Nudis verbis - obalić III RP - Aleksander Ścios - ebook

Nudis verbis - obalić III RP ebook

Aleksander Ścios

4,0

Opis

Tegoroczne wspomnienie o wielkim dziele narodowym – odzyskaniu niepodległości i postaciach na miarę II Rzeczpospolitej, powinny budzić dumę z bycia Polakiem. Dumę konieczną i dobrą, która nie ulega mirażom fałszywych „wspólnot” i nie boi antypolskiej retoryki. Ale ten czas winien też wzbudzić refleksję – nad genezą państwa, w którym przyszło nam żyć i kondycją ludzi, którzy chcieliby uchodzić za reprezentantów narodu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 121

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
3
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright to this edition © by Wydawnictwo Prohibita

ISBN: 978-83-65546-41-8

Pro­jekt okład­ki:Ma­ciej Ha­ra­basz

Wy­daw­ca:Wy­daw­nic­two PRO­HI­BI­TAPa­weł To­bo­ła-Per­t­kie­wiczwww.pro­hi­bi­ta.plwy­daw­nic­two@pro­hi­bi­ta.plTel: 22 424 37 36www.fa­ce­bo­ok.com/Wy­daw­nic­two­Pro­hi­bi­tawww.twit­ter.com/Mul­ti­bo­okpl

Sprze­daż książ­ki w In­ter­ne­cie:

ZAMIAST WSTĘPU

Jeśli wybierasz się w podróż niech będzie to podróż długa, wędrowanie pozornie bez celu, błądzenie po omacku, żebyś nie tylko oczami ale także dotykiem poznał szorstkość ziemi i abyś całą skórą zmierzył się ze światem.

To nie jest podróż urojona podczas oglądania telewizji. Nie ta, którą kuszą nas mali demiurdzy, gdy wiodą beczące stado dwunogów. I w żaden sposób niepodobna do wycieczki obiecanej przez zbieraczy dusz i pieniędzy.

Żyliśmy w czasach, które zaiste były opowieścią idioty, pełną hałasu i zbrodni. Nie pytaj więc –jak długo i czy podróż z tych czasów może być krótsza?

Zaprzyjaźnij się z Grekiem z Efezu, Żydem z Aleksandrii, na nowo ucz się świata jak joński filozof. Nie po to, byś posiadł ich wiedzę, ale może wtedy ojczyzna wyda ci się małą kołyską, łódką przywiązaną do gałęzi włosem matki.

Powtarzaj – którzy o świcie wypłynęli ale już nigdy nie powrócą na fali ślad swój zostawili.

Nie skarż się – myśmy nie chcieli berka, nie chcieliśmy ciuciubabki, dość mieliśmy starszych panów, byliśmy bardzo głodni.

Pamiętaj – nie będzie wielkiego pojednania, gdyjęzyk waha się między wybitymi zębami a wyznaniem.

Na początek wystarczy, że nic się nie zmieni. Przejdą noce Zatrzaśnie dzień, jak szczęka wilcza. I jeszcze ciszej będziesz milczał.

Długo i uparcie. Gdy za długo – z pogardą.

Przynależną sytym i głupcom „mądrości etapu”. Przypisaną rozsądnym, którzy dawno ogłosili, że można współżyć z potworem, należy tylko unikać gwałtownych ruchów, gwałtownej mowy.

Trzymaj ją w zanadrzu dla ocalałych aby żyć, gdyświadectwem ich ocalenia stają się „realia demokracji, debaty i polemiki”.

Jedni i drudzy mają rację – chrzczonych z wody, chrzczonych z ognia, pogodzi nicość lub miłosierdzie.

Zachowaj pogardę dla weteranów czterdziestodniowych potopów, którzy widzieli śmierć gór i zbawienie myszy. Nie ma ceny, za którą odważyliby się nazwać bękartów zaludniających nasz skrawek ziemi.

Nie zrobią tego nawet, gdy opadnie groza, pogasną reflektory i odkryjemy że jesteśmy na śmietniku w bardzo dziwnych pozach, jedni z wyciągniętą szyją, drudzy z otwartymi ustami z których sączyła się jeszcze ojczyzna.

Ich logika – nie mieliśmy dokąd odejść, zostaliśmy na śmietniku, zrobiliśmy porządek, kości i blachę oddaliśmy do archiwum – niech cię przeraża.

To konieczne, żebyś nie zwariował.

Nie wybaczaj też ornamentatorom, ozdabiaczom i sztukatorom, twórcom aniołków fruwających, którzy robią wstążki a na wstążkach napisy krzepiące. Dzięki nimsą już takie słowa kolory i rytmy co się śmieją i płaczą jak żywe.

A gdyby kazali, nie słuchaj ich śpiewu – my się o to sztukatorzy nie martwimy, my jesteśmy partią życia i radości.

Więc jeśli będzie podróż niech będzie to podróż długa, powtórka świata elementarna podróż rozmowa z żywiołami, pytanie bez odpowiedzi, pakt wymuszony po walce.

Raczej narodowy dramat i przekleństwo niż czterdziestoletnia włóczęga po pustyni, po której następuje zbawienie.

Nikt nie gwarantuje, że zakończy się w nowym domu, skoro tylu przed nami zawiodła do wrót doliny.

Więc jeśli będzie podróż – to odwrotem od zdrady i zmarnotrawienia ofiary życia. Niczym krzyk matek od których odłączają dzieci gdyż jak się okazuje będziemy zbawieni pojedynczo.

Bez nadziei na nagrodę ani litość aniołów stróżów.

Bez wiary w naszą mądrość, a nawet w to, że polskość dodają do miejsca urodzenia.

Z nieokiełznaną pewnością, że w walce z potworem, nie będzie ocalenia życia na niby.

Gdyby Pan Cogito wyruszył w długi marsz – to tylko z tymi, których spotka los straszny płomień i lament bowiem przyjąwszy chrzest ziemi zbyt mężni byli w niepewności.

Z Herberta

IMITOLOGIA III RP

„Życie w komunizmie jest piekłem, ale nie dla wszystkich” – pisał Leopold Tyrmand – „Jest piekłem dla ludzi dobrej woli. Dla uczciwych. Dla rozsądnych. Dla chcących pracować z pożytkiem dla siebie i dla innych. Dla przedsiębiorczych. Dla tych, którzy chcą coś zrobić lepiej, wydajniej, ładniej. Dla tych, którzy chcą rozwijać, wzbogacać, pomnażać. Dla wrażliwych. Dla prostolinijnych i skromnych.

Natomiast dobrze prosperują w komunizmie głupcy nie dostrzegający własnej marności i śmieszności. Doskonale powodzi się służalcom, oportunistom i konformistom; wiedzie im się tym lepiej, że z czystym sumieniem mogą nie robić nic, albowiem i tak nie sądzą, że należy coś robić w zamian za serwilizm – czują się zwolnieni z wszelkiej odpowiedzialności co wzmaga ich znakomite samopoczucie”.

Jeśli w realiach III RP wciąż znajdujemy rys komunistycznego piekła, jeśli w magdalenkowym tworze nie przewidziano miejsca dla uczciwych, wrażliwych i skromnych, jeśli powodzi się tu głupcom i służalcom, którzy serwilizmem mogą okupić własną nędzę – czy wolno nam karmić się wiarą w „śmierć komunizmu” i wbrew doświadczeniu, wbrew faktom utrzymywać, że od trzech dekad przemierzamy „wielki plac czyśćca“?

Czy mamy prawo zamykać oczy na rzeczywistość komunistycznej sukcesji – tylko dlatego, że tak każą czynić beneficjenci tego systemu i tylko z lęku, że definiując to państwo zostaniemy zmuszeni do porzucenia kilku wygodnych mitów?

Od 30 lat odczuwamy skutki największej, historycznej mistyfikacji – przemiany pojałtańskiego bękarta, zwanego „Polską Rzeczpospolitą Ludową”, w „III Rzeczpospolitą” – państwo ustanowione na mocy magdalenkowego paktu, w którym moskiewscy namiestnicy, wespół z samozwańczą „reprezentacją narodową” – pospolitych zdrajców, kapusiów i konformistów, postanowili po raz kolejny oszukać Polaków.

Istota tego szalbierstwa nawiązywała do realiów powojennych, gdy tzw. demokracje Zachodu zalegalizowały dominację rosyjską nad połową Europy i przyczyniły się do uznania okupacji za stan naturalny. „Nowa świadomość” wykuwana terrorem, podstępem i nachalną propagandą sprawiła, że kolejne pokolenia Polaków wzrastały w przekonaniu, jakoby PRL była państwem polskim – wprawdzie ułomnym, o ograniczonej suwerenności i marnych prawach obywatelskich, jednak gwarantującym ciągłość polskiej państwowości i respektowanie naszej racji stanu.

To przeświadczenie opierało się na akceptacji powojennego porządku oraz wierze, że jest on efektem nieuniknionych „uwarunkowań geopolitycznych” i nie może zostać zmieniony bez narażenia Polaków na całkowitą utratę substancji narodowej.

W taki sposób „nowa świadomość” oswoiła nas z obcym tworem komunizmu i przyczyniła do utrwalenia mitu, iż jest on częścią tożsamości narodowej, czymś związanym z polskością i polską tradycją.

By wykreować tę niedorzeczną wiarę i dogłębnie zainfekować polskość, należało zabić nie tylko autentyczną elitę, ale uśmiercić naturalny mechanizm obronny – antykomunizm, wyniesiony z tradycji niepodległej II Rzeczpospolitej, z doświadczeń wojny 1920 roku i pamięci o zbrodniach rosyjskich dokonywanych na Polakach w czasie II wojny światowej.

Antykomunizm niósł zagrożenie dla „nowego porządku”, bo traktował go jako twór całkowicie obcy i wrogi, zaś w wyznawcach bandyckiej dialektyki dostrzegał ludzi wyzutych z polskości.

Dokonując przymusowej integracji polskości i komunizmu, przeprowadzono zabieg zabójczy dla narodu i zaszczepiono Obcych w struktury polskiego społeczeństwa. Wszechobecne mity o „polskich komunistach” i toczonej na początku okupacji „wojnie domowej”, do dziś zatruwają umysły naszych rodaków i w ordynarnej zbrodni na narodzie, każą dopatrywać się cech „walki politycznej” i „sporu historycznego”.

Rok 1989 przyniósł kres dotychczasowej formule zniewolenia. Stała się zbyt ciasna, skompromitowana i niewygodna dla namiestników rosyjskiego okupanta. Jej dalsze utrzymywanie groziło wybuchem autentycznego buntu społecznego i mogło pokrzyżować plany moskiewskiej strategii podstępu i dezinformacji.

Rozpoczęty w połowie lat 80. proces zrzucania starej „wylinki” komunizmu, znalazł swoje apogeum na przełomie lat 90. i został nazwany „transformacją ustrojową”. W Polsce miał przebieg wyjątkowy i z racji skutków, zbliżonych do „transformacji” rosyjskiej, trafnie jest kojarzony z „poligonem doświadczalnym”.

W odróżnieniu od innych państw Bloku Wschodniego, w PRL istniała bowiem tzw. „opozycja demokratyczna”, a w jej szeregach, grupa komunistycznych schizmatyków (zwana dawnej „komandosami”), koncesjonowanych „katolików” oraz pospolitych kapusiów i donosicieli. Spośród tych osób, namiestnicy sowieckiego okupanta wyznaczyli swoistą „reprezentację narodową” i siadając z nią do „okrągłego stołu” podjęli wielowątkową grę, obliczoną na stworzenie nowej formuły zniewolenia i legalizację sukcesji komunistycznej.

Polacy mieli uwierzyć, że koncesjonowana grupa „reprezentantów” – wybrana przez szefa służb okupacyjnych, obaliła zbrodniczy reżim i przy pomocy „procesów demokratycznych” wywalczyła autentyczną niepodległość.

Operacja obcych służb zakończyła się powodzeniem, a jej finalnym efektem stała się „III Rzeczpospolita” – nazwana w dokumentach SB „państwem socjalistycznym nowego typu”.

Jeśli pamiętać, że II Rzeczpospolita wyłoniła się po latach wojny światowej, wymagała tysięcy ofiar i wielkiej daniny polskiej krwi, to ceną owej III RP (numeracja jest elementem fałszerstwa) był alkohol przelewany w Magdalence i zakulisowe ustalenia między esbekami i ich agenturą.

Zaiste – wartość tego państwa odpowiada zapłaconej cenie.

By dokończyć dzieła zniewolenia, zmuszono nas do utworzenia sztucznej wspólnoty i narzucono przekonanie, jakoby była ona państwem wolnym i niepodległym.

Ta wiara, zaszczepiana kolejnym pokoleniom, jako dogmat historyczny, ma wymiar gigantycznego, antypolskiego kłamstwa i jest mitem sankcjonującym sukcesję PRL.

W rzeczywistości bowiem, to komuniści i ich spadkobiercy stworzyli groźną hybrydę niby–państwowości i obrócili w ruinę nasze marzenia o Niepodległej.

Dramat polegał na tym, że ten wróg wewnętrzny działał za aprobatą ogromnej części Polaków, był uznawany za „swojego”, akceptowany i obdarzany wiarą w dobre intencje.

A skoro był „swój”, zaaprobowano również semantyczny terroryzm nowych „elit” III RP – narzędzie, którym metodycznie zabijano w nas elementarne pojęcia: dobra i zła, prawdy i fałszu, honoru i hańby.

Uprawiany przez zgraję „ojców założycieli” terroryzm semantyczny, doprowadził nie tylko do odwrócenia naturalnego porządku, ale posłużył zatarciu podstawowej dychotomii My–Oni i zainfekowaniu polskości dżumą komunizmu.

Przy jego pomocy – funkcjonariuszy PZPR zamieniono w „światłych” Europejczyków i „socjaldemokratów”, bandytom z SB i WSW nadano miano „polskich służb” i obdarzono tytułem „fachowców od bezpieczeństwa”, zniewolonych półgłówków, propagandystów i agitatorów, zamieniono w „dziennikarzy wolnych mediów”, zaś stado donosicieli, służalców i sowieckiej agentury – awansowano na polityków, biznesmenów i wszelkiej maści „autorytety”.

Jeśli Polacy zaakceptowali zmianę nazwy PRL na III RP, Milicji Obywatelskiej na Policję, Służby Bezpieczeństwa na UOP, tym łatwiej przyszło podmienić „demokrację socjalistyczną” – z jej rysem zniewolenia, fałszu i nędzy „wymiaru sprawiedliwości” – na fikcyjne państwo prawa i demokracji.

Tak dalece odwrócono właściwy porządek pojęć, że nazwanie Obcych czy próba wykluczenia ich z narodowej wspólnoty, wydaje się dziś Polakom rzeczą niedostępną i niedorzeczną.

W świecie fałszywych pojęć, już samo myślenie o podziałach My–Oni, urasta do miana „myślozbrodni” i jest traktowane jako „działalność antypaństwowa i antydemokratyczna”.

Większość naszych rodaków uważa, że nie wolno ujawniać takich podziałów i wzdryga się na samą myśl, by ludzi służących okupantowi, ich sukcesorów i zdrajców, obdarzać mianem Obcych.

Owszem – chętnie dywaguje się o „targowicy” i „antypolskich postawach”, ale na tym kończy się zdolność racjonalnej refleksji. Przyjęcie fałszywej normy – jakoby Polakiem był ten, kto urodził się na terytorium naszego kraju i posiada tzw. obywatelstwo, determinuje oceny tyczące polskości.

Obco, a nawet groźnie brzmiałyby dziś słowa Jarosława Marka Rymkiewicza – „W wielkiej wspólnocie żyjących nie ma miejsca ani dla wampirów, ani dla upiorów, ani dla zmór nocnych. Nawet nazywać ich nie warto – w ogóle nie warto się nimi zajmować, najlepiej jest uznać, że ich nie ma. Trzeba wychodzić, kiedy wchodzą, odwracać się, kiedy do nas podchodzą. Polska należy do nas, a oni niech sobie gadają w swoich postkolonialnych telewizjach, co chcą, niech sobie piszą w swoich postkolonialnych gazetach, co im się podoba. Nas to nie dotyczy”.

Obco, bo „nas” – żyjących w sukcesji komunistycznej, sparaliżowanych semantycznym terroryzmem i przygniecionych tysiącem mitów, nie stać na taką postawę.

Dekady „oswajania” z komunizmem, a dziś – budowania „wspólnoty” z jego bękartami, zatarły zdolność takiego postrzegania rzeczy i to, co było naturalne dla naszych przodków i decydowało o tożsamości narodowej, stało się dziedzictwem dawno utraconym.

Fałszywa retoryka „jednania ponad podziałami” i poszukiwania „kompromisów” z Obcymi, zniszczyła w nas dumę z polskości i sprawiła, że ograniczamy się do małych, żałosnych aspiracji – w rodzaju „bycia w UE”, praktykowania „przyjacielskich relacji” lub wiary w partyjne „mechanizmy demokracji” .

Przed kilkoma miesiącami, tenże Jarosław Marek Rymkiewicz sformułował równie groźną definicję:

„Polskość nie jest ani biologiczna, ani genetyczna. Ona nie bierze się z krwi a nawet, nie bierze się z pochodzenia. Polskość to jest straszna siła duchowa i to nie my ją wybieramy, bo nie możemy niczego wybierać, to ona nas wybiera”.

To definicja – nie do przyjęcia – dla ludzi przerażonych „straszną siłą duchową”, dla niezdolnych do odrzucenia mitów i zerwania fałszywej „wspólnoty”.

Definicja nieznana współczesnym Polakom, bo nazbyt gorzka, wymagająca i kolczasta.

Tam, gdzie większość zaakceptowała życie w kłamstwie i dobrowolnie „uczęszcza na przyspieszone kursy padania na kolana”, definicja Rymkiewicza – tak bliska herbertowskiej „postawie wyprostowanej” – staje się niedościgłą metaforą, a ludzi, którzy chcieliby ją przyjąć, skazuje na samotność.

Dlatego na początku tej książki, znalazł się tekst „z Herberta” jako niepoetycka i niepolityczna „mapa” dla tych, którzy odważą się podjąć walkę z mitologią III RP i w projekcie długiego marszudostrzegą drogę do obalenia komunistycznej sukcesji.

By tego dokonać, trzeba zacząć od rzeczy najtrudniejszej – zmiany myślenia i uśmiercenia „nowej świadomości”, której bękartem są mity III RP.

Bo działanie bierze początek z myślenia. Nigdy odwrotnie. Do tej zasady sprowadza się wskazana w książce terapia, jak i cała moja publicystyka. Nie wystarczy też wiedzieć lub mieć przeczucie wiedzy, lecz według niej działać i dokonywać wyborów.

Zmiana świadomości Polaków i odrzucenie mitów pustoszących nasze umysły, jest pierwszym i nieodzownym warunkiem odzyskania wolności.

Nie siła naszych wrogów i nie ich wyjątkowy kunszt jest przeszkodą na drodze długiego marszu. Nie obce armie, agentury ani zmowy euro–łajdaków. Nie sprawność bandytów z SB i nie pieniądze płacone za zdradę.

Barierą najtrwalszą jest nasze myślenie o sprawach polskich – ograniczone do ocen i poglądów, narzuconych przez semantycznych terrorystów.

Granica nieprzekraczalna tkwi w nas samych, w irracjonalnej wierze, że żyjemy w kraju wolnym i demokratycznym.

Przeszkodą nieprzebytą są mity i ordynarne łgarstwa, z których składa się „byt państwowy” tworu powołanego w Magdalence. Poczynając od wiary, że III RP jest niepodległą Rzeczpospolitą, po przeświadczenie, jakoby tylko demokracja i tylko formuła narzucona przez obcych, dawała gwarancję zachowania substancji narodowej.

Mitologia demokracji III RP jest całościowym przekazem i podobnie jak mity greckie, dotyczy każdej sfery życia i ludzkiej aktywności.

To przekaz pozornie spójny i logiczny, uporządkowany poprzez określone schematy i zachowania (jak uczestnictwo w aktach wyborczych, celebrowanie praw obywatelskich, możliwość zrzeszania, dostępu do mediów, itp.) i utrzymywany mocą „wspólnoty brudu” triumwiratu politycy–media–służby.

Korzenie tej mitologii sięgają PRL–u i zostały zaaplikowane Polakom podczas szalbierskiego procesu „transformacji ustrojowej”. Po to, by nas oszukać i kolejnego bękarta przedstawić jako „dziedzica niepodległości”, musiano stworzyć substytuty państwowości pozornie różne od poprzedniej.

Zgodnie z zasadami sowieckiej strategii podstępu i dezinformacji, odrzucono te, które zostały zużyte i nadto skompromitowane i sięgnięto po nowe, bardziej celowe środki. W niczym nie zagrażały one sukcesji komunistycznej, bo żadna z form państwowości nie określa istoty komunizmu.

„A czymże jest nasza teoria – nauczał Lew Trocki – jeśli nie po prostu narzędziem działania? Tym narzędziem jest dla nas teoria marksistowska, bo aż do dziś nie wymyślono lepszego”.

A skoro to „lepsze” zostało już wymyślone i okazało się bardziej przydatne od narzędzi terroru, pałki i dołów z wapnem – dlaczego miano nie skorzystać ze zdobyczy „wolnego świata”?

Identyczny proces miał miejsce w Rosji Sowieckiej, gdzie sięgnięto po namiastki demokracji i przy ich pomocy zbudowano mitologię „demokratyzacji” stolicy światowego komunizmu. Ponieważ współbrzmiała ona z innym mitem rodem z Łubianki, tzw. teorią konwergencji – została z radością przyjęta przez głupców z Zachodu.

Mitologia demokracji jest dlatego groźna, bo służy osłonięciu prawdziwego oblicza III RP.

Polacy mają wierzyć, że stworzono im państwo, o którego kształcie decyduje suweren. Mają znać uładzone życiorysy „elit” tego państwa, podziwiać i słuchać namaszczonych „mężów stanu”, wierzyć w „mechanizmy polityczne” i siłę karty wyborczej i nigdy nie pytać – kiedy stan okupacji sowieckiej został konwalidowany w wolną Rzeczpospolitą?

Dlaczego wybrano demokrację? Z dwóch powodów.

W państwie, którego instytucje reprezentują wyłącznie interes grupy rządzącej, pozbawionym reprezentacji interesu społecznego, łatwo zapanować nad przebiegiem procesu wyborczego i zadbać o właściwy wynik „święta demokracji”

Po drugie – nie da się zbudować zdrowej państwowości, jeśli o jej kształcie, w równym stopniu decyduje głos człowieka mądrego, jak idioty. Na takim „mezaliansie” zawsze wygrywają rozmaite kanalie i głupcy, a ponieważ III RP została dla nich zbudowana – staje się idealną formą cichej tyranii. Może dlatego demokracja jest uważana za najlepszy system, że tak wyśmienicie zaspokaja pospolite instynkty i służy miernotom.

Potęga tej mitologii nakłada na nas tak silne okowy, że przez ostatnie trzy dekady nie powstało żadne środowisko intelektualne, a tym bardziej partia polityczna, które kwestionowałyby demokratyczne atrybuty III RP lub dążyły do odrzucenia fałszywych reguł. To sprawia, że mamy do czynienia z nietykalnym dogmatem, podobnym w swojej konstrukcji do peerelowskiej normy art. 1 tzw. konstytucji, w którym twierdzono, iż „Polska Rzeczpospolita Ludowa jest państwem demokracji ludowej”.

Tym, którzy szukaliby tu prostych recept politycznych lub odpowiedzi na pytania – kogo wybrać, komu zaufać – odradzam lekturę książki. Nie znajdą niczego, co mogłoby ich zainteresować.

Wyjście z pułapki zastawionej przez „ojców założycieli”, nie dotyczy bowiem powołania nowych partii ani strategii gier politycznych.

Każda z tych i podobnych aktywności, jest wpisana w logikę mitologii III RP i nie ma nic wspólnego z drogą do Niepodległej. To imitacja, pozorowanie działań, równie skuteczne, jak leczenie trądu aspiryną. Jest drogą dla ludzi niezdolnych do rozstania z ograniczeniami – z tym, co czyni nas „obywatelami III RP” i zamyka w kręgu niemożności.

Nie uważam za konieczne pochylanie się nad taką ułomnością.

W sposób oczywisty, książka ta nawiązuje do „Nudis verbis– przeciwko mitom” i jest kolejnym, drugim już krokiem do przywrócenia nam „postawy wyprostowanej”.

 

Tegoroczne wspomnienie o wielkim dziele narodowym – odzyskaniu niepodległości i postaciach na miarę II Rzeczpospolitej, powinny budzić dumę z bycia Polakiem.