Molestowanie w garniturach - Diamond Scar - ebook

Molestowanie w garniturach ebook

Diamond Scar

0,0

Opis

„Molestowanie w garniturach” to książka oparta na faktach, opisująca prawdziwe zdarzenia, które miały miejsce w jednej z dużych międzynarodowych korporacji. Mimo, że słusznie można oczekiwać dobrych warunków pracy w takim miejscu, główna bohaterka spotyka się tam z poniżaniem, dyskryminacją, a nawet z zachowaniem o charakterze przestępczym — mobbingiem i molestowaniem seksualnym. Czy uda jej się obronić i czy winowajcy poniosą jakiekolwiek konsekwencje?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 159

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Diamond Scar

Molestowanie w garniturach

© Diamond Scar, 2023

„Molestowanie w garniturach” to książka oparta na faktach, opisująca prawdziwe zdarzenia, które miały miejsce w jednej z dużych międzynarodowych korporacji.

Mimo, że słusznie można oczekiwać dobrych warunków pracy w takim miejscu, główna bohaterka spotyka się tam z poniżaniem, dyskryminacją, a nawet z zachowaniem o charakterze przestępczym — mobbingiem i molestowaniem seksualnym.

Czy uda jej się obronić i czy winowajcy poniosą jakiekolwiek konsekwencje?

ISBN 978-83-8351-459-8

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Słowo do Czytelnika

Oddaję w Twoje ręce swego rodzaju relację z prawdziwych zdarzeń, które miały miejsce parę lat temu w pewnej międzynarodowej korporacji. Przeczytanie jej raczej nie będzie należeć do syzyfowych prac, jednakże stanowi pewne wyzwanie, jako że relacja nie jest sielankową romantyczną opowieścią o spełnionej miłości, w której wszystko kończy się dobrze i “żyli długo i szczęśliwie”, nie jest również historią, która mogłaby być scenariuszem bajeczki dla dorosłych, jaką jest wiele współczesnych filmów sensacyjnych, w których jeden czy dwóch bohaterów pokonuje kilkoma ruchami całe szwadrony przeciwników i w rezultacie wychodzi na tym bez większego szwanku. Moja opowieść przypomina mroczny thriller, w którym dzieją się rzeczy nadal (mimo drastycznej zmiany obyczajowości ludzi) “nie do przyjęcia”, nadal szokujące i na które nadal nie ma, i mam nadzieję, że nigdy nie będzie przyzwolenia. Przy czym bohaterka, prowadząc prawie (!) samotną i bardzo przykrą walkę o szacunek dla siebie, godność i zachowanie dobrego imienia, katastrofalnie ją przegrywa, mimo że prowadzi ją do końca i wszystkimi siłami. Ot, po prostu samo życie, które przecież nie zwykło rozpieszczać i głaskać. Niemniej, tak jak w najbardziej pesymistycznej historii, jest tutaj coś optymistycznego ­­­­– na koniec jest ukazany również pozytywny skutek tej przegranej, jako dowód na to, że zawsze warto prowadzić walkę o siebie.

To także jeden z celów książki — mentalne wsparcie dla ofiar wszelkiego rodzaju nadużyć w miejscu pracy — czy to mobbingu, czy to jakiejkolwiek dyskryminacji, czy to procederu molestowania seksualnego. Ukazanie heroicznej wręcz walki, jaką prowadziła główna postać ma za zadanie zmotywować innych do poszukania i odnalezienia w sobie sił, jakich wymaga przeciwstawienie się krzywdzącemu postępowaniu i przede wszystkim do pokonania poczucia winy oraz lęku przed konsekwencjami takiego postawienia veto. Bo to właśnie te odczucia często towarzyszą ofiarom i to one są najczęściej głównym blokerem działania. Dotyczy to prawdziwych poszkodowanych — osób, które nie zgadzają się na akty przemocy swoich dręczycieli i nawet mimo doświadczania nieprzyjemności czy zagrożenia nimi, nie ulegają niedopuszczalnym żądaniom nawet w formie żadnego kompromisu. Takie jednostki zawsze trzeba wspierać i utwierdzać w przekonaniu, że robią dobrze. Ich cierpienia, których doświadczają tylko dlatego, że mają odwagę płynąć pod prąd, potrafią ograbić ze wszelkiej radości. Tymczasem istnieją jeszcze osoby na “drugim końcu kija” — takie, którym złe traktowanie od początku, delikatnie rzecz ujmując, nie przeszkadza oraz takie, które mu w końcu ulegają. W obu przypadkach nie prowadzi to do niczego dobrego — z jednej strony jeszcze bardziej ośmiela to sprawców i upewnia ich, że są bezkarni, a z drugiej sprawia, że to nie prawdziwe kompetencje i zdolności pracownika, ale jego chęć do seksualnej uległości są kartą przetargową. Prowadzi to do paranoicznych sytuacji, w których stratny staje się ten, kto ma swoje zasady i nie chce pozwolić, aby jego życiem rządziła chora zależność seksualna. Książka ma więc niejako zdemaskować i potępić te nieprawidłowości. Kolejnym celem jest zmiana częstego nastawienia osób postronnych, często chowających głowę w piasek albo z drugiej strony obwiniających ofiary molestowania czy mobbingu (jeśli mowa o tych prawdziwych ofiarach). Zmiana nastawienia musi być zawsze poprzedzona ujrzeniem szerszego spektrum danej kwestii, opisana przeze mnie historia stara się więc ukazać taki przekrój. Dopiero to może przyczynić się do złamania utartych, często im głębiej zakorzenionych, tym bardziej krzywdzących stereotypów.

Jakim kolejnym celom przyświeca napisanie tej książki? Na pewno jest to również wykazanie, że prawo pracy niechroniące należycie pracowników, np. poprzez dawanie pracodawcom możliwości ich zwolnienia czy nieprzedłużenia zatrudnienia często praktycznie bez powodu, jest prawem generującym wiele problemów, wśród których jest już nie tylko łamanie praw pracowniczych, ale łamanie praw człowieka. Takie sytuacje jak deprecjacja pracy, bezkarna dyskryminacja, mobbing, a nawet molestowanie nie miałyby przecież miejsca albo byłyby za każdym razem zgłaszane i rozliczane, jeśli podwładny nie byłby przerażony utratą pracy do tego stopnia, że przestaje je widzieć, wmawiając sobie, że nie mają miejsca. Nie byłoby tych absurdów, w których na jednym biegunie mamy pracownika, który musi przymykać oczy na wszelkie zło a z drugiej jego przełożonego, który na wszelkie zło może sobie pozwolić i może sobie “szafować” zasobami ludzkimi jak mu się podoba. I chociaż ostatnimi czasy rzeczywiście nastąpiło wiele zmian na plus w dziedzinie różnorodności i ilości ofert, warunków pracy, możliwości rozwoju itd., to w niektórych krajach jeszcze daleka droga do optimum. Takim krajem jest niezaprzeczalnie nadal Polska. Oczywiście książka jest daleka do generalizowania tego aspektu, są bowiem w naszym kraju pracodawcy, którzy nie nadużywają swojej pozycji i należycie szanują pracowników, a z drugiej strony są “leserzy”, cwaniaczki i inni, których dewizą życiową jest “co robić, żeby się nie narobić”. Jednakże niestety nadal wielu przełożonych pozostaje nie fair w stosunku do rzetelnych pracujących dla/na nich ludzi, stwarzając relacje z nimi bardziej wpisujące się w XVIII-wieczną pańszczyznę niż nowoczesne stosunki w miejscu pracy. A co można rozumieć pod pojęciem nowoczesne stosunki w miejscu pracy? Przynajmniej takie, żeby podwładny sumiennie wykonujący swoje obowiązki był równie sumiennie traktowany, żeby czuł się bezpiecznie, wiedząc, że jeśli zostanie zwolniony to na pewno nie z powodu złego humoru czy preferencji płci kierownika.

Idąc dalej, ta historia ukazuje prawdziwe oblicze wielu wielkich korporacji, w których, z jednej strony szeregowych pracowników traktuje się niczym maszynki do robienia pieniędzy czy marionetki, tresuje (nie obawiam się użyć słowa), podżega do ciągłego wyścigu szczurów i odmawia się im nawet prawa do wyrażania własnego zdania, a z drugiej strony jakże często kadrę zarządzającą obsadza się bardzo nieodpowiednimi ludźmi, tylko dlatego, że należą do rodziny czy bliskich znajomych kogoś z najwyższego szczebla. Zawsze kiedy dochodzi do kierowania zespołem ludzi przez takie osoby — często całkiem pozbawione kompetencji, wiedzy, doświadczenia, również jeśli chodzi o tzw. umiejętności miękkie, a niejednokrotnie nawet o skłonnościach psycho/socjopatycznych, wcześniej czy później ktoś na tym ucierpi a najlepsze nawet założenia, obietnice i deklaracje stworzenia wspaniałego miejsca pracy, pozostaną tylko w sferze werbalnej, nie mając nic wspólnego z rzeczywistością.

Należy Ci się tutaj drogi Czytelniku małe wyjaśnienie odnośnie mojego stylu pisania — raczej niewybrednego, niepozbawionego sformułowań dosyć wulgarnych oraz bezpośrednich, żeby nie użyć słowa prostackich, opisów zdarzeń, postaci i ich wypowiedzi. To nie tak, że chciałam się popisać inwektywami, bo jest wręcz odwrotnie — w rzeczywistości w celach estetycznych musiałam zastąpić wiele słów ich łagodniejszymi odpowiednikami. Nie miałam łatwego zadania, bo z drugiej strony chciałam jak najwierniej oddać oryginalny charakter, nastrój i wymowę postaci oraz ogólny klimat. Prościej mówiąc “Molestowanie w garniturach”, to nie “Makbet” a ja nie jestem Williamem Shakespeare’em, ale mogę Cię zapewnić, że cała historia, którą zaraz przeczytasz jak najbardziej odpowiada temu, co się zdarzyło w rzeczywistości.

Zamiast wstępu

Zadziwiające jak osobowość destrukcyjna, taka z tych hard level, a więc z licznymi elementami ciemnej triady (makiawelizmu, psychopatii i narcyzmu), potrafi ze swojej świadomości wyprzeć właśnie tę swoją destrukcyjność.

Kiedy Piotr zaczął czytać aktualną prasę i natrafił na artykuł o przypadkach molestowania seksualnego w znanej firmie, cisnął ze złością gazetą o podłogę.

— Nie do wiary jak oni to nakręcają. Molestowanie, mobbingowanie, znęcanie się. Wygląda na to, że nie ma już innych tematów! A co mnie to obchodzi, jeśli mnie to nie dotyczy? — zaczął mówić do siebie podniesionym głosem. — Człowiek po pracy chce poczytać o zwyczajnych sprawach, a tutaj masz, coś takiego! Chyba nie będę już kupował żadnego takiego chłamu!

W tej samej chwili włączyło się przypomnienie w telefonie, zmuszając Piotra do zajrzenia w wirtualny kalendarz.

— “Zadzwonić do Karoliny”. He, he, he. No to już mi się poprawił humor. — Piotr szybko wykręcił numer dziewczyny i z niecierpliwością czekał.

— Halo, skarbie, to ja — powiedział jak najsłodszym głosem umiał. — No to, o której się dzisiaj spotykamy?

Najwidoczniej usłyszana odpowiedź nie była taka, jakiej się spodziewał, bo wywołała u niego furię, która zdawała się wzrastać wraz z każdym ułamkiem sekundy.

— Jak to znowu nie możesz?! — krzyknął. — Wiesz co, mam cię dosyć, po prostu dosyć, nie jesteś znowu nie wiadomo jaką pięknością, żebym musiał się ciągle ciebie prosić. Jesteś zwykłą, przeciętną suką, z tych jakie mogę mieć i mam na pęczki, rozumiesz?! Rozumiesz?! Chciałem z tobą po dobroci — komplementy, błagania, kwiaty, czego to ja nie robiłem! — tutaj nastąpiła znacząca przerwa, podczas której Piotr wziął głęboki oddech i udało mu się zmienić ton głosu na grobowy. — Ale ty wolisz wojnę. Będziesz ją więc miała, wedle życzenia! Teraz ci pokaże, co znaczy zadrzeć z Piotrem! — rozłączył się i rzucił telefon na kanapę.

Narcystyczna kreatura nerwowo podeszła do lustra i spojrzała w swoje odbicie. Niesłychane było to w jak szybkim tempie stała się opanowana i zaczęła się uśmiechać z wielką pewnością siebie.

— Jaki z ciebie przystojniak. Tobie nawet złość nie szkodzi! — powiedziała do siebie i przeczesała włosy.

Potem poprawiła krawat i wciąż uśmiechnięta, powoli i pewnie podeszła do okna, gdzie zaczęła snuć swoje chore rozważania. Miasto zaczął już pochłaniać półmrok, a kreatura go uwielbiała, co dodatkowo więc poprawiło jej nastrój. W końcu sama była niejako z ciemności.

— Daję jej dwa, góra trzy dni. Zwykle wymiękają już nazajutrz, ale to chyba nieco twardsza sztuka. No ale nie taka, żebym nie mógł jej złamać.

W tym momencie drzwi do pokoju powoli się otworzyły i do środka ostrożnie zajrzała twarz pięknej, zadbanej kobiety.

— Kochanie, czy coś się stało?

Kreatura w jednej chwili z powrotem stała się Piotrem, a przynajmniej tę jego maską udającą męża, ze stratą dla kreatury, bo zadowolenie zamieniło się w zaskoczenie i zakłopotanie. Maska musiała jednak się szybko opanować.

— Jak przez tę lafiryndę mogłem się tak zapomnieć — pomyślała, wciąż mając w podświadomości to, że najważniejszą rzeczą na świecie jest opinia o niej.

Spowodowało to, że przybranie cukierkowej barwy głosu nie było żadną trudnością.

— A nic, nic żabciu. To Kuba, coś znowu wymyśla. Projekt już prawie gotowy, a jemu zmian się zachciało. Ale jutro mu je wyperswaduję, spokojnie. A zdenerwowałem się, bo musielibyśmy zaczynać właściwie od zera. Już mi przeszło skarbie — maska/Piotr namiętnie pocałowała żonę, po czym teraz już tonem żartobliwym dodała — Spokojnie, mój ty aniele! Twój mężuś jak zawsze ma wszystko pod kontrolą.

— No to dobrze kotku, bo już się zmartwiłam. Idę zrobić kolację — Anna odwzajemniła pocałunek i spojrzała na męża pełnym miłości wzrokiem, po czym wyszła z pokoju tak szybko, jak się zjawiła.

O dziwo maska męża, która powinna się cieszyć z tak oddanej jej osoby, nawet będąc tylko maską, szybko przemieniła się w maskę złości i urażonego ego. Dla tak ciężkiego narcyza nigdy prawdziwe uczucie nie będzie tak ważne, jak spełnianie jego chorych ambicji i celów. Piotr zacisnął zęby i pięści i jeszcze raz wziął do ręki gazetę. Otworzył na poprzednio czytanym artykule.

— Jakieś bzdury! Pewnie panienka wszystko zmyśliła, żeby wyłudzić odszkodowanie. Albo najpierw prowokowała, a potem się wycofała tak jak ta dziwka Karolina. Takie to powinni rozbierać do naga i obwozić po mieście. No ale już ja dopilnuję, żeby tamtą spotkało coś jeszcze “lepszego”…

Rozdział I — Pierwszy atak narcyza

Karolina leżała na wznak na łóżku i nie mogła ruszyć żadną częścią ciała. Ból przypominający porażenie prądem przeszywał ją od samych koniuszków palców stóp do cebulek włosowych. Wydawało się, że świat wiruje, jednak nie były to zwykłe zawroty głowy, a raczej przypominało to efekt, jaki zostałby wywołany ustawieniem tuż za gałkami ocznymi projektora wyświetlającego obrazy z prędkością dźwięku i dodatkowo spotęgowanie go migotaniem.

Karolina pomyślała, że zaraz zwariuje i albo dostała padaczki lub udaru, albo i tego, i tego jednocześnie i że to koniec. W sumie to był koniec, a przynajmniej koniec czegoś bardzo ważnego — dla niej poczucie bezpieczeństwa w tej firmie legło w gruzach. Wczoraj ten palant Piotrek zaczął jej grozić, tylko dlatego, że odmówiła mu spotkania. Od razu wiedziała, że odmówi a przy nim zgodziła się tylko dlatego, żeby jej dał spokój. Podejrzewała, że się zdenerwuje, nie spodziewała się jednak, że aż do tego stopnia. Zastanawiała się, dlaczego ją wciąż spotyka coś złego, czy jej życie czasem nie jest naznaczone jakąś klątwą i w ogóle co ma teraz robić. Nie czuła się na siłach w ogóle wstać a co dopiero iść do pracy i walczyć z tym dupkiem. Niemniej trwał właśnie najważniejszy etap wdrażania aktualnego projektu i jeśli wzięłaby teraz zwolnienie lekarskie, raczej nie miałaby co myśleć o powrocie do firmy po jego zakończeniu. A więc utrata pracy, a więc znowu długie szukanie następnej, a więc znowu problemy z płynnością finansową, a więc ….. Tysiące czarnych scenariuszy zdawało się mnożyć i mnożyć. Karolina wiedziała, że ta droga nie prowadzi do niczego dobrego, chcąc się więc opanować, zaczęła stosować techniki relaksacyjne takie jak wyobrażanie sobie leżenia na plaży czy wtopienia się w las oraz zmusiła się do wolniejszego i głębszego oddechu. Efekty nie przyszły jednak wcale szybko, minęło dobre pół godziny, zanim zaczęła normalnie łapać powietrze, jej tętno zmalało, a ból troszkę ustąpił.

Kiedy to pokonywanie dolegliwości zaczęło ją trochę cieszyć, do pokoju wszedł jej syn.

— Mamo, dlaczego jeszcze leżysz i nie szykujesz się? Nie idziesz dzisiaj do pracy? — zapytał zatroskanym głosem. Jak na trzynastolatka był nie tylko wysoki, ale niezwykle dojrzały emocjonalnie. — Jest już 7:30, a ty nie masz do pracy tak blisko, jak ja do szkoły.

— Tak, tak, już wstaję synku. Zaspałam trochę. — Karolina najsilniej jak mogła starała się, żeby jej uśmiech wyglądał jak uśmiech. Nie mogła dać cokolwiek po sobie poznać, bo nie chciała, żeby Mateusz znowu się martwił. — Wszystko jest w porządku, idź spokojnie do szkoły synku.

Wstała najszybciej, jak tylko obecny stan jej pozwolił i pocałowała syna w czoło.

— Masz tutaj parę złotych, nie zdążę ci nic zrobić, kup coś sobie. Tylko proszę, coś to nie znaczy chipsy.

— Dobrze, mamo, oczywiście, że nie kupię chipsów. Nigdy ich nie kupuję. — Mateusz puścił mamie oczko i zaczął się ubierać.

— Och ty, co ja bym bez ciebie zrobiła, moje ty podstępne słońce?

— Chyba niewiele mamo, bo nie można żyć bez słońca, nawet podstępnego — powiedział z uśmiechem Mateusz i zaczął wkładać kurtkę.

Karolina uśmiechnęła się, tym razem prawdziwie i pomyślała, że dziecko, które przed nią właśnie stoi, jest obecnie jej jedyną radością życia. Jednocześnie poczuła też przypływ sił, bo pomyślała sobie, że chociażby dla niego warto walczyć nawet jeszcze więcej niż dotychczas.

Dlatego już teraz w szybkim tempie się naszykowała i pojechała do pracy. Podczas drogi myślała, co powie kierowniczce — dzisiaj to było już kolejne spóźnienie i tym razem godzinne. Ostatnio różne dolegliwości, zapewne na tle nerwowym, nie dawały Karolinie spokoju i odbijało się to też na efektywności w pracy. Jednak nie wynikało to z typowego lenistwa i Karolina za wszelką cenę starała się niwelować te negatywne skutki do minimum. Wychodziło to różnie.

Na kierowniczkę natknęła się w samym wejściu (Monika miała częsty zwyczaj chodzenia do sklepu w godzinach rannych). Jak tylko Karolina ją zobaczyła, w jej głowie pojawiła się dziura wielkości gejzera Waimangu i prawdopodobnie w takim tempie, w jakim wydobywa się z niego gorąca woda, wszystkie myśli ulotniły się z mózgu Karoliny.

— Ty to masz tupet dziewczyno — kierowniczka nie kryła nawet niezadowolenia — godzinne spóźnienie? Nasza firma i tak jest bardzo liberalna, możemy przychodzić do 9:00. Ale ty nawet tego nie potrafisz uszanować! Dwa tygodnie temu też coś było, czekaj, czekaj. Migrena, miesiączka czy ciąża? — Monika zawsze z wielką satysfakcją obrzucała Karolinę złośliwościami.

Nie tylko zresztą Karolinę, Monika bowiem uwielbiała poniżać pracowników przy niemal każdej okazji. Stosowała przy tym różne metody — od drobnych kąśliwych uwag do publicznego wyśmiewania się, gdzie już “szła na całość”. Jednak robiła to wszystko wybiórczo — tylko wobec płci żeńskiej, a zwłaszcza spokojnych, mniej przebojowych jednostek. Płeć męska mogła się czuć całkiem bezpiecznie.

— Monika, eee…., przepraszam bardzo, wiesz, mam ….. — “bardzo ciężki okres w życiu” — chciała powiedzieć Karolina, jednak Monika jej nie pozwoliła.

— Mało mnie obchodzi, co masz. Za to wiem, czego już na pewno nie masz. Nie masz już premii w tym miesiącu. — ostatnie słowa Monika już właściwie wykrzyczała, po czym z całych sił waląc obcasami o podłogę, poszła do swojego gabinetu.

Karolina zacisnęła zęby, a łzy napłynęły jej do oczu. Owszem, Monika miała we wszystkim rację — firma była naprawdę liberalna, jeśli chodzi o godziny przyjścia, a notoryczne spóźnienia się niedozwolone, przecież nikt nie chce pracownika, który zdaje się nie szanować swojej pracy. Jednak sposób w jaki Monika to przedstawiała, był chyba najgorszy z możliwych, poza tym Karolina już na rozmowie wstępnej uprzedziła, że cierpi na dosyć częste migreny i może się spóźniać a kiedyś nawet nie zjawić się w pracy. Monika jednak zapewniła wtedy, że to nic nie szkodzi, że firma jest nowoczesna i elastyczna i ewentualne późniejsze przyjścia będzie można nadrobić dłuższym zostawaniem. Jak widać były to tylko puste słowa. Karolina znowu więc poczuła bardzo nieprzyjemną kombinację złości, bezradności i rozpaczy. Właściwie to chciało jej się wyć i wrzeszczeć, ale, ponieważ musiała to stłumić w sobie, ból głowy, przyspieszony oddech i nierówne bicie serca powróciły. Tylko łzy znalazły swoje ścieżki na policzkach jako jedyna ekspresja tych silnych emocji. Kiedy jednak Karolina ponownie zaczęła mieć wrażenie, że zaraz postrada zmysły, odebrała to jako znak ostrzegawczy i udało jej się uspokoić. Tłumaczyła sobie, że nie będzie przecież dawała jeszcze większej satysfakcji ani Monice, ani innym “przyjemnym” osobom w tej firmie. Tym bardziej Piotrowi, z którym nie mogła przecież uniknąć spotkania. Pracowała z nim w jednym zespole, nad tym samym projektem i w jednym pokoju. Kto jak kto, ale on jest ostatnią osobą, która powinna wiedzieć, że Karolina ma zły dzień. Wytarła więc pospiesznie twarz chusteczką, sprawdziła w lusterku czy wszystko w porządku z makijażem i dziarsko poszła do swojego pokoju.

Powoli otworzyła drzwi do pomieszczenia, które było właściwie obszernym przejściem urządzonym na zasadzie współdzielonych biurek (tzw. open space). Wewnątrz ujrzała odwróconych przodem do okna Piotra oraz ostatniego członka swojego zespołu — Kubę. Pozostałe cztery osoby (Paweł, Norbert, Jacek i Wojtek) należeli już do innego zespołu i najpewniej byli teraz na kawie. Najwyraźniej wesoła konwersacja Piotra i Kuby nagle ucichła i obaj spojrzeli na Karolinę. O ile spojrzenie Kuby ukazywało rozbawienie, to spojrzenie Piotra po prostu zabijało.

— Witajcie, przepraszam za spóźnienie — Karolina udawała, że wszystko jest w porządku.

— Nie ma sprawy, zdarza się — z uśmiechem powiedział Kuba.

— Nie powinnaś czasem powiedzieć tego Monice, a nie nam? — z udawaną troską w głosie zapytał Piotr. W jego spojrzeniu tym razem pojawiła się satysfakcja.

— “Jeśli chcesz wiedzieć, to już jej powiedziałam, obleśny, zboczony ciołku” — Karolina miała te słowa na końcu języka, ale z zaskakującym dla siebie spokojem powiedziała tylko: — Masz rację!

Przez pierwsze pół dnia Piotr zręcznie udawał (jak się później okazało), zachowując się tak, jakby ich wczorajszej rozmowy w ogóle nie było. Co prawda, rzadko mieli okazję wymienić jakieś zdania, ale nawet jeśli, nie można było wyczuć nie tylko cienia złości, ale nawet żadnej pretensji w jego głosie.

— Chyba nie zapomniał? — zastanawiała się Karolina.

Wszystko zmieniło się po przerwie obiadowej, która zawsze trwała nie mniej niż pół godziny i musiała się zacząć między 13:00 a 14:00. Kiedy Karolina z niej wróciła, na firmowym komunikatorze już czekała na nią wiadomość.

— Możemy pogadać? Proszę! Pilne! (i tutaj szereg ikon kwiatków) — pisał Piotr.

— Ale o co chodzi? Nie jesteś zły? — odpowiedziała Karolina.

— A za co? Na Ciebie? No coś Ty!

— No ok. A o czym chcesz pogadać?

— O tym, o czym powinniśmy już dawno — o naszych relacjach. Czas najwyższy je naprawić.

— Zgadza się, nie są prawidłowe. W końcu to zrozumiałeś?

— Nie są prawidłowe, ale żeby się poprawiły, obie strony muszą chcieć!

— “Ty imbecylu’ — pomyślała Karolina. — “Narzucasz mi się, odkąd zaczęliśmy razem pracować, a teraz mówisz, że to obie strony muszą chcieć to poprawić? W jaką grę ty grasz? No dobrze, pogadam z tobą, ale w ten sposób, że powiem ci w końcu, co naprawdę o tobie myślę. I nie będzie mnie obchodzić czy poskarżysz się Monice jak to masz w zwyczaju.”

— Niech będzie, to gdzie mielibyśmy pogadać? — napisała.

— Możemy iść na kawę do tej kawiarni w centrum handlowym naprzeciwko. Zajmie nam to tyle samo czasu co wypicie jej w jadalni, a przynajmniej nikt nie będzie nas słyszał.

— No ok. To teraz?

— No może za pięć minut, ok?

— Ok.

Karolina miała jakieś dziwne przeczucie, że to nie najlepsza decyzja, ale zagłuszyła je, tłumacząc sobie, że przecież nie może się stać nic złego. Po chwili wyszła z pokoju i zaczęła się kierować w stronę drugiej, wewnętrznej klatki schodowej. Lubiła nią chodzić, bo była rzadko uczęszczana, a poza tym tutaj miała okazję zażyć trochę ruchu (na głównej klatce można było tylko zjechać windą). Nieco przestraszyła się, kiedy dosłownie po sekundzie zjawił się za nią Piotr.

— Widzę, że chodzimy tymi samymi drogami — powiedział z uśmiechem, po czym nonszalanckim ruchem otworzył drzwi i przepuścił ją przodem.

Karolinie wydawało się przez moment, że czuje na sobie rozbierający ją wzrok niebezpiecznego drapieżnika, a atmosfera stała się mroczna, ale odpędziła od siebie te myśli, mając gdzieś w głębi ducha nadzieję, że Piotr przemyślał sobie swój stosunek do niej i chce ją przeprosić. Przecież ona swoim zachowaniem nigdy nie dała mu przepustki poza tę oczywistą granicę. A Piotr ma przecież wspaniałą, piękną żonę, małe dziecko. Kiedy wiele razy przychodzili do niego do pracy, był z nich bardzo dumny. Uspokojona, początkowo nie pomyślała o niczym złym, kiedy na półpiętrze złapał ją za rękę.

— Poczekaj chwilę — wyszeptał dziwnie podekscytowanym głosem. Jednak to również nie zaniepokoiło wtedy Karoliny.

— Coś się stało? — zapytała, na razie nie wyjmując swojej ręki z jego.

— Wiesz, myślałem wiele. Wiem, że moje zachowanie nie jest właściwe… Wiem i bardzo cię przepraszam.

— No w końcu. Teraz naprawdę wszystko się ułoży, skoro zmieniłeś podejście! — Karolina naprawdę się ucieszyła, myśląc, że ten problem ma już za sobą.

— Ale co ja mam zrobić, skoro ty na mnie tak działasz?! — nagle wycedził przez zęby i zaczął sapać.

Natychmiast lekkie trzymanie dłoni Karoliny zmieniło się w silny uścisk. Drugą ręką Piotr rozpiął rozporek i wyjął swoje przyrodzenie, najwidoczniej nie mając majtek. Położył dłoń zastygłej w szoku Karoliny na swoim członku. Wszystko działo się tak błyskawicznie, że nie miała ona szans zareagować od razu.

— Zobacz! Poczuj, co ze mną robisz! — krzyknął.

Dopiero kiedy Karolina poczuła ogromny wzwód oprawcy, niemal odskoczyła. Niemal, ponieważ ten, chyba przewidując tę próbę wyzwolenia się, uniemożliwił ją poprzez popchnięcie Karoliny na ścianę ręką, którą dopiero co rozpiął spodnie. Po czym przycisnął ją całym ciałem i zaczął na siłę wciskać język w jej usta. Oprócz tego Karolina nie mogła zmienić pozycji dłoni, która wciąż tkwiła na penisie Piotra.

— Ciągnij, go ciągnij! Nie mów, że tego nie pragniesz! — wciąż sapiąc, Piotr mamrotał między próbami dostania się do języka Karoliny.

— Przestań, proszę! — próbowała krzyknąć ofiara, jednak nachalny ozór agresora jej to uniemożliwiał.

Kobieta zaczęła się wyrywać, jednak na niewiele się to zdało — Piotr był z natury silny, a teraz potęgował to przypływ adrenaliny. Karolina próbowała się oswobodzić ponad minutę, to jednak przyniosło tylko jeszcze większy nacisk gwałciciela.

— Zrób mi laskę, kurwa, otwórz usta!

W końcu atakowana nie widząc innego wyjścia, rozchyliła wargi i wpuściła do swoich ust język napastnika. Odczekała moment, a potem ze wszystkich sił, które w tym momencie również nie były nikłe, go ugryzła.

— Ty dziwko!!! — Piotr momentalnie wycofał się z ust Karoliny, zwolnił uścisk i wrzasnął z bólu.

Karolina tylko na to czekając, błyskawicznie wyrwała się całkiem z jego objęć i wbiegła na schody.

— Chyba odgryzłaś mi język — Piotr seplenił, ale mimo to nie zamierzał przestać krzyczeć. — Wracaj tutaj, podła suko, wracaj i dokończ to, co zaczęłaś! Wracaj, bo jeśli nie to jesteś skończona w firmie!!! Skończona, rozumiesz? Już ja znajdę sposób, żeby cię udupić. Tym razem nie będzie już zmiłuj się! Wracaj!!!

Karolina była w takim szoku, że skakała po dwa stopnie schodów i w niespełna minutę znalazła się z powrotem na piętrze firmy. Gdzieś z tyłu głowy wiedziała, że Piotr już teraz nie zawaha się ani chwili spełnić swoje wszystkie słowa, jednak miała nadzieję, że ktoś z innych firm na pewno słyszał te krzyki i w razie czego znajdzie świadka, który potwierdzi prawdziwy przebieg zdarzeń.

Rozdział II — Kobiecy potwór

— Co też mnie podkusiło, żeby tak zagrać? Przecież miałem cierpliwie czekać aż się szmata sama złamie — Piotr w pośpiechu zapinał rozporek. Teraz już było dla niego oczywiste, że musi wdrożyć plan B jako zabezpieczenie się przed ewentualnym podjęciem kroków prawnych przez Karolinę.

Kiedy wrócił do pokoju, był w nim tylko Kuba. Kiedy spojrzał na Piotra tym swoim typowym wzrokiem „od niechcenia”, było dla Piotra oczywiste, że Karolina nie pożaliła mu się jeszcze. Damski dręczyciel wrócił więc spokojnie do pracy i już nawet zaczął myśleć, że wszystko „rozejdzie się po kościach”, kiedy zadzwonił telefon na biurku Kuby.

— Tak, już idę. — Kuba pospiesznie wstał i bez słowa wyszedł z pokoju.

Po chwili zadzwonił też telefon Piotra.

— Piotr, przyjdź do mnie — mimo że ton głosu Moniki był dość chłodny i o ile dla osób płci przeciwnej raczej nie wróżyłby nic dobrego, w przypadku Piotra nie stanowił żadnego zagrożenia. On bowiem trochę domyślał się, że chodzi o Karolinę i prawdopodobnie Monika udaje, żeby zrobić dobrą minę do złej gry.

W gabinecie kierowniczki była już nie tylko Karolina, ale i Kuba.

— To on tutaj poszedł? No, teraz to zdziro przesadziłaś! — pomyślał Piotr.

— Powiedz mi, jak to z wami w końcu jest. Karolina twierdzi, że od początku waszej współpracy molestujesz ją seksualnie i to na różne sposoby. Podobno było to kilka razu w obecności Kuby — i tutaj Monika skierowała wzrok na rzekomego świadka.

W głosie i wzroku Moniki wyraźnie dało się usłyszeć i ujrzeć drwinę. Kuba pod takimi środkami nacisku od razu się zmieszał i wyglądał, jakby w tym momencie brakowało mu tylko jednej rzeczy — muszli na plecach, do której mógłby się schować.

— Właściwie to ja nie słyszałem wielu rozmów ani nie widziałem wielu sytuacji. — zdawało się, że się nawet jąka. — No, może kilka razy coś tam Piotrek palnął, ale przecież ojej, to tylko niewinne żarty, których nikt chyba nie traktuje poważnie. Raz kiedyś tam dał kwiaty, ale to chyba dobrze?

Karolina nie mogła uwierzyć własnym uszom i mimo że coś jej radziło się nie odzywać, nie umiała się od tego powstrzymać:

— Ostatnio jak rozmawialiśmy na osobności, to sam stwierdziłeś, że Piotr przesadza i że musisz z nim porozmawiać.

— A pytał cię ktoś o zdanie? — szorstko ucięła kierowniczka. — Przerwałaś Kubie, Kuba kontynuuj.

— No więc w mojej opinii żadne molestowanie nie miało i nie ma miejsca. Rzeczywiście powiedziałem tak jak mówi Karolina, ale tylko dlatego, żeby ją uspokoić. Jak o tym mówiła była tak nakręcona, że dopóki nie przyznałem jej racji, nie mogłem pracować. — Kuba nie patrzył Karolinie w oczy.

— No to pięknie! A teraz masz coś do powiedzenia? — Monika utkwiła przeszywający wzrok w Karolinie.

— Tak, właśnie przed chwilą Piotr na wewnętrznej klatce schodowej próbował… — Karolina czując, że się jej robi słabo, bardzo ściszyła głos.

Monika nerwowo przewróciła oczami:

— Co próbował, wymamroczesz wreszcie? Co się z tobą dziewucho dzieje?

„Dziewucha” wzięła dwa głębokie wdechy i najwyraźniej jak mogła powiedziała:

— Próbował zmusić mnie do całowania i do....doprowadzenia go do wytrysku ręką.

Zapadła bardzo ciężka cisza.

— Ooo, to ciekawe. Na tej naszej klatce schodowej? — Monika wskazała ręką wewnętrzne schody.

— Tak.

— Przed chwilą? — kto wie, czy taka kierowniczka nie nadawałaby się na funkcjonariusza Gestapo.

— Tak.

— A ty co zrobiłaś? Stawiałaś opór?

— Oczywiście, że stawiałam, a przynajmniej na początku próbowałam, bo np. trudno jest mówić a co dopiero krzyknąć, kiedy ma się wciśnięty cudzy język do buzi. Tak czy inaczej, dawałam wyraźne znaki, że się nie zgadzam na nic, co ten człowiek robił czy chciał zrobić. W obliczu jego znacznej przewagi siłowej nie miałam szans wyrwać się normalnie, więc rozchyliłam usta — tylko po to, żeby go jak najmocniej ugryźć w język, zaraz po tym, jak mi go chamsko w nie wsunie. Możemy to łatwo sprawdzić — niech pokaże, czy nie ma rany na języku i niech coś powie, zobaczymy, czy nie sepleni.

— O tym, czy pokaże i, czy ma coś powiedzieć, ja zadecyduję. Co było dalej? — chłód Moniki stał się arktyczny.

— Zaczął krzyczeć z bólu, rozluźnił uścisk, a ja uciekłam. Oczywiście żądał, żebym wróciła i groził, że jeśli nie, to — cytuję — „mnie udupi i jestem skończona w firmie”.

— I nikt tych wszystkich krzyków nie słyszał. — to było raczej ironiczne stwierdzenie, a nie zapytanie.

— Wiedziałam, że to poruszysz. Byłam oczywiście w paru firmach, które mają tam siedziby, ale, przynajmniej podobno, nikt niczego nie słyszał. Być może drzwi prowadzące na schody są zbyt grube… — Karolina czuła się coraz bardziej fatalnie, jej głos się zaczął załamywać. Nie dość, że padła ofiarą próby gwałtu (bo tak trzeba to nazwać), to ona czuła się winowajcą.

— I…?! I co?!! Kobieto, opanuj się! — krzyknęła Monika. — Nie widzisz, że zabrnęłaś w ślepy zaułek? Co ty chcesz w ten sposób zyskać? Czy myślisz, że twoje oczernianie Piotra coś da, że twoja opinia o nim w ogóle się liczy? To bardzo dobry pracownik i wszyscy to wiedzą. A zaszkodzić możesz tylko sobie.

— Ale…

— Już ani słowa więcej. Piotr chcesz coś powiedzieć?

Karolina ledwo powstrzymując płacz, patrzyła, jak jego dotychczasowe zaskoczenie (widocznie nie spodziewał się, że Karolina to zgłosi) ustępuje miejsca tak często widzianej szelmowskiej pewności siebie i pychy.

— Nie Moniko, chyba już wszystko zostało powiedziane. — Piotr rzeczywiście seplenił i to bardzo, ale oczywiście to nie wydało się Monice podejrzane.

A nawet gdyby o to zapytała, Piotr nie miałby skrupułów, żeby skłamać, np. że ugryzł się przy jedzeniu i oskarżycielka o tym się dowiedziała. Karolina coraz mocniej uświadamiała sobie, że co by nie robiła, już jest na straconej pozycji.

— Wszystko, a nawet więcej, wiele niepotrzebnych rzeczy, delikatnie mówiąc. Ale odpuszczam Karolinie, może jej tylko dam radę, żeby znalazła sobie chłopa, a wtedy nam wszystkim będzie o wiele łatwiej — roześmiał się fałszywie, a Monika mu zawtórowała. Po czym z typowym dla niego niezdrowym zapałem dodał — To możemy wracać do pracy?

— Pewnie, jeśli tylko nie zgłaszasz żądania wyciągnięcia konsekwencji za pomówienia — Monika zrobiła słodkie oczy i uśmiechnęła się chyba po raz pierwszy naprawdę szczerze dzisiaj.