, Dante, Jako Niedźwiedź \m/ WSTADZIE SIŁA !!! \m/, Grzegorz Olszewski, Basztan, Grzegorz K., Szymon H., Adam Z., Maja G., Szymon Szcześniak, Tomasz Kiljanek, Dominik K., Kefir ze Skalitego, Piotr L., Paweł Gącik, Dominik S, Łukasz K., Elektryk Popudrak, Krzysztof W., Radosław H., Maciej M., Stanisław Król, Jarosław H., Jakub R., Kerownik Styropian, Daniel D., Bartosz I., Przemysław Dąbrowski, Wojciech K., Piotr P., Wojciech A., Kamil T., August zBorek, Maciej G., Dzik2K, Michał K., Kuba Andraszek., Paweł K., Szymon Markun, Iwona Markun, Albert Żmudzin, Jax Jackson.

Majster:

Anna iSebastian Kania, Krzysztof Mańka, Mikołaj Nowakowski. Maciej Hernacki, Michał Niespodziany, Kuba Kowalewski, Cukier, Jakub D., Finkreth, Stefanek, Ols, Piotr Deręgowski, Marcin B., Luigi, Kamil W., Darek3d1, Paweł Turycz, Marcin Kukiołka, Paweł R., Filip Kraszewski, Marek L., Malgorzata Zaręba Kalinowska, Szymon Szcześniak, Libionka, Jakub K., Mariusz S., Wahacz, Krystian N., Grzegorz Szczepanik, Andrzej K., Dodo, Łukasz D., Arnold D. Jakub P., Mateusz Wiącek, Anna P., Król Styropianu - Tomek Esz Konrad Bujak, Chimerian,. Seba od TIGA KubiszoN483 Patryk Kociński, Handlarz Mirek, Sebastian Piotr Szarmach, Patryk S., Mich Pabian, Sonia A., Maciek S., Marcin R., Moles, Jakub Urbaniak, Qubcio, Adrian, Anna T., Tadeusz Piotr Pawlus, UwarŻona, Mikołaj S., Mateusz Pisarek ze Świętochłowic, Paweł Szpala, Jacek Andrzejczyk, Ania :), Piotr B., Rafał Pasternak P-Y, Remik Chrostek, M. Ciach, Adam Ł., Dominik W., Łukasz K., Winiary, Magdalena P., Rafal G., Jacek Wachowiak, Krzysiek elektryk zŁodzi :) Katarzyna K., Kacper Lubecki, Piotr W., Marcin Kania., Mateusz Białas, Rafał Sielski, Paweł „Masło” Mysłowski Przemek S., Państwo Jaskółowie :), Patryk S., Adam S., Maksymilian Kapitanowicz, Kaczorowski M., Robert C., Kamil Panas, Karolina iTomasz Żołądek, Maciej Kapuściński, Robert „Zdzichsiu” Chełstowski, Mariusz W., Szymon G., Darion, Sebastian Krupak, Mateusz Król, Mikołaj „mikos” Stefanowski, Łukasz Kiełbowicz, mgr inż. Oliwer Sado, Klapcer Budowniczy, Marcin, Wojciech K., Konrad B., Sebastian Ł., Jakub J., Michał Ż., Piotr O., Filip K., Adrian L., Młoda Foka zGdyni, Mateusz M., Łukasz B., Marcin N., Paweł Gruszczyk, Arkadiusz L., Operator Żurawia Pozdrawia, Piotr M., Sadist88, Joachim G., Areczek zJaguara, Durawix, Mateusz M., Łukasz K., Dominik M., „Żebym mógł się dzieciom pochwalić, że wspomnieli omnie wksiążce - maliniak91 - Rafał Malinowski” Firek, Asku, Jakub P., Janek Łękawa -Bielsko-Biała, Kaczi, Paulina Stachowiak, Zuzanna Bieńkuńska, Dominik Ł., Krzysztof Gęsicki, Tomasz „Król Polski Łacina”, PG Filip C., Bartłomiej Z., Michał P., Nath4niel, Krzysztof K., Mateusz „Kwaśny” Cytryniak Konrad S., Gabriela W., Bartlomiej S., Darkses, Antoni O., Sebastian Ś., Sebastian L. Patryk M., Maciej K., Krzysztof Porada, Tomasz J., Adam B., Paweł, Michał T., Paweł K., Huczu, Artur W., Artur Błażewicz, Bartek2510, Bebosz, Bartosz Berdychowski, Agnieszka G., Mateusz R., Martyna K., Mariusz K., ZibiRodosReprezentant, Karol G., Karol K., MISZCZ_KURDE, Adrianna S., TheCelin, Piotr R., Dorota R., Krzysztof P. zLemingradu, Kacper S., Marcin N., Piotr W., Piotr P., Mikołaj Ł., Jan G., Przemeg S., Piotr S., Piotrek Bis, Paweł G., Aleksander KL, Małgorzata S., Wojtek Badowski, Wojciech Wołkowycki, Patryk Zyguś Kaczmarek, Marek Ł., Bartosz B., Marcin B., Sebastian ,,zetor57” Tomaszewski Tomasz S., AngelTheRabbit, Kinga Wasiak, Rezygnacja zwpisu, Gibi, Krysia G., Paweł T., Mefiu, Mikołaj Nowakowski, Szymon W., Łukasz B., Maciej S., Wojciech P., Wojciech P., Michał S., Marcin K., Maciej W., Grzegorz, Michał Wielechowski, Tomasz M., Maciej S., Kamili17, Jacek Z., Radosław Krawczyk, Sylwester Domino., SylwiuszS., AgnieszkaM., Pelit, Metesz, l3w4n, Jakub S., Bartosz Lisowski, Tomasz F., Młynkowy Dom, Marcin J., Damian Urbanowicz, Weronika Ś., Lord Youngsta, Mostostal Warszawa, Mostostal Warszawa, Maciej M., Monika Wacławik., Damian BREDNY., Marcin D., Patrzykowski Maksymilian, Patrzykowski Maksymilian, Norman Wolan., Marcin D., Patrzykowski Maksymilian, Patrzykowski Maksymilian, BoPablo.G., Klaudia Wójcik, Alrion, Mateusz Wojtaś.

Malarz/szpachlarz:

Łukasz D., Wojtek P., Jarosław J., Konrad K., Mikolaj S., Paweł T., Michał P., Michal S., Konrad Ł., Maciej S., Kryspin C., Mateusz K., Pysiunia.

Murarz:

Joanna L., Anna W., Marek Warczyński., Alrion, Damian S., Marek Warczyński., Marcin B.

Szpachlarz:

Krzysiek Babuls, Michał S., Malina, Karol O., Sebastian Z., Mercury001 Iwona Markun, Sergiusz K., seba.yz, Lewel.

Malarz:

Mateusz S., Tomasz L., Anna O., Piotr Sołtysiak, Tomasz P., Marcin K., Kamil M., Jerzy M., Picwons, Jan M., Maciej T., Marek B., Tomasz Chlebowski, Dawpaw97 P., Paweł W., Artur L., Jakub S., Sebastian B., Michał S., Piotr S., Aleksander P., Magdalena O., Jacek B., Kamil F., Konrad K., elvlanden D., Agnieszka Ś., Mateusz G., Marcin M.

Malarz:

Alrion:)

Jarkowi, a także Lejsowi i innym Lejsom, których nie poznałem lub których imion nie pamiętam.

Szczególne podziękowania dla Tomka Klarkowskiego znanego również jako Einar Thorwaldsen – Gerald z Dźwigu, za jego walkę o lepszą budowlankę.

Jedno piwo, to nie piwo,

Dwa piwa to pół piwa,

Cztery piwa, to jest piwo,

A kto pije jedno piwo?

(budowlana maksyma)

Ja tu mieszkać nie będę.

(budowlane motto)

Będzie pan zadowolony…

(budowlany mit)

– Gdzie jest śmietnik?

– Wszędzie.

(budowlana zasada)

Póki się nie zawali, to będzie stało.

A jak pierdolnie, to nas tu dawno nie będzie.

(prawo budowlane)

Przedmowa

Mówi się, że miłośnicy kiełbasy nie powinni dochodzić prawdy na temat tego, wjaki sposób ta kiełbasa została przygotowana. Imoże to samo stwierdzenie powinno tyczyć się prac budowlanych, wszelkich remontów iwykończeniówki wnętrz. Więc jeśli ktoś dalej chce żyć wbłogiej nieświadomości, to lepiej, żeby odłożył tę książkę na półkę, wrócił do swojego M inigdy, przenigdy nie próbował dochodzić, kto, kiedy, jak idlaczego to wszystko wybudował.

Atych, którzy zawsze wybierają czerwoną pigułkę, zapraszam do Matrixa.

Załóżcie kaski, buty znoskiem irękawice ochronne. Przydadzą się też gogle na oczy iczasem jakieś stopery do uszu. Lepiej miejcie to wszystko przy sobie, dla własnego komfortu, jeśli będziecie czytać tę historię we wnętrzu jakiejś nieruchomości. Weźcie też coś do żarcia, żebyście podczas przerwy do zielonego płaza po hot-dogi nie musieli biegać. Przygotujcie się dobrze, ponieważ zabiorę was…

(Królicza nora to przy tym naprawdę małe piwo)

… zabiorę was wsam środek POLSKIEGO BUDOWNICTWA.

30 dzień na budowie

Jak podła potrafi być praca na polskiej budowie, wiedzą tylko ci, którzy mieli okazję tam pracować. Reszta musi wierzyć na słowo.

Do samego początku mojej iLejsa kariery wpolskim budownictwie jeszcze powrócę, ateraz zacznę swoją opowieść od czegoś, co wydarzyło się wpierwszych latach mojej pracy na polskiej budowie. Był to początek nowego millenium ioile dla wielu pracowników mogły to być czasy smutne, to dla wielu budowlańców czasy te potrafiły być dziesięć razy smutniejsze.

Oile pracując na etatach, na których człowiek zatrudniał się na podstawie jakichś papierów, coś tam było jednak zagwarantowane ijakieś przepisy obowiązywały, otyle wbudowlance kompletnie nie było wiadomo, co przyniesie kolejny dzień. Każdy następny był jeszcze bardziej popierdolony niż dzień poprzedni, więc tylko wyobraźcie sobie, jak mógł wyglądać mój imojego przyjaciela Lejsa trzydziesty dzień na polskiej budowie. Iod tego dnia zacznę moją opowieść.

Złapaliśmy raz zLejsem pracę wfirmie zbrojarskiej. Ekipa przyjeżdżała zjakiejś odległej wioski, położonej dobre sto kilometrów (jak nie więcej) od budowy, na której wtamtym czasie pracowaliśmy. Wbusie poza szefem firmy, kierowcą, siedziało jeszcze ośmiu jego pracowników. Bus ten holował jeszcze jednego busa, wktórym upakowana była reszta brygady, czyli dodatkowych sześć osób isprzęt. Wszystkich tych majstrów było wsumie czternastu. Wyglądali prawie identycznie. Mieli takie zapite, spuchnięte od cugu alkoholowego mordy, takie wielkie nosy, głowy całe takie duże, szok. Na tle swojego szefa ekipa wyglądała jak banda ogrów pod wodzą księciunia Igthorna.

Wtedy była to dla nas firma jak każda inna na budowie. Wujek iszwagry, czyli szef ipracownicy. Dopiero po jakimś czasie zauważyliśmy zLejsem, że na wszystkich budowach, gdzie ich potem spotykaliśmy, robili jedynie zbrojenia fundamentów iczasami parterów. Prawdopodobnie było tak zdwóch powodów. Pierwsza opcja jest taka, że wzięli robotę, apotem szybko ich wywalono zbudowy, kiedy coś tęgo spierdolili. Drugą opcją było to, że goście chodzili na co dzień tak napruci, że przy całej tolerancji do wódy na budowie wtamtych latach, to itak strach ich było puszczać na piętra powyżej parteru, bo na pewno by jeden zdrugim zleciał isię zabił. Byłby potem kłopot, co ztrupem zrobić, żeby się prokurator nie dowiedział. Koszt łapówy dla prokuratora wprzypadku takiej akcji mógłby wtamtych latach całkowicie pogrążyć firmę, wktórej doszło do takiego wypadku.

Więc zbrojarze albo musieli być wywalani zbudowy bez pieniędzy, kiedy już wykonali uzbrojenie fundamentów iczasami parteru, albo tak napruci, że strach ich było wpuścić do prac na „wysokości” irobotę powyżej parteru dostawała mniej alkoholowa brygada. Nie obstawiłbym jednej konkretnej opcji, bo obie były tak samo prawdopodobne.

Wkażdym razie raz przyszło mnie iLejsowi wtej firmie pracować. Gdy nas wywalił zpracy jeden wujek, to chcieliśmy mu pokazać, że jeszcze tego samego dnia znajdziemy sobie fuchę na tej samej budowie. No ijakoś tak spotkaliśmy wujka zbrojarzy, jak wracał zkibla. Jego ekipa robiła akurat zbrojenia fundamentów wwykopie głębokim na jakieś dwa czy może trzy metry. Podchodzimy nieśmiało do gościa ipytamy go orobotę. Facet coś pomarudził, pokręcił nosem, potem zaczął nas jebać, że dzisiaj każdy chce pracę, ale „szebko, szebko”, apotem robić nie ma komu. Zaczął też zrzędzić, że on ma ważne sprawy ijego czas kosztuje. Pierdolił coś jeszcze, że my mu dupę zawracamy, atam mu wwykopie ludzie stoją. Popatrzył na nas chwilę izapytał, kto mu teraz za jego czas, kiedy znami rozmawiał, zapłaci. Patrzył na nas tak, jakby naprawdę oczekiwał od nas odpowiedzi, aza chwilę dostał cholernego ataku kaszlu. Gdy się wykaszlał, to pobiegł do swoich ludzi izaczął się drzeć na nich. Wsumie krzyczał tylko „szebko, szebciej”, potem wymienił chyba imię każdego znich po kolei idarł się do każdego, żeby „szebko, no szebko!!!” Wydarł ryja jeszcze kilka razy, apotem wrócił do nas.

Dokonawszy popędzającego opierdolu na swoich pracownikach, wujek zbrojarzy wrócił do nas iokazało się, że dostaniemy robotę. Tylko godzinę musimy odpracować za darmo, bo zabraliśmy mu jego czas, no idrugą godzinę też, bo jak to wbudowlance, musimy się sprawdzić (nic wtym nie było dziwnego, bo takie to były właśnie czasy – chcesz mieć pracę, sprawdź się najpierw za darmo…).

Wkażdym razie typ został naszym nowym wujkiem. Ale zanim dostaliśmy nasze zadania, Lejs zapytał go, czy możemy zjeść przed pracą śniadanie, atyp chciał wiedzieć, czy przyszliśmy bez śniadania. Lejs powiedział, że jadł wdomu. Wtedy się ten wujek nieźle wkurwił ikazał nam wypierdalać. Jak już odeszliśmy trochę dalej, to krzyknął za nami:

– No, chłopaki, ale ja nie powiedziałem, że nie dam wam tej pracy. Spierdalać wam tylko kazałem, awy już chcecie sobie gdzieś iść. Praca jest!

My zLejsem już nic nie kumaliśmy, ale wróciliśmy do niego ipytamy, czy nas przyjmie, czy nie. On wtedy powiedział, żebyśmy tam zeszli do wykopu ikrzywili pręty. Wybełkotał coś, że płaci nam „ełełesio”. Lejs zapytał:

– Ile?

Typ powiedział to samo, tylko jeszcze szybciej igłośniej, ana koniec dodał jeszcze „kurwa”, po czym znowu dostał okrutnego ataku kaszlu.

– Szebko, szebko do wykopu, bo praca czeka, szebciej! – krzyknął ipokazał nam palcem zejście do wykopu.

Na dół prowadziła prowizoryczna drewniana drabinka, którą majstry musiały sobie zrobić sami zdesek po paletach EURO. Na dole śmierdziało wódą jak wjakiejś gorzelni. Nasz nowy wujek pokazał nam takie dźwignie do wyginania prętów zbrojeniowych. Zawołał jakiegoś ziuta, żeby nam wytłumaczył, jak to się robi, no iprzyszedł koleś bez połowy zębów izaczął do nas coś bełkotać:

– ABŁE, ŁE FE THŁE ŁEŁEŁE FEŁEŁE, AYYAA!!! – Machał przy tym łapami ipluł na Lejsa, który stał bliżej niego. Widząc, że Lejs zaczął wycierać ze swojej twarzy tę paskudną wydzielinę zbezzębnej paszczy majstra, ten zaczął bełkotać coś jeszcze głośniej iprzerwał tylko na chwilę, żeby się wykaszleć, apotem splunął na ziemię izaczął przeklinać. Ite przekleństwa to były jedyne słowa, które jakoś nam się udało zrozumieć. Potem zdenerwowany, burcząc coś pod nosem ikręcąc ostentacyjnie głową, poszedł do swojej roboty, amy zLejsem staliśmy skołowani przy giętarce izapasie prętów.

Chwila musiała minąć, zanim podpatrzyliśmy, co wogóle mamy robić. Majstry wwykopie brały pręty iurządzeniami składającymi się głównie zwajchy ipodstawki na stalowych nogach wyginały je, tworząc kwadraty, które odkładali na bok. Zaczęliśmy zLejsem robić dokładnie to samo. Przynajmniej tak się nam wydawało. Ale nikt nic nie mówił, więc gięliśmy dalej ikupka naszych kwadratów zkażdą chwilą była coraz wyższa. Minęła godzina iprzyszedł taki jeden ztych szwagrów izabrał nam chyba połowę tego, co do tej pory wygięliśmy.

Myśleliśmy, że zaniesie to gdzieś do tych majstrów, którzy przyczepiali kwadraty do prętów, które wystawały zjakiegoś betonowego murku, ale ten majster położył sobie nasze kwadraty na swoją kupkę. Najprawdopodobniej facet zabrał nam owoce naszej pracy, żeby przypisać je sobie. Poszedłem więc do niego ipytam, czemu przełożył, aten coś zaczął bulgotać. Wsumie bełkotał coś bardzo podobnego do bełkotu majstra, który tłumaczył nam, jak mamy giąć pręty (oile faktycznie to nam tłumaczył, bo właściwie nic kompletnie nie zrozumieliśmy ztego, co nam wtedy powiedział).

Mówimy majstrowi, żeby nam oddał nasze kwadraty, bo nas wujek zpracy wyrzuci, jak przyjdzie izobaczy, że tak mało zrobiliśmy, ale majster wtedy podwinął rękaw ipokazał nam swój tatuaż na ramieniu. Była to kotwica zgłową byka. Tatuaż był wykonany wyjątkowo brzydko, bo kotwica była krzywa, abyk wyglądał, jakby pochodził zCzarnobyla, ale chyba nie było się czemu dziwić, bo pewnie ktoś, kto tatuował majstra, robił to po pijaku, zapewne przy okazji jakiejś libacji.

Majster przyłożył palec do głowy byka, zaczął warczeć itupać na nas nogą icoraz bliżej naszych twarzy przysuwał nam ten tatuaż, jakby chodziło oto, że to niby ten byk tak na nas warczy. Przestraszyliśmy się zLejsem, bo nagle pozostali majstrzy, którzy stali obok, przestali wyginać pręty izaczęli się nam przyglądać, coś burcząc złowrogo między sobą. Wróciliśmy zLejsem do naszych giętarek. Oczywiście reszta wygiętych kwadratów zginęła.

Trochę nam było głupio, bo jak wujek wróci zdrugiego wykopu, to wyjdzie na to, że kompletnie nic nie zrobiliśmy. Wyrzuci nas pewnie zpracy, nie wypłacając nam ani złotówki.

Na szczęście opracowaliśmy zLejsem taką metodę, że robiliśmy we dwóch na jednej giętarce inadrobiliśmy stratę, bo szło nam kilka razy szybciej niż gdybyśmy pracowali tak, jak reszta zawodowych majstrów zbrojarzy. Majstry zaczęły się nam przyglądać iznowu zaczęli coś burczeć, patrząc to na naszą kupkę, to na swoją. Wszyscy przestali wyginać ijuż chyba chcieli iść wnaszą stronę, kiedy do wykopu nagle przyleciał wujek. Oczywiście wydarł się na wszystkich, że co tak wolno, apotem, zaczął czynić indywidualny opierdol każdego zmajstrów. Stawał po kolei nad każdym, liczył, ile ma wygiętych kwadratów itak długo ryczał: „Szeebciej, no szybciej, szebciej, kurwa, no szebciej!!!”, dopóki nie dostał kolejnego ataku kaszlu.

Miałem coś takiego wsobie, że jak kogoś przy mnie opierdalano, to czułem się tak trochę współwinny ispodziewałem się, że zaraz ija padnę ofiarą srogiego opierdolu. Tak się zdenerwowałem, jak wujek opierdalał czwartego już szwagra, że ze strachu upuściłem na ziemię jeden wygięty kwadrat. Zwróciłem tym uwagę wujka na siebie iLejsa. Wujek dosłownie wjednej chwili wstrzymał czyjś opierdol iodwrócił się do nas. Oczywiście przyszedł od razu izaczął wydzierać ryja:

– Szebciej, no szebciej! Szebciej macie wyginać, szebciej!!!

Kazał nam materiału na ziemię nie rzucać, bo przecież on za ten materiał płaci. Ajak się zorientował, że robimy na jednej giętarce, to zapytał, dlaczego druga nie pracuje. Lejs powiedział mu wtedy, że tak jest szybciej, awujek na to, że jak może być „szebciej”, skoro jedna giętarka nie pracuje (prawdziwy debil XD).

Powiedział jeszcze parę rzeczy, których nie zrozumieliśmy, apotem kazał każdemu znas stanąć na swojej giętarce igiąć samemu. Szło wolniej, ale było, jak chciał. Istał nad nami jak jakiś gestapowiec idarł na nas ryja „Szebciej, no szebciej” – najpierw na Lejsa, apotem na mnie. Aż mi się ręce trzęsły iwszystko mi spadało, jak krzyczał mi prawie do ucha. Agdy podnosiłem, to krzyczał:

– Szebciej, no szebciej!

Dodał jeszcze coś oszacunku do jego materiału idalej mnie popędzał, rycząc tym sadystycznym tonem, ami łapy to tak zaczęły latać, że zamiast tę wajchę do gięcia, to parę razy złapałem po prostu powietrze. Aon drze na mnie tego ryja jak na jakiegoś psa. Ach, gdybym miał wtedy chociaż pięćdziesiąt złotych wportfelu, pewnie bym poszedł stamtąd, ale cóż, budowlanka początku lat dwutysięcznych. Było, jak było…

Wujek postał wnaszym wykopie jeszcze zpół godziny izobaczyliśmy, że właściwie jedyne, co robi, to każdemu po kolei każe robić „szebciej”. Chodził od jednego do drugiego idarł mordę, apotem wychodził do drugiego wykopu itam pewnie robił to samo. Do nas też jeszcze kilka razy podszedł. Takiej kurwy na budowie jeszcze się wtedy nie spodziewaliśmy, ale tak bardzo potrzebowaliśmy wtedy pracy, awcale nie było onią wtedy łatwo. Amy zarabialiśmy wtedy średnio 3,50 zł na godzinę, przepraszam – tyle nam średnio obiecywano, bo jakby wyliczyć średnią ztego, co dostawaliśmy, to pewnie by wyszło ze 2,50 zł, bo ciągle jakiś wujek, zanim nas wyrzucił zpracy za to, że nic nie potrafimy, to obcinał nam część wypracowanych godzin iza karę nie płacił nam za nie pieniędzy.

Więc robiliśmy szybciej, skoro nowy wujek darł na nas ryja. Akiedy wychodził zwykopu, majstry rabowały nam nasze kwadraty. Ale na koniec dnia zrobił się niezły raban wwykopie. Majstry bulgotały coś do siebie nerwowo, ale ja iLejs nie wiedzieliśmy, oco im chodzi. Wujek zagotował się ze złości, chodził od stanowiska do stanowiska izaczął porównywać ze sobą znajdujące się tam wygięte kwadraty. Okazało się, że na każdym stanowisku było pełno źle wygiętych kwadratów. Dziwiliśmy się zLejsem, jak kwadraty mogą być złe. Dopiero wtedy uświadomiliśmy sobie, że one muszą mieć pewnie jakiś konkretny wymiar. Wujek darł się iciskał oziemię złymi kwadratami. Wtedy wszystkie ręce pokazały na nas. Wiedzieliśmy już, co jest grane. Nie znaliśmy się na zbrojeniach, anikt nam nie wytłumaczył, że każdy kwadrat ma mieć jakiś konkretny wymiar. Jak nas wtedy zaczął ten pieprzony skurwiel jebać! Normalnie zrobił się aż cały czerwony izaczął rzucać tymi kwadratami już nie na ziemię, ale wszędzie dookoła, aż się majstry za giętarkami pochowali, bo idiota nawet nie patrzył, gdzie je rzuca. Staliśmy tylko zLejsem jak te trusie, bo młodzi jeszcze byliśmy idopiero poznawaliśmy pieprzone, patologiczne realia polskiego budownictwa. Już było pewne, że utnie nam jakieś godziny. Pytanie tylko ile. Na nic się zdało nasze tłumaczenie. Wujek posądził nas jeszcze oto, że narobiliśmy baboli ipodrzuciliśmy to jego chłopcom, żeby nie było na nas. Kazał nam się wstydzić iwypierdalać zwykopu. Wydarł się jeszcze, że więcej mamy mu się na oczy nie pokazywać. Wtedy się go pytamy opieniądze, aon wpadł wtaki szał, że przewrócił na ziemię giętarkę, na której pracowaliśmy zLejsem. Darł się, że to my mu powinniśmy zapłacić za jego czas izmarnowany materiał.

Na myśl, że znowu ktoś nam nie zapłaci, zalała mnie fala gorąca. Przecież dopiero dzień wcześniej wyrzucono mnie iLejsa zpracy inie dano nam nawet złotówki. Ztego stresu myślałem, że się zaraz porzygam, bo jakoś tak mnie ścisnęło wbrzuchu. Tak bardzo się przestraszyłem, że nie będziemy mieli zLejsem na jedzenie.

– Chociaż po piątaku – powiedziałem łamiącym się głosem ize łzami woczach, ata kurwa wyjęła wtedy portfel idała nam po dwa złote.

Jeśli miał psa igo karmił, to jestem przekonany, że ten pies żarł za więcej dziennie, niż my dostaliśmy za całą dniówkę naszej pracy…

Wzięliśmy te pieniądze iposzliśmy. Byliśmy tak biedni, że nie stać nas było na żaden honor. Zresztą, gdzie budowa, agdzie honor.

Agdy wychodziliśmy zwykopu, to jeszcze krzyczał za nami:

– Szebciej, no szebciej, kurwa! Szebciej, kurwa, won zwykopu!!!

Iznowu zLejsem zostaliśmy wyjebani zpracy. Trzeci raz wciągu jednego miesiąca. Kolejny też raz nie dostaliśmy pieniędzy za naszą pracę, za karę, że nic nie potrafimy, chociaż już na początku mówiliśmy, że chcemy się nauczyć ipierwszą godzinę czy nawet dzień wszędzie musieliśmy pracować za darmo.

Mieliśmy wsumie cztery złote ikupiliśmy sobie za to wsklepie bochenek chleba, jednego czarnego specyka ikilka fajek sprzedawanych na sztuki. Fajki na sztuki wychodziły wtedy dwa razy drożej niż gdyby kupić je wpaczce, ale na paczkę nie było nas stać. Ana cztery pety już tak.

Acha, izrobiłem jeszcze jeden myk. Stojąc wkolejce przy ladzie, schyliłem się, że niby sznuruję but, awrzeczywistości patrzyłem, czy nie znalazłoby się parę drobniaków pod ladą. Czasami spadały tam ludziom inie były wyjmowane. Iznalazłem złotówkę itrzydzieści groszy. Żal mi było siebie, ale jakoś tak bardziej żal mi się zrobiło Lejsa. Nie był takim małym kurduplem jak ja. Był taki wysoki iduży, atak go podle potraktowano.

Wziąłem tę złotówkę ikupiłem mu malutką paczuszkę jego ulubionych solonych czipsów.

– Masz, to dla ciebie – powiedziałem iszczerze uśmiechnąłem się do smutnego Lejsa.

Apotem siedzieliśmy, piliśmy piwko na pół izjedliśmy kilka suchych kromek chleba. Nie najedliśmy się, ale musieliśmy zostawić coś na kolejny dzień, żeby na głodniaka nie szukać sobie nowej pracy. Wypaliliśmy też na spółkę trzy fajki. Jeden fajek zostawiliśmy sobie na rano. Żaden znas nic się nie odzywał. Ja myślałem sobie, iLejs, jak mogę przypuszczać, też, że może kiedyś będzie lepiej iznajdziemy pracę, wktórej będą nam płacić. Lejs chciał mnie poczęstować swoimi czipsami, które otworzył sobie na deser, ale nie chciałem mu zjadać. Wiedziałem, jak lubi te czipsy. Jego ksywa wzięła się nie bez powodu (ale na historię ksywki Lejsa przyjdzie jeszcze czas).

– Szebciej, szeb-ciej!

Nagle usłyszeliśmy iaż poderwało nas zławki.

– Szeb-ciej, szebciej, kurwa!!!

Ale to tylko jakaś baba krzyczała coś grubym głosem do swojego męża, który wyjmował coś zsamochodu.

– Nie jestem głodny, zjedz całe – powiedziałem, gdy Lejs ponownie chciał mnie poczęstować czipsami, chociaż naprawdę nieźle burczało mi wbrzuchu. Lejs jadł dalej. Spojrzałem na niego, aon, gryząc swoje czipsy, wyglądał, jakby całkowicie zapomniał owszystkim, co nas tego dnia spotkało. Tak bardzo pochłonięty był łapczywym pałaszowaniem takiej malutkiej paczuszki czipsów, że zjadł ją dosłownie wciągu jednej chwili, apotem oblizywał dokładnie wszystkie palce.

Uśmiechnąłem się szczerze do niego. Kochałem tego grubasa jak brata.

PS

Widok, jak te majstry od zbrojeń wyjmują skrzynki znarzędziami itorby zwódką ikanapkami do pracy spod maski tego holowanego busa... niezapomniany!

Ach, budowlanka...

Projekt okładki:

Joanna Lezarowicz

Iwona Markun

Wsparcie techniczne:

Patrycja Słaby

Redakcja:

Monika Turała

Copyright C by wydawnictwo Ugly True Media, 2021

Wydanie 2, Gdańsk

ISBN: 978-83-962419-1-7